piątek, 17 stycznia 2014

In Memoriam Tadeusza Stirmera


Tadeusza Stirmera poznałem na łamach Protokółu Kulturalnego w połowie lat dwutysięcznych. Jurek Grupiński opuszczał Zamek, przenosząc się do Dąbrówki, w spadku otrzymałem od niego kilka książek, bardzo cennych, i egzemplarze wydawanego przez klub periodyków. Wiersze Tadeusza emanowały czyściutkim liryzmem, mimo że Jurek określał Tadka jako chropawego poetę, z czym się nie zgodziłem, ponieważ piękno nie wynika samo z siebie, dobry poeta potrafi je oddać w każdym miejscu, w każdym przedmiocie. To potrafił Tadeusz jak mało, który z piszących. Tadeusz należy do tych poetów, którzy zaistnieli w mojej świadomości  poprzez swoją twórczość. Wiersze wyprzedziły naszą znajomość, i to świadczy o Jego wielkości. Mówię o tym bez cienia wątpliwości, ponieważ moje kontakty z poezją opierają się na ocenie jej wartości. Nasze pierwsze spotkanie miało charakter wirtualny, trafił na jeden z portali literackich i tam zaczęliśmy dyskutować, aż do pierwszego spotkania w realu. niecałe dwa lata temu w jednym z lokali w śródmieściu podczas promocji debiutu lubelskiego poety Grzegorza Jędrka. Przedmiotem rozmowy nie była poezja, były nasze utracone psy. Wielkie chłopisko stało przede mną ze łzami w oczach, to ów późniejszy dąb w wierszu Edyty Kulczak z wnętrzem miękkiego jesionu. Na zewnątrz twardy, wewnątrz kruchy jak to pospolite drzewo. I owoce, liście bezustannie spalane przez życie i siły zewnętrzne, poeta więcej traci aniżeli zyskuje. Tak odczytałem ten wiersz, i tak czytam utwory Tadeusza pozbawione zupełni chropowatości, mimo że  chropowate w nich rekwizyty, i to jest mistrzostwem zmarłego poety. Paiper uczył nas piękna nie w pięknie, bo piękno nie wymaga liryki, samo w sobie jest liryką,  a jeśli poeta to czyni, to powinien to robić inaczej. Inaczej ponazywać kwiaty, jak to sugerował inny zmarły przedwcześnie poznański poeta Wojciech Burtowy. Tadeusz tak własnie pojmował piękno, i robił to z ogromnym wyczuciem. Poniżej jeden z Jego wierszy poświęcony naszym pieskom:

Tadeusz Stirmer

Pamięci Rokiego


Jerzemu Beniaminowi Zimnemu


Jesień za oknem jak Paryż
znowu rozkwitły drzewa
zdurniałe pindrzą się w środku miasta
jak kapelusze pań u pobliskich wód
gdy krwi recitativo
i mroczny zapach korzeni
rodzą czuły zmierzch

Wrzesień -
przepływają ludzie i ptaki
już dwie przeszłe wiosny
smycz waruje u progu
zabliźnia się miejsce w domu
i pamięć jak ząb mądrości

Psy jak poeci
idą wprost do nieba
Bóg jest rodzaju ludzkiego;
wrócił i merda ogonem

Ciechocinek




Ten wiersz kompletnie mnie rozbroił, i wiele innych wierszy Tadeusza, publikowane w internecie, poeta pracujący ciężko od świtu do nocy,  znajduje czas na lirykę, na spotkania literackie, na kontakty z bliskimi po piórze. I to wszystko zostało nagle przerwane, przerwane zostały także wiersze, kolejny tom w kompletowaniu, sprawy do załatwienia, rozpoczęte prace, koncepcje. Za Camusem cytuję, Dżuma zniosła wszystkie sądy wartościujące, nic już się nie liczy,   nic już nie jest ważne, życie - czas tworzenia, śmierć- sekunda drogi do wieczności. Ile w tej sekundzie bólu i cierpienia, ile utraty dla bliskich, wali się dąb, w to miejsce trzeba pokoleń aby nowa okazałość dorównała poprzedniej. Jestem poetą ale w takiej sytuacji wolę popaść w milczenie, aby móc rozważyć sens tego co robię, czy warto się poświęcać kosztem samego siebie, są granice, na miarę możliwości, nikt nie jest do końca panem własnego losu, to co człowiekowi pisane stanie się prędzej czy później, ale śmierć potrafi być piękna  kiedy zaskakuje w najmniej spodziewanym momencie. Piękna śmierć? Czy śmierć może być piękna. Tak, w sytuacji kiedy pęka wrażliwe serce poety, pozory fizyczne są złudne, trzeba człowieka diagnozować po  wnętrzu, nie jest to łatwe, niekiedy kamuflażem słabości wewnętrznej jest  poezja stwarzająca pozory mocnej osobowości autora. Czasem wygląd zewnętrzny. Tadeusza już nie ma wśród nas, pozostawił po sobie kilka książek, pamiątki rozsiane po znajomych. Podczas wigilijnego opłatka w Dąbrówce napisał wiersz na tacce do ciasta, podczas gdy reszta swoje wiersze czytała z kartek, Tadeusz odczytał ze stoickim spokojem swój utwór bezpośrednio z kartonu. Jeden z członków klubu Dąbrówki poprosił o  tę tackę z wierszem. Tadeusz bez wahania podał mu ją. Był to brat przedwcześnie zmarłego poznańskiego poety Jana Krzysztofa Adamkiewicza. Zapamiętałem to zdarzenie, łudząco przypominało słynne serwetki liryczne Wojaczka. A także listy z grafiką jakie otrzymywałem od Witka Różańskiego, Wspomniany Wojciech Burtowy w jakiś sposób dopina ten dramat, albowiem jego kwarantanna przed srebrem i parafrazowane przez Ryśka Daneckiego najzieleniejsze zadać z pytań, wplatają się w twórczość Tadeusza bezwiednie, znaczy to, że cała trójka posiadała w sobie ten sam pierwiastek twórczy, chociaż różnili się w ostatecznym rozrachunku. Sprawcą tego był czas, w którym się zmagali z odmiennym tworzywem twórczym. Chwała im za to. Tadeusz, śpij spokojnie, wiersze nigdy nie są sierotami, w przeciwieństwie nas, którzy Ciebie kochali.

Jerzy Beniamin Zimny   




  

czwartek, 16 stycznia 2014

In Memoriam Marka Kośmidra

Gmach Uniwersytetu w Poznaniu, Listopad Poetycki przed wejściem do auli rozmawiam z Markiem Kośmidrem, spotykamy się od czasu do czasu, trwa to od blisko czterdziestu lat. Marek jak zawsze pełen energii mimo, że porusza się o kulach, mówi o swojej nowej książce, wtrąca wyznanie: z moim zdrowiem jest źle, umrę w okrągłą rocznicę urodzin, siedemdziesiątka stuknie i do Pana odejdę. Nie daję wiary temu wyznaniu, ot jedna z informacji która obróci się w mit, Marek z tego słynie, typowy genetyczny poeta, z szóstym zmysłem, w środowisku w taki sposób akceptowany, i tak też przyjąłem jego wyznanie przed aulą. Podczas opłatka wigilijnego w Dąbrówce, Marek demonstruje swoje poruszanie bez kul - po raz pierwszy o własnych silach, czuję się lepiej, ale podtrzymuję to co powiedziałem wcześniej, to wydarzy się w lutym, po moich urodzinach. Uśmiecham się - jak nie w lutym to w maju, jak nie w maju to kiedyś - Marek spojrzał na mnie ostro - nie nie żartuję, w lutym was pożegnam. Przełamaliśmy się opłatkiem, nie pamiętam czego mu życzyłem, chyba zdrowia i weny twórczej, bo co innego?  I to było nasze ostatnie spotkanie. Wiadomość sprzed kilku dni postawiła mnie na nogi, dosłownie, to co traktowałem jako kolejny mit stało się dramatycznym faktem, kto mógł przypuszczać, że zostanie pochowany w dniu swoich siedemdziesiątych urodzin? Śmierć postanowiła zamknąć ziemski rozdział Marka bardzo precyzyjnie, w pełnym cyklu: siedem dekad?
Marka poznałem na początku lat siedemdziesiątych, aktywnie uczestniczył w Klubie Pałacowym, swoje wiersze czytał wszędzie, nawet na korytarzu pytając o zdanie kolegów. A było ich bez liku, znakomici poeci, na czele z Szatkowskim i Różańskim. W latach osiemdziesiątych wraz z Mariuszem Rosiakiem i Andrzejem Mendykiem byliśmy częstymi gośćmi Marka i jego żony Zofii. Mieszkali niedaleko Parku Kasprzaka (dzisiaj Wilsona, jak przed wojną), opowiadał o studenckim marcu i perypetiach z władzą ludową. Pamiętam, zawsze przed godziną milicyjną (wtedy już nie obowiązywała) wypraszał nas z mieszkania, nie chciał nas narażać - często w godzinach nocnych nękany był rewizjami przez służby polityczne. Dużo na temat Marka może powiedzieć Staszek Neumert, albowiem często go gościł w swoim gospodarstwie, Marek chętnie garnął się do prac w polu, zwłaszcza żniwa były jego ulubionym okresem. Sypiał w stodole na sianie, mimo że u Staszka komnat nie brakowało. Bardzo bogaty życiorys najkrócej Marek przedstawił w taki oto sposób:

Urodzono mnie  17.01.44. w  Lublinie..Wyjeżdżając do ojcowizny do Wągrowca, byłem świadkiem fragmentów walk na dworcu PKP w Poznaniu w dniu 28-29.06.1956.. Byłem na ponownym ślubie rodziców. Ukończyłem Liceum dla Pracujących w Wągrowcu.. Po dostaniu się na polonistykę UAM przyjąłem min do grupy „Próby” Staszka Barańczaka i Ryśka Krynickiego. W październiku 1963 grupę prezentował mgr Edward Balcerzan,w klubie „Bratniak” Po wstępie dr Jerzego Kmity w debiutanckim almanachu: „Imiona powinności”, „introwertycy” Barańczak i Krynicki  oddzielili się od pozostałych. Dwa lata byłem członkiem grupy „Wiry” Jerzego Szatkowskiego.  W marcu 1968 zbierałem postulaty studentów na cokole wieszcza.,,,malowałem plakat...; zostałem oskarżony na kolegium MO . Po 2 miesięcznym areszcie w Śremie, zostałem wydalony z V roku studiów z UAM. Pracowałem jako ambulansjer, bibliotekarz, nauczyciel. Nie mogąc drukować w oficjalnych pismach, brałem udział w konkursach, mam ponad 100 książek pokonkursowych. W 1994 wydałem książki:: „Syn Człowieczy" (ze wstępem Józefa .Ratajczaka), ,Swój Człowiek", "Arka Nienarodzonych", a w 1998: "Czyściec Miłości" i "Matka Ludzka" (ze wstępem Marianny Bocian) oraz w 2003:: "'Dziecko światła", ;Homo Viator", "Świadek epoki", "Człowiek do Ziemi", "Niebo Poetów" oraz wybory:  "Poeta, którego nie ma",. "Istota". Wydałem we własnym zakresie z numerami  ISBN, jako „BIBLIOTECZKA STOWARZYSZENIA UMARŁYCH POETÓW” Moje wiersze zamieszczone są  min.w  "Poezja polska. Antologia Tysiąclecia" ,IBIS. 2002..czy też: „ Cud który trwa”( Papieżowi Poecie – poeci)”. W dn. 8 marca br. otrzymałem od  Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzena Polski za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce oraz za aktywny udział w proteście studenckim w marcu 1968. w obronie praw człowieka. Od  10  lat opiekowałem się mamą,  chorowałem; nie publikowałem, nie brałem udziału w konkursach i spotkaniach, Choruję, obecnie o jednej kuli, o niepełnosprawności znacznej, (leg. 368/ 2011).; pomagają mi siostry zakonne mieszkające w pobliżu).
  Potwierdzam, że jestem autorem nie publikowanych jeszcze powyższych wierszy.. Oczywiście mam więcej tekstów „papieskich” i o pisarzach' i w ostatnim cyklu, ale ograniczony byłem do wyboru tylko 20. Wiem, że moje teksty są trudne, bo bliższa mi jest wieloznaczność przekazu. . Myślę, że może za pięćdziesiąt lat znajdę się choć w portalu www.poecipolscy.pl wśród listy poetów polskich.
                                                          
                                                                 Z serdecznością :

                                                                                       Marek Kośmider.

Sądzę, że zmarły poeta znajdzie się znacznie wcześniej na wspomnianym portalu, i nie tylko tam. Swoją twórczością zasłużył na najwyższe zaszczyty.
Na koniec pozwoliłem sobie umieścić jeden z niepublikowanych wierszy Marka:


PSALM  DO  ZBIGNIEWA  COGITO  HERBERTA
              ARCYMISTRZA  TRUDU  ISTNIENIA


Słowomistrzu uczuć i myśli. Kapłanie wiary
w Człowieka. . W kosmosie żywych elegii..
Gryzłeś trawę w różnych zawodach. Trzy
fakultety, doświadczałeś świat  na głodno.
Talent losu w Strunie wierszy,w świetle Hermesa, 
w studiach Napisu, otwierały zamykane  głowy...
Od  „Jaskiń filozofów”Rekonstrukcję poety”,  przez
lęki czasu  w „Lalku”,  w  „Drugim pokoju”, w „Mai”.
Dostałem temat o dramatach, Wiedziałem nie kochał Cię
 Władzio i Władza, 
                                   Zacząłem poznawać.
białą laską rozumu i serca. A tu marzec 68,
jak wiersze czytałem petycje. pod. Wieszczem.
„ Moczar na  dziady, ' Dziady na scenę, Wiadomo:
„Prasa kłamie” W pudle w Śremie siedziałem,
a kazali nam chodzić i stać. Kabaryna kochała nas,
„Wychodzimy, aniołowie zostają ciągnąc  za  sobą
cienie  r o g i  skrzydeł. „Więzienie, poezja i dramat
 konieczny wybór  j e s t   świadomą niewolną Wolnością.”

Z wilczym biletem w zębach po niebach
bibliotek, z nosem w głowie w Tobie.. Pisali:
 „Ślepy klasyk, wewnętrzny emigrant, uciekinier
 z utopii,zawsze pod prąd, niedoczytany cyklotymik.”
I obroniłem i Ciebie i siebie. Przyjąłeś mnie
w kwietniu 72 w mieszkaniu Artura M. Między
rzeczami: albumy, słowniki. „Dobrze pan wyczuł,
 że to w Augustowie. Może pan kiedyś wyznać,
słowa Matki w „Lalku” to jest żywa prawda. O,
widzi pan z listów, dawałem myślniki. Tak,
to prawdziwa literatura. Chłopaka zabił pono
przez pomyłkę nieznany milicjant.
                                                    Żona prze-
płynęła w pośpieszny obłoczek. W toalecie
słyszę: „Papier niech pan od środka. bo coś
zapisałem”. Czytałem Cogito: „nie wywijać kikutem/
nad głowami innych/ nie stukać białą laską/
w okna sytych”, „ stworzyć z materii cierpienia/
rzecz albo osobę”. O tekstach mych rzekł: „Niech
pan zostawi zabawki z językiem”. Została świętość
dedykacja z kwiatkiem  „za uczoną pracę”.


„Drugi pokój” nie wyszedł poza jeden spektakl.
Cóż, specjaliści, od Ciebie, Herberta. Ale „Maja”
grana w poznańskiej „Sekundzie” siedemnaście razy.
Przyznaję, były panie Cogito, co maglowały młodzież
Twoimi wierszami. Ja tylko chciałem, by Cię czuli
jak ogórek i rozumieli tak jak słowa pierwsze:
matka, woda, drzewo.  Łączyłeś kulturę i naturę,
przeszłość i rzeczywistość, mit i doświadczenie,
Zachód i Wschód, umysł i serce. Kiedy odszedłeś
Czytałem niewidomej: „ten świat, to właściwie tamten’’
Skoro tamten świat to ten
                                             s t a w a ł  s i ę  kolorem.
Ciekawym, czy spotkałeś bagna i łąki poetów,
nagi okrzyk Marsjasza, gdy bywa katem Apollo?
Czy filozofów, którzy przestali oswajać konieczność?
Czy siedzisz u wrót doliny, na dnie nieba, z córką Poezją
 i patrzysz na niebo Ziemi, jak przed zdobyciem na
Księżyc? Czy skoro „to co tamten świat/ tutaj”, czy
widzisz co się dalej dzieje z Człowiekiem? Jak ścina
zakładników mieczem własnej wiary? Jak siebie
topi w eksplozjach, zabijając istoty innych? Jak
twórcze dusze odchodzą od nas na amen?

W  Lascaux odczułeś: „jestem  obywatelem  Ziemi,
dziedzicem nie tylko Greków i Rzymian,  ale
nieskończoności”. Wieszczyłeś: „Ogień ziemię
wodę/ odżegna rozum”. Pocisk Cogito, który
wystrzeliłeś obiegł kulę ziemską i trafił  Cię
w plecy.  Może  TAM  zabliźnisz  się  z  bogami,
ocalisz nas  od nas samych, 
                                           wyślesz  salwy  cyklonów
przed  którymi  będziemy się  łączyć  w  ludzkość.?
Zabędą:  „w cieniu jednego heksametru?”
„Wilki i łania jastrząb i gołąb?”. „ A ogień
będzie rozmawiał  z wodą bez nienawiści.?”
                                            
                                                          (040925, 081707, 120327,)


 Jerzy Beniamin Zimny