poniedziałek, 25 września 2017

Poeta przegrany

   


  Od pewnego czasu zastanawiam się nad stereotypem poety przegranego,  nie autsajdera i nie z marginesu społecznego, lecz poety sukcesu na starcie a potem odstającego od czołówki z takich czy innych względów. Będę się starał te względy (czynniki niesprzyjające) wyłapać, zwłaszcza w okresie ostatniej dekady. Nie wszystko zależy od autora, czasem zbieg okoliczności lub pasmo niekorzystnych wydarzeń, mają decydujący wpływ  na "karierę poetycką", jeśli tak kolokwialnie można nazwać status poety?

   Na portalach społecznościowych zaczęły się ostatnio pojawiać posty prowokujące do dyskusji na tematy wydawnicze, posty typu: "mam kolejną zredagowaną książkę, nie wiem czy warto wydawać, nikt już nie chce poezji, wydawnictwa niechętnie rozmawiają z poetami". Autorzy tej treści wpisów liczą na to, że ktoś im podpowie gdzie można korzystnie wydać  książkę, liczą też na coś więcej. W gruncie rzeczy jest to potwierdzenie "stanu zawieszenia" na bliżej nieokreślony czas, edycji książek poetyckich, bez względu na obecną pozycję autora, jego dotychczasowe sukcesy z najwyższymi wyróżnieniami włącznie. 

   W przeszłości przepustką do oficyn wydawniczych był dobry debiut (przynajmniej dwie pochlebne recenzje opublikowane  w pismach literackich), natomiast debiut nagrodzony otwierał poecie salony. Dla przykładu poslużę się debiutem Wojciecha Czerniawskiego ( najlepszy debiut w 1976 r.) W konsekwencji, Czerniawski w następnych latach wydał kilka książek poetyckich i prozatorskich. Nie jest to przykład przejaskrawiony, odosobniony, podam przykłady z poznańskiego podwórka, debiutantów którzy zaistnieli na dłużej, dzisiaj po latach ich nazwiska są powszechnie znane, w kręgach literackich uchodzą oni za poetów najwyższego formatu: Jan Krzysztof Adamkiewcz, Roman Chojnacki, Sergiusz Sterna Wachowiak, Wojciech Gawłowski, Krzysztof Kuczkowski, Tadeusz Wyrwa-Krzyżański, Jerzy Szatkowski, Wincenty Różański, Andrzej Babiński, Teresa Tomsia, Anna Kwietniewska, i wielu innych. Jedyną barierą ograniczającą rynek wydawniczy były wtedy finanse. W rocznych planach wydawniczych wydawnictwa przeznaczały na poezję około dziesięć procent posiadanych środków. Oznaczało to, że młodzi poeci mogli wydawać swoje kolejne książki  co pięć lat.  Z dzisiejszej perspektywy, pięć lat, to nie jest długi okres , w dodatku sprzyjający jakości redagowanej książki, dlatego w przeszłości zdecydowanie większość poetów umacniało swoją pozycję dzięki drugiej książce, książce po debiucie. Nie gorszej, zwykle lepszej, a każda następna była w pewnym sensie wydarzeniem, przynajmniej w środowisku, nie rzadko na skalę krajową.

No więc jaki jest ten stereotyp poety przegranego,  z perspektywy ostatnich dziesięciu lat? 

Zacznijmy od tego, czym charakteryzuje się twórczość poety począwszy od debiutu. Po pierwsze, gdzie i w jakich okolicznościach miał miejsce ten debiut, kto był "ojcem chrzestnym poety",  jak został przyjęty debiutant w szerszych kręgach?  A więc konkursy krajowe, te najbardziej prestiżowe. Powiedzmy "Bierezin". A jak Bierezin, to dla przykładu przywołam Magdę Gałkowską.  Droga prosta i bardzo znana: Łódź - Gniezno -Tychy, a teraz? No właśnie, pytanie o dalszy kierunek. Najlepiej jakby to była Warszawa albo Kraków.  Po Tychach powinna być Gdynia  lub "NIKE zwycięska". Mam oczywiście  na myśli czwartą książkę.  Lecz jest problem? Jeśli wierzyć poznaniance, czy przypadkiem nie blefuje aby zaskoczenie było tym większe, im bardziej narzeka na poszanowanie potencjalnych wydawców. Taki zabieg marketingowy? Intuicja mi podpowiada, że będzie to najlepsza książka poznańskiej poetki. 

   Od debiutu Magdy minęło dziewięć  lat, od debiutu innych poetek i poetów więcej i mniej czasu, a na poetyckim rynku coraz mniejsze zainteresowanie poezją , nawet tą najlepszą?  Sygnały płyną z rynku, w sieciach handlowych zaczynają znikać półki z poezją, ostatnio nawet proza polska kurczy się na regałach największych sieci. Już nie poeta pozostaje sierotą, zbliża się powoli do niego prozaik. Czy jest to zjawisko chwilowe? Nie. Trzeba się bacznie przyglądać zmianom, które następują, i wyciągać właściwe wnioski. 

   Pragnę w tym miejscu posłużyć się terminem : " poetą się bywa". Nic lepszego na dzisiejsze warunki,  obecnie lepiej bywać niż być poetą, łatwiej wtedy pogodzić zainteresowanie z pracą zarobkową,  i przy tym zachować dystans do poezji.  Poddaństwo nie popłaca, cierpliwość przynosi sukcesy, wygrana nie zawsze wygląda jak laur, czasem jest to zwykły spacer po szczęśliwym dniu, wypełnionym zadaniami w interesie rodziny. I od czasu do czasu tomik poezji, przemyślany, adresowany do najwierniejszych czytelników. 

   Być przegranym poetą,  to żaden wstyd. Przegrani poeci powracają do poezji po wygranym życiu.
Ten nadzwyczajny mecz trwa nadal, wynik może się w każdej chwili zmienić.  Remis nie wchodzi w rachubę, życiowe zwycięstwo przekłada się na wygraną poezję, prędzej czy później. Trzeba też pamiętać o innym meczu -  życie i śmierć w ciągłym zmaganiu, a w tle piękny świat. Piękniejszy od najpiękniejszych strof. 













5 komentarzy:

  1. Dobry wpis, choć można by go rozszerzyć na parę innych wątków. Są tacy poeci, co sami wydają książki nie czekając na wydawnictwa, jednak ich twórczość nie jest na dobrym poziomie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Jurku - dziękuję za ten wpis i prostuję, nie. nie jest to chwyt marketingowy, zna mnie już Pan na tyle, że wie, iż "walę prosto z mostu" (proszę wybaczyć kolokwializm) co myślę. Ja nawet nie jestem poetką przegraną, mnie tzw "środowisko" nigdy za poetkę nie uważało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ps. ale nie traćmy nadziei, Gala Jakubowska - Fijałkowska też musiała swoje "odczekać" :)

    OdpowiedzUsuń