Rekordy cierpliwości.
Lubię Rafała Różewicza a jeszcze bardziej
Konrada Górę. Za co? Nie wiem i nie chcę wiedzieć, sentyment bierze się z
dystansu, a dystans zawsze jest skracany przez sztukę. W tym względzie poezja
bije na łeb inne mazgajstwa, wybitne
i te mniej. Rafał zapytuje o rekordowe skoki poetyckie, Konrad chroni przed
desperackim skokami - głodnych, opuszczonych, przegranych społecznie. Rekord
nierówny rekordowi, rekord absurdu przeciw normalce?
Prowokowanie jest dzisiaj powszechne jak
wszelkie przejawy oszustwa. Skakałem w przeszłości. Rozmaicie skakałem, w górę,
w dół, na bok, w powietrzu, do wody, skakałem do gardła hydrze przeróżnej
maści, jednak moim rekordem jest siedzenie na tyłku, kiedy wysiaduję spokój i
przelewam go na papier. Ten spokój się
buntuje, od dość dawna robi ze mnie innego człowieka, o czym później
rozpowiadają ludzie, nadając mi miano niepasujące do mojego charakteru. No i
dobrze, no i super, bo i tak kiedyś umrę nieświadomie podczas kolejnego skoku
na rzeczywistość, która przypomina wiekowego sokoła pozbawionego lotnych piór.
Umrę zaznawszy spokój wieczny, umrę ku chwale poezji oczyszczonej z wyrzutków
takich jak ja. Tak, wyrzucono mnie kiedyś i zapomniano z powrotem wpuścić. Jak
rojalistę w czasie rewolucji, który po
przywróceniu monarchii nadal musiał przebywać w miejscu odosobnienia? Takim
miejscem jest poezja przepełniona człowiekiem, jak u Góry, bo on jak nikt
potrafi obierać stosy kartofli i jeszcze na kartofliska zaglądać, podczas gdy
inni rozlewają się po salonach.
Poetyckie rekordy? Rekord Tomasza
Pietrzaka. Tak, to był rekord krajowy. Inne rekordy rozmyły się w pralni
internetowej, z czym rozpoczął walkę Rafał Różewicz, Jabrzemski dosłownie i w
przenośni pokazał lirycznemu bractwu - język, Mariusz Jagieło dał sygnał, że
warto czasem przeczekać w brudnopisie barwną procesję. Wiele nowych książek – osobistych rekordów,
ale na skalę krajową jedynym rekordem mogą poszczycić się czytelnicy pełniący
obecnie rolę cenzorów. Czego dowodem są antykwariaty? I tak dalej można skakać począwszy od nowego
roku.
Idolem Rafała jest Robert Kranjec, moimi
idolami są nadal: Zdzisław Hryniewiecki, skoczek, który pokonał własną niemoc
po tragicznym skoku w 1960 roku. Był
najlepszym skoczkiem w okresie między Marusarzem a Małyszem. Drugim idolem jest
Wojciech Fortuna człowiek, który boleśnie ukąsił narodową dumę Japonii
urzeczywistniając mit fortuny, za co otrzymał nagrodę pieniężną w kwocie 150
dolarów? Jego wyczyn był skokiem w XXI
wiek, skok Hryniewieckiego można porównać do skoku Zbyszka Cybulskiego. Byli zresztą przyjaciółmi, stali się
niekwestionowanymi idolami mojego pokolenia.
I pozostają do dnia dzisiejszego.
Idolem dla nas wszystkich powinien być Noriaki
Kasai, z upływem lat jest coraz lepszy w tym, co robi. Gdyby nie „koalicja
punktujących”, wygrałby turniej czterech skoczni. Skacze dłużej aniżeli Stefan
Kraft żyje na tym świecie. Rekord nie do pobicia, i wzór do naśladowania.
Siedem igrzysk olimpijskich, w których uczestniczył i medale na ostatnich (najstarszy
medalista w dziejach igrzysk). Czapka z głowy to za mało. Myślę, że Kasai już
sam postawił sobie pomnik. Na koniec przytoczę jego wypowiedź po igrzyskach w
Soczi:
„Mam
nadzieję, że moim medalem dodam innym odwagi. Nigdy nie wolno się poddawać.
Wyznaczaj sobie cele. Rób to, co kochasz. Jeżeli tak żyjesz, wszystko jest
możliwe i warto żyć”.
Czy warto żyć dla poezji? Myślę, że warto,
ale poświęcać się powinno dla ludzi, bowiem nie wszyscy znajdują w sobie dość sił,
aby przetrwać. Skoro życie nie jest bajką to poezja winna być odzwierciedleniem
wszystkich zjawisk, w które uwikłany jest człowiek. Rekordy bez gratyfikacji, jak ten Fortuny, rekordy
okupione zdrowiem- to są rekordy ludzi pióra. Nic nie wskazuje na to, aby w przyszłości
coś zmieniło się na lepsze. Życzę wszystkim
pomyślności i zdrowia w kolejnym roku. I dalej.
Jerzy Beniamin Zimny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz