Pół wieku literackiego życia w Poznaniu. Wszystko o ludziach uwikłanych w poezję i ich problemach, wszystko o bezkompromisowym otoczeniu, o literaturze w której nie można już odnaleźć piętna dawnych twarzy. O ambicjach i wydarzeniach pięknych, mniej pięknych i skandalicznych, o sukcesach i porażkach. O tym, co nie powinno się wydarzyć, i o tym, co się nie wydarzyło, a powinno. Pół wieku pewnych miejsc związanych z literaturą, miejsc magicznych i kultowych obecnie, miejsc politycznie postrzeganych dzisiaj po latach, kiedy coraz więcej pamięci a coraz mniej ludzi pamiętających przeszłość z naszym udziałem.
- /.../ Kto z poetów nie pisał o deszczu. Gałczyński i Tetmajer najwięcej. Dziwne, w moim dorobku próżno szukać takich wierszy. Prędzej śnieg, prędzej grad siekący po dachach, drzewach kwitnących, ale deszcz nie znalazł jak dotąd u mnie uznania. Może na starość jeśli dożyję. Witek Różański lodowatość utożsamiał z życiem: kry lodowe płynęły na wznak, jakby się ktoś narodził. Dziwna metafora i zarazem pojemna w treść, i dalej poeta pisze: dziecko szło i jak włócznia śpiewało. Zderzenie tych dwóch metafor powoduje zdziwienie, bo zwykle śpiew kojarzy się z wiosną, latem, kiedy płynie kra, trudno spotkać na ulicy śpiewające dziecko. Zatem jest to metafora metafor, nadrzędna i można ją interpretować w odniesieniu do samej wyobraźni, tam szukać wyjaśnienia tej sytuacji lirycznej. Skuta rzeka - martwy okres życia, kra płynąca – odwilż, płynąca na wznak – to zwrócona ku niebu – więc jak tu ma nie śpiewać dziecko, które być może się narodzi – jak wiosna – przyjdzie i ożywi świat.
„Preludium”, zapowiedź czegoś, zapowiedź
deszczu, zapowiedź miłości. U mnie
także zapowiedź śmierci, może nie zapowiedź lecz memento mori, nie całkiem jednak.
Moja poezja to przeciąganie liny, śmierć nie musi się za bardzo wysilać, życie
przeciwnie - musi walczyć ze śmiercią każdego dnia, byle tylko dopomóc mu w tej
walce. Najczęściej człowiek jest sprzymierzeńcem śmierci, fundując sobie
wszystko, co najgorsze, co mu szkodzi. Preludium, zapowiedź miłości przejawia
się dreszczem, przyspieszonym biciem serca, niekiedy zatraceniem się w sensie
pozytywnym. Trzy fazy miłości w mojej poezji, na początku deklaratywny jej
charakter, peany, tkliwości często brak opamiętania. Wracam do tych wierszy i
mam niezły ubaw, zastanawiam się jak mogłem być takim rozbrajającym
młodzieńcem. Patos królewski, bohaterka liryczna jak księżniczka, i do tego
odpowiednia sceneria pośród łąk i do tego umajonych jeszcze. W średnim wieku
nastąpił u mnie przełom, zacząłem bardziej zastanawiać się nad sensem życia. W
oparciu o tanatologię, pojawiła się pamięć z sylwetką zmarłej matki i potem
ojca. Cykl, listy starego dróżnika, był owocem moich rozważań. Grafikę
do tomu sprezentował mi Stasys Eidrigevicius, wybitny artysta pochodzenia
litewskiego. Tom ten ukazał się w 1991 r. i zawierał wiersze z okresu piętnastu
lat, kiedy pisałem dorywczo, między prozą i recenzjami. Redaktorem tomu był
Mariusz Rosiak, który swoją aktywność przejawiał w wielu dziedzinach sztuki. Po
ukończeniu Kulturoznawstwa zajął się kolekcjonowaniem polskiego
abstrakcjonizmu, otworzył galerię w Poznaniu, rozwijał się dynamicznie. Z jego
inspiracji powstała „Gazeta Malarzy i Poetów”, jakiś czas był szefem BWA
w Poznaniu, plany miał dalekosiężne i
konsekwentnie je realizował. O jego sukcesach piszę w dalszej części opracowania, bo Rosiak to
instytucja, tak działał do końca swoich dni. /.../