Bezsenność
Potomne
chodzenie i krzesło. Sam, to więcej
niż
o tym nie myśleć, kłęby dymu wieszasz
nad
ławką. Nie ma piwa, nie ma spotkać
anty
podeszwa, rewers twarzy dziecka.
Galopują
gdzieś konie, a to tylko zator
w
żyłach, tama tuż przy odnodze prowadzącej
do
mózgu skutecznie blokuje wiadomości,
co
niektóre przepuszcza. I wtedy zjawiają się zmarli
jeden
po drugim w niewielkich odstępach
i
jeszcze ciaśniej. Aż do zaniku światła
między
nimi, obojętnie, ze świecy czy wprost
z
ogniska. Czujesz zapach palonej skóry,
nieustanny,
taki wieczny, gdzieś poczęty
po
za wymiarem nałożonych na siebie przestrzeni
z
których każda jest nieprzeźroczysta.
Pinia
Na
wieszaku czerwona smycz,
jestem
starszy o kolejny rok.
Każdy
następny będzie jak rzemień na szyi,
zaciskany
powoli abym pamiętał że jestem.
Święta
były, następne będą i nic się
nie
zmieni, nie poruszy w kącie,
kolejna
generacja pająków poluje na muchy,
okruszki
karmy znajduję,
nocami
szczekanie za oknem,
budzę
się z przekonaniem że nic złego
się
nie wydarzyło. Ale po chwili
wracam
do wspomnień i dopiero nad ranem
zasypiam.
Jak po długim spacerze
przerwanym
nagłym deszczem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz