autoportret
Twarz jak tablica nagrobna, sylwetka jak szubienica.
Idę, się poruszam kościami, dzwonią, odzwaniaja ulicę.
Twarz innej twarzy odbicie,sylwetka zdjęta z krzyża
Idę, się włóczę przędzą z mojego siermiężnego życia.
Noc koślawa w rozkroku dziewiczym, w niej się gubię
w niej się skracam o głowę. Poranek niemrawy jeszcze
żółwiem idzie. Będę dzisiaj rybą, pawiem, a może niczym.
niepewność
Gdy księżyc zasypia w chmurach
dzielę z tobą łoże na pół.
Ty pod ścianą ja na wylocie.
Oblatani jak dwupłatowiec przez dzieci,
zasypiamy może ostatni raz.
Może ostatni raz otworzymy oczy.
testament
Niech się wszyscy uzbroją w cierpliwość;
umrę na pewno ku chwale śmietników.
Poetą nie byłem w wymiarze uniformów.
Życie na tratwie pośród sztormów,
spanie w poprzek rynsztoków - moje jedyne chwile
warte pięknych metafor.
Nie ma się nad czym rozczulać, ani skarżyć.
Byłem faktem pośród fekaliów,
zostałem jednak tutaj oparty o mur, nie przyparty.
Skoro jest słońce i księżyc to musi być ciemność.
Dwie strony ulicy jeden pręgierz.
I zbawienny dach baldachim,
dziurawy jak prawda.
zachowek
Za wszystkie moje grzechy odpowie poezja
jeśli ktoś jej zechce wysłuchać, jak matkę
skazanego syna za słowa urągające porządkom.
Jestem półwytrawny od wczoraj,
zgubiłem wątek umierania naprawdę,
nie czuję kończyn lotnych.
Więc czas to nie pieniądz,
więc przestrzeń to nie odległość,
pozostała ciemność wybielana treścią
ostatniego wiersza, koniec wieńczy początek.
JBZ 29 lipca 2015
Zegnasz się z poezją? Ale chyba nie z życiem!!!
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że to jednak nie pożegnanie panie Jerzy :)
OdpowiedzUsuń