Odeszła w styczniu jak jej koledzy, Marek i Tadeusz, odeszła liryczną drogą, z której nigdy nie schodziła, bardzo kobieca w swoich wierszach, naturalna bez makijażu i wyszukanych kreacji. Energiczna, pełna pozytywnych emocji, zawsze uśmiechnięta. A miała przecież powody do smutku, rozgoryczenia kiedy zmagała się z dolegliwościami, później z chorobą. Ilekroć ją spotykałem tryskała optymizmem, witalnością i poczuciem humoru, na swój sposób interpretowała otaczającą nas rzeczywistość, emanowało z niej doświadczenie i tolerancja względem odmiennych postaw, jak przystało na poetkę szanowała każdego rozmówcę, bez uprzedzeń i pretensji o cokolwiek, miła niekiedy kokieteryjna ale zawsze z klasą w każdej sytuacji. Odeszła pozostawiając po sobie niemały dorobek twórczy, oraz wiele dokonań społecznych, pedagogicznych i kulturowych. Cześć Jej pamięci.
Studium kobiety
Lirykę Jolanty Nowak Węklarowej cechują drobiazgi. Kobieca natura każe jej dostrzegać wszystko,
co ma związek z nią samą. Ale tylko to, co widoczne i namacalne. Dostrzeżone, sprawdzone i
zarejestrowane. Rejestr czasu widoczny
gołym okiem. Spojrzenie w lustro w nim
cała przeszłość - w twarzy kobiety, która młodzieńczo trwa w jesieni. Ten swoisty spektakl trwa od czasu, kiedy
poetka wydała jeden ze swoich najlepszych tomów zatytułowany: Wstępuję w jesień. Biografia Jolanty
Nowak Węklarowej jest typowa dla poetów z kręgów Orientacji, określanych mianem
„spóźnionych przez Andrzeja K. Waśkiewicza.
Debiutowała na uboczu w zgiełku manifestów Nowej fali. W gorącym okresie
rozliczeń, kiedy co niektórzy nadgorliwi decydenci po piórze ogłaszali już
bilans zysków i strat okresu Orientacji. Z tych względów jej pierwsza książka
była łabędzim śpiewem ginącym w tumulcie nowych deklaracji poezji lat
siedemdziesiątych. Z pewnością był to
dla poetki trudny okres. W konsekwencji potrzebowała blisko dziesięciu lat, aby
zaistnieć po raz drugi poetycką książką.
Trwająca chwila była pozytywnym skutkiem szczególnej „inkubacji” poetki,
kiedy to jej sytuacja liryczna mogła natenczas ulec panującej modzie, lub w
pozycji wyczekującej zachować poprzedni status? Wielu przedstawicieli
Orientacji doświadczyło tego procesu.
Nielicznym tylko udało się spowodować pewien wyłom w świadomości
wydawców i nawiązać do Orientacji jednak poprzez nowe kształty i kreacje czysto
własne. Przykładem może tu być Wojciech
Czerniawski.
Jolanta Nowak Weklarowa przeczekała
jednak ten okres. Ale nie bez uszczerbku na przyszłość. Przypadkiem, może z
premedytacją podążała do percepcji czytelniczej zawsze u schyłku kolejnych dla
poezji okresów. Demonstrowała swój hiatus w martwych okresach, kiedy
przebrzmiewały już hasło kolejnych generacji. A były i są to okresy, w których
wszelkie „formy obecności” grawitują ku klasyce. Zbiorowa świadomość przestaje
być świadomością narzuconą. Triumfują więc propagatorzy nowych kształtów, tacy
jak Czerniawski w latach siedemdziesiątych, Tulik i Derdowski „Po sierpniu” i
potem od Podsiadły aż do Honeta. Z tych
względów Jolanta Nowak Węklarowa pozostawała zawsze poza układem. Była to jednak sytuacja wymuszona. Nie mogła,
więc poetka deklarować swojego uczestnictwa we wspólnocie programowej, ani
odreagować nowym kształtem na obligatoryjnie obowiązujące tropy świadomości
zbiorowej. Nic dziwnego, że ucierpiała na tym jej poezja, rewelacyjnie
zapowiadająca się na początku lat siedemdziesiątych.
Credo liryczne Jolanty Nowak Węklarowej to
osobiste wzniosłości i upadki. W jednym z wierszy w tomie: Wstępuje w jesień,
mówi wprost: jestem nowe studium kobiety, – które mniej więcej przebiega tak:
(…)
naprzeciw twarz moja
(…)
w szyderczym lustrze przemijania
prześwietlona do chłodu
przedśmiertnej maski.
Jej prawda o przemijaniu to nie odwzorowanie wnętrza lub lansowanie
określonej kondycji psychicznej. To ciało – kobieca oręż i kobieca bezbronność.
To uroda. O urodzie kobiety wstępującej w jesień mówi poetka z Wągrowca.
Liryka osobista bywa zwykle
domeną poezji kobiecej. Wyznaniem stanów, dokumentacja porządkująca drobiazgi. U autorki Trwającej chwili jest czymś więcej?
W swoich wyznaniach często antycypuje stany przedśmiertne. A przecież z jej
strof bije optymizm i pogoda ducha kobiety czynnej i pełnej życia. Jest to,
więc kamuflaż polegający na kreowaniu lirycznej apatii, która jest
przeciwieństwem sytuacji obiektywnej podmiotu.
W podobny sposób próbowała dotrzeć do percepcji czytelniczej Anna Janko.
Tyle, że w jej wykonaniu była to poza? Książka Jolanty Nowak-Węklarowej stanowi
niepodzielna całość. Książka ta budzi tyle zachwytu, co i zastrzeżeń. Nadmiar metafor nie zawsze trafnych i
zamierzonych. Często przypadkowych. W konsekwencji traci na tym fabuła. Nie czuje
się dramaturgii. Chociaż niewątpliwie jest to autentyzm, tyle, że nie zawsze
właściwie wkomponowany w poetycki obraz. Prostota wyrazu byłaby właściwym środkiem. Jednak akcenty lingwistyczne w jej języku są
tak mocno zakorzenione, ze trudno wymagać od poetki, aby wyrzekła się tradycyjnych
dla niej środków przekazu. Zwłaszcza języka. Próbowanie różnych poetyk dowodzi
braku indywidualności. Przekonali się o tym nieliczni z nielicznych poetów tego
okresu, dla których „wspólnota” była szansą przetrwania. I końcem własnego
głosu.
Zasługą poetki z Wągrowca jest dbałość o wiarygodność. Zabieganie o wyrazistość obrazu. Wspomniane
zarzuty nie są aż tak istotne. Bowiem powszechnie wiadomo, że kreowany
autentyzm językiem metaforycznym prowadzi do konstruowania wypowiedzi
subiektywnej, wyraża indywidualną osobowość, niepowtarzalność przeżyć i
doswiadczeń. I nawet, gdy przekazywany jest językiem szablonowym, schematyczną metaforą – nie pomniejsza to wartości artystycznych utworu. Albowiem wszelkie
niedociągnięcia są rezultatem konwencjonalizowania się wszelkich zjawisk w
indywidualnych poszukiwaniach. Jest to proces nieunikniony. Dlatego tak często
mówi się o kryzysie wartości artystycznych i nie tylko.
W poezji Jolanty Nowak-Węklarowej wyartykułowane jest „ja”. Podmiot
występuje tutaj w imieniu własnym. Ale jego racja jest uniwersalna. Dotyczy,
niezależnie od zamiarów autorki, zbiorowej świadomości. I to nie tylko kobiecej. Wyrażona
subiektywnie jest udana próbą wyartykułowania indywidualnych spostrzeżeń. Nowe studiu kobiety – to odkrywanie piękna
jesieni kobiety. To przepis jak żyć bez kompleksów, jak przeciwstawić się
napastującej niemocy. Wreszcie jak
zabiegać o miłość – tą, która jeszcze tli się - aby całkiem nie wygasła. Po dwóch poprzednich próbach myślę, że tym
razem liryka Jolanty Nowak-Węklarowej, jeżeli nie ostanie, to przynajmniej
kilkoma wzruszającymi wierszami utrwali się w pamięci czytelników. W jej
zbiorku nie brakuje strof, które są jak lustro, w którym jawi się uniwersalna
twarz, ta beztroska w młodości, ta doświadczona przez życie. W jej zbiorku
znaleźć można również wyznania odkrywcze:
/…/
Proszę – nie wstydź się czasu
który dopada ciało kobiety
obnoś to co miało przyjść
bo się stało
jako piękno i dostojeństwo.
Gdyby takich strof więcej – zbiorek autorki z Wągrowca na pewno byłby
wydarzeniem. A i bez tego, wzrusza i przekonuje.
(fragmenty z książki: Dzieci Norwida" , która jest w przygotowaniu do druku}