(...)
Z tymi kartkami to istny cyrk. Odkąd je wprowadzili, nasze życie stało się ciekawsze. Gdzie tylko jestem, wszyscy o tych kartkach dyskutują? Nic innego nie słyszę. Jedni chwalą sobie te kartki, bo bez kolejki mogą dostać kawałek mięsa. Inni, że mogą kupić w kiosku papierosy a wcześniej tych papierosów nie było. Jeszcze inni zadowoleni są z cukru. Teraz nam wystarcza, mimo że to zaledwie dwa kilogramy. Kawę pijemy gorzką, herbatę bardzo rzadko, jak już to z konfiturą, do której potrzebny jest cukier. O wódce nikt nie mówi. Wódki ciągle jest za mało, nawet gdyby przydział był większy?
U mnie w domu giełda kartkowa. Co by nie rzec, mamy ciekawe zajęcie? Na początku każdego miesiąca rozkładamy kartki i zaczyna się wyliczanka. Na pierwszy ogień idą papierosy. Ci, co nie palą oddają swoje odcinki palącym. Palący w zamian muszą oddać odcinki na cukier. Potem tematem jest wódka, a na końcu mięso i wędliny. Wychodzi na to, że najwięcej odcinków dostaje się mamie. Mama nie pali i nie pije, więc cukru ma pod dostatkiem i na dokładkę moje i ojca odcinki na mięso, bo my obaj dostajemy wszystkie odcinki na wódkę. Wychodzi na te, że ojciec nie jada mięsa, ale za to, że nie pali, dostaje ode mnie połowę wędlin. I w taki to sposób stałem się jaroszem, takim, któremu daleko do abstynencji. Wstyd się przyznać.
Dardanele sakramenckie i jeszcze ta Syberia we mnie, której nijak się wyzbyć. Poezja mnie trapi codziennie za te moje kamieniarskie błoto i zmarnowany czas przy kamieniu. Kamień jest jak moje życie chłodny i do tego twardy i taki niespolegliwy. Już się na tym łapię, że zmiany jakowe we mnie zaszły i to bardzo daleko i teraz jestem już nie ten sam, chłopiec o piwnych oczach czuły i wrażliwy na piękno. Takie czasy a nie inne, z bujnych ogrodów pozostały stepy i rzeki brudem zaszły, jak patrzę teraz w lustro to jakbym ojca widział i tego ojca to ja już się nie wyprę, chyba, że moja pamięć jest zawodna, chyba, że to lustro nadali diabli, chyba, że tego lustra nie ma i mnie też już nie ma, jest tylko wyobrażenie i miejsce na to lustro dopiero.
Dobre czasy dla poetów, tych, co cierpią i nie wiedzą, za co. Bursa pisał, że poeta cierpi za miliony. Ciekawe, kogo miał na myśli. Naród z pewnością. Nie wziął chyba pod rozwagę, że naród może też cierpieć. Dzisiaj naród cierpi zbiorowo a poeta w odosobnieniu, jeżeli jest poetą a nie bywa nim? Poetą jest na pewno Andrzej Babiński. Dzisiaj mnie odwiedził a ja nie wiedziałem, że przyjdzie. Dzwonek u drzwi o tej porze dnia?
– Jestem Babiński – przedstawia się mojej żonie.
– Wiem, wiem. Pan Andrzej. Pewnie do męża?
– Ja tylko na chwilę.
– Proszę niech pan wejdzie. Jurek to do ciebie!
– To ja zdejmę buty.
– Nie, nie trzeba. Proszę wejść.
Andrzej trzymał mnie za słowo i dlatego przyszedł. Kiedyś przelotnie wspomniałem o papierosach, że mogę załatwić, coś w tym stylu. Andrzej widocznie złapał tę propozycję i oto jest w moim domu, a ja nie wiem jak z tego wybrnąć. Będę musiał mu odpalić z własnej puli gromadzonej wypadami na bazar. Nie może odejść z pustymi rękami.
– Dużo palisz? – z ciekawości zapytałem.
– Dwie paczki dziennie, czasem więcej, kiedy zarywam noce.
– Ciężkie czasy dla palaczy?
– Dla poetów-palaczy.
Andrzeja spotkałem jeszcze kilka razy, potem nasze drogi się rozeszły i dopiero następnego roku w maju dotarła do mnie wiadomość o jego tragicznej śmierci. Było to krótko przed naszą rodzinną tragedią. Straciliśmy dziecko, a żona tylko Bogu zawdzięcza, że z porodu wyszła cało. Bardzo źle z nią było. Wróciła „stamtąd” – jak to określił lekarz – To cud, że żyje, ja takiego przypadku nie pamiętam. Lekarz, który mi to mówił, czułem wyraźnie, poruszony był wielce i coś jakby przede mną krył. Dopiero żona po powrocie do domu wyjawiła parę faktów, które niewątpliwe były przyczyną naszej rodzinnej tragedii.
Jeżeli jest sprawiedliwość to na pewno nie tutaj – w moim mieście, w moim kraju. Ja wiem, co to łzy i wiem, co to wściekłość zarazem, kiedy człowiek jest bezsilny, kiedy zwycięża zło a prawda ginie w papierach i ludzie odpowiedzialni za wyrządzoną krzywdę nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia – pisał kiedyś poeta, a ja teraz mogę poświadczyć trafność tych słów (.....)
fragment powieści pt. Gromnica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz