Wczoraj 22-go maja
minęła siedemnasta rocznica śmierci Marka Obarskiego, poety, prozaika tłumacza,
dziennikarza. Żył okrągłe pół wieku, jakby połowę swojego życia, jeśli przyjąć zasadę,
że poeta żyje szybciej, a nawet dokłada nieprzespane noce. Marek żył tak samo
jak pisał, więc według własnego prawa, niekiedy wbrew sobie, kiedy tego
wymagało życie zawodowe i rodzinne, zwłaszcza po roku dziewięćdziesiątym, kiedy
to zniknęły z rynku instytucje, w których zarabiał na chleb. Pojawiły się nowe,
bardziej wyrafinowane, ale Marek i z tym sobie poradził, pracował jednak ponad
siły w roli tłumacza dla kilku wydawnictw komercyjnych. Pamiętam nasze
spotkania na neutralnym terenie, opowiadał jak wygląda każdy jego dzień, i że
nie zawsze to, co się robi można nazwać pasją. Kiedy wpadał mu do tłumaczenia
jakiś tom poezji - odżywał, nabierał przekonania, że jest jeszcze komuś
potrzebny, że w nowych warunkach da się żyć.
Marka poznałem w połowie lat siedemdziesiątych
w redakcji poznańskiego Nurtu. Pracował tam prowadząc swój dział związany z
poezją i recenzjami. Mieliśmy stały kontakt roboczy, były to ciekawe czasy,
dużo się działo w literaturze, a Marek okrzepł po okresie bujnej młodości w
szeregach ludzi wyzwolonych kulturowo, jak większość młodych wtedy ulegał
modzie i trendom przychodzących z zachodu mimo cenzury i jawnego zwalczania tego,
co nasiąknięte było kapitalizmem.
W połowie lat dziewięćdziesiątych spotkaliśmy
się kilka razy u mnie, po wyprowadzce z Kuźniczej, sąsiedztwa Witka Różańskiego
- na Świerczewo. Marek chętnie zahaczał o mój adres i anonsował swoją rychłą
przeprowadzkę na Winogrady. Byłem u niego z żona na tzw. parapetówce, kupiliśmy
jakiś przedmiot poznańskim zwyczajem do nowego mieszkania, pokropiliśmy, aby
nie spadał tynk, rozważając dalsze losy polskiej literatury w warunkach wolnego
rynku. Krótko potem dowiedziałem się o jego nagłej śmierci.
Marek nie doczekał się faktu podsumowania
własnej twórczości. Jak dotąd niewiele
się ukazało na jego temat. Nie był za życia poetą łatwym w sensie percepcji,
jednak jego książki krążą wśród czytelników. Od czasu do czasu nazwisko Obarski
pojawia się przy różnych okazjach, kiedy jest mowa o poetach przeklętych. Tak,
Marek należy już do Gwiezdnego Szlaku
– życiopisanie mu się przypisuje,
jako udział w tym nurcie, obok kolegów na czele ze Stachurą i Brunem. W tym
przeświadczeniu dzisiaj zapalam znicz symboliczny mając nadzieję, że pragnienia
kolegi zostaną spełnione i dokończy to, co zaczął ale już w nowym wcieleniu?
Egzystencja życia w
śmierci, to poetyckie credo Marka Obarskiego. W tomie poezji „Kwiat płodu”
wiersz „Kości i ciało” otwierający tom, przywołuje zwodnicze synonimy życia i
śmierci: ciało-śmierć, kości- życie?
Nie są to bynajmniej
rekwizyty poetyckie. Utożsamia się z nimi podmiot liryczny rozdarty na ja –
życie subiektywne, ja – obiektywna śmierć. Typowe odwrócenie pojęć tak częste u
Obarskiego.
Autor z zadziwiającą precyzją
wnika w niezdefiniowane obszary genezy naszego bytu. Próbuje je określić.
Wszystko według niego jest ważne, jeśli można się tym posłużyć w definiowaniu
zjawisk. W świadomości podmiotu wszystko jest zmaterializowane: „kości”, które
się zrastają - ciało świadomości” a więc – reinkarnacja, lecz znów w odwróceniu
pojęcie powstawania życia.
Według Obarskiego zalążkiem życia jest jego
pierwowzór istniejący obiektywnie, przygotowany do bytu jedynie ciałem. Śmierć
jest aktem twórczym, podczas którego świadomość ulega zmaterializowaniu. To
jest właśnie „kwiat płodu” z ukształtowanym rdzeniem świadomości, wokół której
rozwija się doskonalsze ciało.
Genezy ludzkiego bytu należy szukać nie w materii,
ale w świadomości: pełnym wyzwoleniu – doskonałości:
(…) zwiódłszy nerwy
płeć i wzrok
postradałem swe
ciało….
śmiertelny relikt
na przedprożu
świadomości…
Proces ten ma swój koniec u progu „widnokręgu”,
który jest nie tylko początkiem wyzwolenia, ale także „kresem bezdomności”,
bowiem ciało nigdy nie będzie tożsame z otaczającą je rzeczywistością, lecz
wyłącznie świadomość, która tę rzeczywistość określa i bezustannie kształtuje.
Lektura: „Kwiatu płodu” i całej poezji
Obarskiego nawet wytrawnemu czytelnikowi nie przychodzi łatwo. Tworzywo, którym
posługuje się poeta tylko z pozoru jest proste. Bogactwo przyrody, której Obarski
jest wnikliwym obserwatorem, to tylko sceneria towarzysząca zjawiskom głębokiej
dramaturgii naszego bytu. U jego podstaw usadowił się podmiot tej poezji.
Bynajmniej nie w pozycji wyczekującej. Polemizuje, więc z wszystkim, co
dwuznaczne lub wątpliwe, sięga głębiej niż sprawdzalnie nie pomija niczego, co
może mieć związek z nim samym. To już nie poezja, to obsesja z wynaturzonej pasji,
która prędzej czy później stanie się mitem, mitem Obarskiego. Tymczasem – jest
swoistym dokumentem świadczącym o istnieniu w przeszłości, pewnych zjawisk,
które uległy przekształceniu, lub zupełnie zanikły:
(…) Odchodząc stąd
porzucił
swe zwęglone ciało
na najciemniejszym
skraju widnokręgu…
Dualizm w wierzeniach
pogan: Bóg o dwóch obliczach – nocy i dnia. To interesujące. Znajdujemy w
„Kwiecie płodu” takie stwierdzenie odkrywcze:
(…) tropiłem o
świtaniu
pierworodną gwiazdę
graniczne ciało
widnokręgu.
„Graniczne ciało” może
jest to ciało astralne, albo materialny twór świadomości z pogranicza życia i
śmierci – początek procesu reinkarnacji? W pierwotnym wcieleniu? Gdyby tak było
nasuwa się teza o wcześniejszym jej początku, a jeśli tak, to można mieć
podejrzenie fuzji obu wcieleń jeszcze za żywota lub podczas aktu śmierci? Brzmi
to nieprawdopodobnie. Obarski prowokuje przedmiot swoich dociekań i zdąża jak
sądzę do prób empirycznych, poznawczych eksperymentując na samym sobie? Cała
jego twórczość jest tajemnicza, z pogranicza fikcji i rzeczywistości, przy czym
tropy rustykalne świadczą o wpływie magii i guseł na jego osobowość. No i
przyroda, poeta twierdzi, że w niej należy szukać odpowiedzi na wszystkie
pytania o początki życia, a także kontynuacji życia po śmierci. Nie ważne, w
jakiej postaci?
Poezji Obarskiego nie da się ująć w żadne
konwencjonalne ramy. Nie kreuje jej codzienność. Podmiot – trudny do
określenia, bez oblicza jakby odkrywa a nawet stwarza obszary obcej
cywilizacji, posługując się stanem naszej świadomości, aby wszystko było zrozumiałe.
„Obca” cywilizacja może być początkiem każdego z nas i to nie tylko w ujęciu
historycznym. Wszystko dzieje się w przestrzeni a czas niekoniecznie musi być
wyznacznikiem naszej obecności? Funkcje te pełni nasza świadomość:
Spojrzenie przestrzenią
więcej boli (…)
A więc, im wyższy stan
świadomości tym więcej pytań bez odpowiedzi, ale więcej wniosków użytecznych,
innymi słowy wyobraźnia jest w stanie ogarnąć to, czego nie jest w stanie pojąć
świadomość, wnikanie w struktury podświadomości wymagają całkowitego wyłączenia
lub w znacznym stopniu ograniczenia funkcji świadomości. Jedna i druga są
jednak niepodzielne, więc Obarski nie daje odpowiedzi tylko jak wytrawny badacz
drąży tematy egzystencjalne w powiązaniu z duchem.
Świat tych wierszy - martwy i niedostępny, w
którym jednak wszystko żyje w pełnej symbiozie – istnieje. Tylko wiedzo o nim
jest na tyle skąpa, że wyobraźnia podmiotu przewartościowuje jego realia. Ale
czy tylko z tego powodu musi być nierealny?
Obarski odpowiedzi nam nie udziela. Sami musimy ją znaleźć. Nie doszło,
więc do promocji bohatera tych wierszy, ani w przeszłości ani obecnie.
Odosobniony, może wiarygodny, ale hermetycznie samotny – grawituje ku prawdzie,
w gruncie rzeczy jest bardziej od niej odległy w swojej kreacji zawężonego
świata. sam zresztą się do tego przyznał:
(…) Stałem się, jestem
ziemia i widnokręgiem
który siebie
oddala, przybliża (…)
Odkrycia przybliżają
prawdę wzniecają nowe wątpliwości. Na rozwiązanie ich nie wystarczy czasu.
Bohater Obarskiego przekonywująco inspiruje do wyjścia poza stereotyp zachowawczej
świadomości. Stereotyp, bo świadomość wprawdzie jest podłożem wyobraźni, ale
nic ponadto, dopiero wyobraźnia będąc podłożem podświadomości czyni z człowieka
coś więcej aniżeli twór materialny zdolny do myślenia. Tę cechę Obarski posiadł
w najwyższym stopniu. Czego wyrazem jest jego twórczość bez wyjątku. Szkoda, że
tak wcześnie poeta dopiął swego
porzucając swoje doczesne wcielenie. Siła wyższa, ta sama siła, której dociekał
i doświadczył w dniu 22 maja 1997 roku, kiedy to jego serce przestało bić.
Jerzy Beniamin Zimny
Przekonująco albo przekonywająco :)
OdpowiedzUsuńta forma imiesłowu w obu zwrotach jest praktykowana od wielu lat, mimo że w tym przypadku pochodzi od czasownika.
OdpowiedzUsuń