piątek, 2 marca 2012

Każdy może być poetą

Powiedział kiedyś Jan Palony, drwal z zawodu, kamieniarz z powołania. I stawiał nagrobki z lastryka, czasem trafił się granit strzegomski, albo sjenit, czarny jak jego wąsy, na których osiadał pył po szlifowaniu na sucho obelisków. Palony wiele widział, jeszcze więcej słyszał, ale milczek z niego był, dopiero po kilku kieliszkach wyjeżdżał ze swoją wątrobą do wszystkich. A miał na niej wiele życiowych złogów. Trzy miłości wybrakowane, kilka szram na ciele, dwa uszyte welony i jedna zapowiedź w parafii gdzieś na zachodnim krańcu Polski. Palony szył swoje życie grubym ściegiem. Każdy może być poetą; mawiał, najczęściej na cmentarzu, bo to miejsce najbardziej liryczne, ptaków tu więcej, i wdów okazałych, kwiaty więdną wolniej bo służą zmarłym. Palony służył kobietom przynosząc w wiaderkach wodę, czasem grabkami nagrobek obskoczył, był przy tym szarmancki choć w kombinezonie, z dziurami na kolanach. To od wiecznych modłów za dusze zmarłych. A wdowy zawsze wypytywało o niego. Panie gdzie ten z wąsami? Czy jutro będzie, przyjdę z jabłecznikiem, bo lubi. I takie to było Palone w pracy, także w tramwaju na pętli Junikowskiej, aż do Bałtyku, na którego miejscu teraz Sheraton się rozpłaszczył i takich jak Jan posyła do diabła. Pisał swoje wiersze na wietrze, ustami, roznosiły się po alejkach cmentarnych, w słoneczne dni więcej ich było, podczas deszczu Palony milczał, albo powtarzał kilka wersów, które znaliśmy już na pamięć:  

Kiedy się obudzisz
zapal giewonta i idź na całość 
świat ma cztery strony
ulica jeden kierunek
zawsze do gardła 
nigdy z powrotem, chyba
że za tobą idzie dama. 


Razu pewnego Palony zniknął na jakiś czas, ludzie cmentarza mówili, że jest na saksach, podobno w Czechach. Różne wieści krążyły, nawet ktoś pochował Jana, inny wysłał do stolicy na budowę metra, a on więzienie centralne budował w Wiedniu, i stację kolejki w Karlovych Varach. Byliśmy tam razem, ale na Seszele  poleciałem sam, i miał mi za złe, że nie dałem mu cynka. Pewnego dnia pojawił się w czerwonych szelkach, do siekiery i młotka dorzuciłem certyfikat maklera giełdowego. Ale nocami roznoszę mleko po blokach, nie mogę pozostawić dobrych ludzi na łasce losu. Napisałem kilka wierszy, na papierze, długopisem, to jest koniec świata i mojego gardłowania. Na cmentarz wrócę, ale nie sam, wyniosą mnie na ramionach, w upalny dzień koledzy:


a kiedy umrę
włóżcie mi do trumny siekierę
wrzućcie mi giewonty i plecak
i tego motyla, któregom przyszpilił
nocą, kiedy pukali do drzwi
wojenni, we śnie krążył
a oni go spłoszyli 
byłem tym motylem w ciężarówce
skuty jak kamień 
ofiarny.


Każdy może być poetą, Palonego spotkała zasłużona kara,  nadział się wreszcie na widelec pewnej, młodej wdowy i wyszło mu to dobrze na wątrobę. Przestał pić, przestał budować, o roznoszeniu mleka zapomniał, wierszy nie pisze, tylko...maluje pejzaże w ogrodzie, u jego boku wnuczęta, lepią z plasteliny dziadka do orzechów, bo Palony ma jeszcze wszystkie zęby. Laska z nim chodzi od czasu słynnego skoku z pociągu relacji Głogusz- Kije, kilka śrub i jeden przegub zabierze ze sobą do trumny. Przynajmniej zainteresują się mną złomiarze, bo to elementy szlachetne, niklowane. Żona dużo młodsza podaje kawę, pijemy w cieniu altany, Jan żartuje jak zwykle, moja kobita, to całkiem Malajka, jeszcze nie posiwiała, na dole, też. Obrazy Palonego przypominają mi Majorkę, tyle że palmy z Seszeli są endemiczne a ich owoce  skuteczniejsze od Viagry. Palony ma czwórkę dzieci, machnięte po czterdziestce. Każdy może być poetą w swoim zawodzie. Czyż nie?

Jerzy Beniamin Zimny













1 komentarz: