Czterdzieści
Miało być słonecznie a było deszczowo,szliśmy z miasta
do miasta, z nazwy do nazwy, we dwoje.Ty wyższy ja nieco
przy tuszy,szliśmy nie wiedząc,że zaraz otworzy się niebo.
Nasze z wierszy o piekle, nasze wymodlone i przepite,
zarazem w mękach nie naszych, w drgawkach konających
za winy i niewinność, w ustaniach bólu i grymasów na twarzy.
Szliśmy trasą wyznaczoną przez ciekawość oczu u uszu,
szliśmy wbrew i naprzeciw,wiedząc jedynie tyle,co widać.
Miało być jak w lesie a było jak na pustyni bez horyzontu.
Szliśmy w skupieniu wierząc własnym krokom, szliśmy
niewidoczni, bo nie było za nami śladów,tropy ludzkie
jedynie ich trupów,szliśmy bez życia a jednak ruchomi
poruszani przez siłę pochodzącą znikąd.Jakby miało to
świadczyć o istnieniu Jahwe, jakby nas prowadził i nie mówił
dokąd.Szliśmy służąc komuś i czemuś,bo ukazało się Jerycho.
17.11.2013
17.11.2013
Niecała jaskrawość
Jak
świat stary - nie spotkasz niedźwiedzia,
właśnie
kładę się do zimowego snu,
ale
pogadam z tobą dopóki drutów nie dopadnie szron
i
nie odlecą wrony tworzące interwał,
cała
gamę dur, dalekiego zasięgu z niezmiennym tematem;
był
i jest. Wiosną może już go nie będzie
albo
zimą zastygnie w pozycji wieszcza
przed
tłumem niepokornych dusz.
Spotkałem
upiora wszystkich cnót,
wisiał
na drzewie genealogicznych i charczał.
Spotkam
dwa upiory, walczące o miejsce przy mnie.
Trzech
już nie spotkam w tym wcieleniu
chyba
że wypijemy zdrowie tych, co przed nami
stroili
instrumenty. Za granie, za szarpanie
strun
odpuść
nam Chryste.
Ty
nasz jedyny słuchaczu
świadku mokrych posiedzeń
a
na koniec wieszań, zbaw.
Drani
z jedną tylko duszą, co nie chciała nas.
01.09.2013
Modlitwa
Panie,
który jesteś we mnie daj mi urlop
abym
mógł naprawić płot,
daj
mi spokój w niedzielę, uchroń mnie od
spragnionych
kolegów, weź za mordę
wszystko,
co ma odcień czerwony, pozwól
ufać
instynktom. Bo jutro idę wzbudzić
radość
osamotnionym, chcę prawdy
w
kłamliwym, i zdrowia na choroby
które
wymagają fortuny. Panie, który jesteś
we
mnie stań na wysokości głowy
w
usta włóż mi radość a do nóg sił daj
abym
szedł ulicą nie schylając czoła
przed
wiatrem, słońcem i czyjąś możnością
jego.
Daj mi wiarę w siebie i nie wódź
na
pokuszenie moich kobiet. Daj mi odpoczywanie
od
cnót, trochę luzu w tłoku i gwiazdę
jakąś
nazwij moim imieniem.
Wiatrem wszystko podszyte
Wiatrem wszystko podszyte
Dochodzę
do wniosku, że to wszystko jest diabła warte;
metafory,
składnie, kolory i pułapki zastawiane na innych,
tak
samo martwych pośród jeszcze większych trupów,
walczących
między sobą o wyższe miejsce, ale umowne,
bo
tylko to się liczy, co w rękach. Miał racje filozof mówiąc
o
bycie, że kształtuje świadomość, nie miał racji poeta
pisząc
o wzlotach nad wszystkim, latałem coraz wyżej
traciłem
grunt pod stopą, dzisiaj idę na ryby, rąbie drwa
i
latam nisko jak jaskółka a słów używam, jeżeli komuś
wskazać
trzeba właściwą drogę. Czas najdroższym dobrem,
nad
wszystkie filozofie, sposoby dochodzenia prawdy,
która
jest oczywista jak memento mori. Piję w tej chwili
herbatę,
wieczorem coś mocnego, a rankiem pójdę na ryby.
20.08.2013
piękny wiersz panie Jerzy!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam