Pępek świata w szkolnym ogródku.
Każdy chłopiec
pragnie szybko dorastać, Pragnie być wysokim mężczyzną, w mundurze, siedzieć za
sterami samolotu, albo mieć przy sobie prawdziwy pistolet i ścigać przestępców.
Każdy mężczyzna, kiedy wchodzi w "wiek niedojrzały" pragnie być małym
chłopcem, najlepiej "Dzidziusiem" przyklejonym do matki, i zwykle do
ojca ma jakieś pretensje za to, że mało się nim zajmował.
Zdzisław Antolski w
roli "Dzidziusia" - to chyba jakiś żart, autor "Metafizycznej
maszyny", i kilku innych mocnych książek prozatorskich, założył krótkie
spodenki z szelkami, berecik z pomponikiem i zaczął biegać w sieci za urokami
wczesnego dzieciństwa. Panie z
politowaniem patrzą na chłopa, inne podfruwajki widzą w nim cnotliwego,
dorastającego młodzieńca, a tacy sami jak on, w wieku zapieckowym, posądzają o ostatnią fazę zachwiania równowagi literackiej. Skoro zdecydował się na ponowne
bieganie po podwórkach i strychach, to nic innego z nim być nie może. Chyba, że niespodziewana miłość trafiła w siwą
skroń chlubę spod kieleckich Pełczysk?
"Intymne
wyznanie na najwyższym diapazonie emocji" pisze we wstępie Agnieszka
Herman, i przekonuje czytelnika, że jest to katharsis poprzez słowo. Tu można
się zgodzić, tam można zadać autorowi szereg pytań, dlaczego tak bez przysłony
przedstawia swoje słabostki, fakty bez cenzury, swój stosunek do najbliższych, będący skutkiem dramatycznego dzieciństwa. Poeta przy piwie, z kolegami - to
nazbyt oczywiste, ale bohater w szkolnym ogródku poszukujący małego kamyczka
milowego, to już nie żarty. W miarę przybywania centymetrów, bohater zagląda
pod sukienki, zaczyna rozumieć, czym jest mężczyzna w otoczeniu, a na końcu, dostrzega swoją poetycką powinność.
Jest to książka,
którą się czyta i nie komentuje, bo komentować czyjeś dzieciństwo to swoje
ignorować. Tego nie chcę, i nie chcę też wywlekać podtekstów, które w wierszach
nie stanowią dla czytelnika tajemnicy, kamuflaż jeśli tutaj występuje, to jest wyjęty żywcem z prozy, bo
prozaik nie potrafi kłamać, nawet, kiedy okłamuje czytelnika?
Kiedy poeta wraca
do dzieciństwa, wtedy dopiero poważnieje, zaczyna ograniczać używki, nie leci
na byle temat, zadawala się informacją o wymianie torów tramwajowych lub zachwyca się powrotem bocianów do Pełczysk? Czytam poezję Antolskiego, niezwykle dojrzałą, nośną atystycznie, a przy tym dostępną w przekazie, bez konieczności posiłkowania się słownikami. A lekkość składniowa, płynnie plynące frazy - w
sam raz na moje szarzejące się komórki. Komu w drogę, temu Antolski?
Jerzy Beniamin
Zimny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz