piątek, 21 grudnia 2012

Hotel Angleterre






































Jak na zawołanie odgłosy za oknem przypominające
dawną świetność, tyle że nocą, więc może to jest sen
lub wymysł dziecka we mnie, albo starca, który chce
się bawić w chowanego, w półmroku wielkiej galerii

ze stoiskami i salonem pękającym od perfum. A może
to śmierć w ten sposób kusi  nie bardzo przekonana
o mojej uległości. Niech jej ktoś podpowie, manekin
w garniturze tego nie zrobi, czeka aż mu wymienią

spodnie i sweter wiosną. Krótko noszą się moje myśli,
jeszcze krócej pragnienie, wyrazem tego jest język
szorstki dla podniebienia ale gładki dla kobiecej skóry.

Już jestem kupiony, widoczny czyjś palec wciskający
pin. Pauza, sprawdzenie pulsu, w kodzie odstępstwo:
jedna cyfra oszalała i pociąga za sobą pozostałe,
w tunel znaczeń w strukturę powiązań genetycznych.

wiersz z tomu pt. Hotel Angleterre, Okolica Poetów. 
Wydawnictwo Sorus w Poznaniu, 2012

   

zainteresowanym tomem podaję kontakt:  jerzybeniaminzimny@o2.pl  tel. 795 405 688 









Spotkanie poetyckie z Jerzym Beniaminem Zimnym

spotkanie, wieczór literacki
data:
16 kwietnia 2013 (wtorek)
godzina:
18:00
miejsce:

WiMBP Filia 2  mapa

adres:
Gdańsk, opata Jacka Rybińskiego 9 (Oliwa)
organizator:
WiMBP
bilety:
wstęp wolny
idę 

16 kwietnia (wtorek) o godz. 18:00 w Filii nr 2 WiMBP (Gdańsk-Oliwa, ul. Op. Jacka Rybińskiego 9) odbędzie się spotkanie poetyckie z Jerzym Beniaminem Zimnym, które poprowadzi Gabriela Szubstarska. 



Dąbrówka w Poznaniu.


21 V 2013 o godz. 1800 (wtorek)
Jerzy B. Zimny prezentuje swoje książki –
„Rubinosa”, „Hotel Angleterre”. Recenzja – Karol
Samsel. 



                                Gdańsk Oliwa  16.04.2013





   



   



                                                                                                                                                                    





                                                    POZNAŃ  21.05.2013




  































Komu bije dzwon?



J.B. Zimny, Hotel Angleterre, Biblioteka Okolicy Poetów, Poznań 2012.


                Noc z 21 na 22 grudnia 1921 roku, a więc pięć lat przed wydaniem powieści Słońce też wschodzi, Ernest Hemingway spędził z nowo poślubioną żoną, Elizabeth Hadley Richardson, w pokoju nr 14 Hotelu Angleterre na Saint-Germain-des-Prés. „Hemingway loved Paris passionately, and he stayed at the Hotel d’Angleterre on many occasions after that” – to zdanie daje się łatwo odnaleźć w biuletynie hotelowym umieszczonym w sieci: www.hotel-dangleterre.com. Angleterre – czyli francuskie określenie Anglii: budynek miał zostać wzniesiony, a następnie oddany do użytku do 3 września 1783 roku – czyli do momentu przyjęcia Traktatu Paryskiego uznającego niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Od tego czasu w Angleterre mieściła się siedziba Ambasady Brytyjskiej.
Do jakiego symbolu Angleterre mogłoby pretendować w tekście poetyckim, jaką potencjalną rzeczywistość ukrywałoby w chwycie parabolicznego skrótu? Niewątpliwie, w tomie Jerzego Beniamina Zimnego, uznanego poznańskiego poety, autora tomów wierszy Dystans (2008) oraz Rubinosa (2011), od lat noszącego się z zamiarem wydania obszernego tomu opowiadań pt. Gromnica, paryski hotel Ernesta Hemingwaya pełnił funkcję emblematyczną: jako figury życia i świata. Dom w Key West na Florydzie, w którym autor Śniegów Kilimandżaro strzelił do siebie z dubeltówki, byłby w tym dwubiegunowym, dychotomizującym ujęciu: antyświatem, kontremblematem, mówiąc zaś wprost: figurą samobójczej śmierci. Antynomie życia Hemingwaya, zasugerowane implicite przez Zimnego, warto rozważyć dokładniej: dom jest śmiercią, a hotel jest życiem, Key West jest rozpaczą, a Angleterre nadzieją – w ten sam sposób, w jaki A okazuje się A, jeśli jest B – czyli expressis verbis: swoim własnym szyfrem?

                Z Key West, miasteczkiem, w którym Hemingway odebrał sobie życie, związana jest jeszcze jedna opowieść osnuta wokół starej indiańskiej klątwy. Legendarne przekleństwo miasta-wyspy w paśmie Florida Keys oparte zostało o dawno żywione przekonanie o tym, że każdy z odwiedzających Key West będzie zmuszony do tego miasta powracać, zostanie przyciągnięty do niego z powrotem. Nie tylko zatem Key West okazuje się rozpaczą, a Angleterre – nadzieją. To zbyt mało, aby zaadaptować tragedię Hemingwaya do mikroświatów wierszy Zimnego. Niewątpliwie, potrzeba czegoś więcej, czego dostarczy, jak się wydaje, podanie o indiańskiej klątwie. Wyłącznie w jego świetle „jądro ciemności” (Key West) może ujawnić swój pełny, magnetyczny charakter, a nawet – dyspozycję do jakiegoś nadrealnego, szamańskiego oddziaływania. Angleterre na Saint-Germain-des-Prés w tym ujęciu pozostanie tylko nieudaną, ziemską próbą stworzenia „drugiej przestrzeni”, a przynajmniej – ślepym usiłowaniem porzucenia tamtego „jądra”. Odratowania się. Histerycznej nieomal ucieczki przed hipnotyzerem.

                Na wszystko jednak za późno. Hotel Angleterre Zimnego prześladuje motyw spóźnienia, jest on realizowany uderzająco wyraziście i ewidentnie kształtuje egzystencjalno-rozrachunkowy temat książki. Wbrew pozorom, niewiele w tym zbiorze stoicko-witalistycznego ukojenia, właściwego zarówno powszechnie znanym w literaturze „mapom starości” (takim, jak Mapa pogody lub Muzyka wieczorem Iwaszkiewicza), jak i zbiorom wierszy nieżyjących przyjaciół Zimnego, poetów kręgu poznańskiego, których sposobem artykulacji nasycił autor Zwrotnika Skorpiona swój tom (wśród innych: Ogrodowczyka, Mendyka oraz Babińskiego mógł inspirować się m.in. Rękami Marii Magdaleny Różańskiego). Wrócę jednak do motywu spóźnienia. Jestem głęboko przekonany, że w Hotelu Angleterre zyskało ono wymiar eschatologiczny, toteż jest dokładnie takie, jak późne narodziny w jednym z liryków Roberta Lowella: „Cóż gorszego jak słyszeć płacz późno zrodzonego dziecka?” .

Zimny potwierdza tę intuicję co najmniej w trzech wierszach z tomu za pomocą pseudo-figur wcześniaka i późniaka, oraz figury barda. Po pierwsze: „Wcześniak / wznosi toast późny, po którym wszystko wraca, / niezależnie czy dom to, czy dom wariatów” (Dolna Wilda), po drugie: „Ja na planie / w ostrzale promieni słonecznych, / spadnie deszcz pustynny, urodzi się poźniak / ten wiersz. Ostatnia strofa w rękach Pana” (Miłość na schodach), po trzecie wreszcie: „Ja, bard minionej epoki, stary w młodym, / byłbym dobrym wróblem po podaniu / ziarna, ale rzadko biegam i nie otrzepuję piór” (List do żyjących). Subiektywizm i izolacjonizm w liryce Zimnego w istocie dalekie wydają się od dialogizmu w empatycznych „wierszach ostatnich” Różańskiego: „idę po żużlu w dniu gasnącym / ja Ci wybaczam maszynerio ciemna / ja Twoje dzieci usynowię w cieniu, / zamiast na świecie, żyję w marzeniu” (***idę po żużlu…, RMM 2000). Czy oznacza to tym samym, że Zimny, pisząc w rzeczywistości o klątwie Key West, wyłącznie – ujmijmy to: sub specie aeternitatis, określił swój tom jako „tom dobrej nadziei” – jako rzecz o hotelu Angleterre?

                Prawdą wydaje się przypuszczenie, że w nowym tomie Zimnego nie znajdziemy jednej odpowiedzi na pytanie o tzw. dobrą nadzieję. Od tej konstatacji niewiele już do stwierdzenia mającego głosić, że eschatologia w Hotelu Angleterre jest systemem samosprzecznym. Zamiast pogodnej, neofranciszkańskiej summy w stylu Różańskiego mielibyśmy zatem otrzymywać od Zimnego antynomiczną rozprawę o pragnieniu życia i śmierci jednocześnie. Autor Białego goździka na śniegu nie jest już w tym tomie literackim eskapistą – takim, jakim pozostawał jeszcze w Dystansie: zbiorze o ucieczce od autocentryzmu; Hotel Angleterre nie reprezentuje bowiem liryki zaświadczającej o ucieczce od tanatocentryzmu: „Ze mnie już uszło / wszystko, mówi Mazurkowa, praczka / wszystkich brudów we wsi. Wcześniej / nie zejdę, bo kto będzie pana opłakiwał” (Wiosna na kliszy). Podobnie jak u starego Hemingwaya, u Zimnego narasta siła klątwy z Key West: jeśli „śmierć mirabelki”, temat pierwszy – stał się antycypacją tematu drugiego, „śmierci psa”, co jest tematem trzecim; innymi słowy: czym jest to Trzecie, większe od Drugiego w tym samym stopniu, w jakim Drugie jawi się jako większe od Pierwszego, powtórzmy jeszcze na inny sposób: czym jest Trzecie, które ma umrzeć? Jak rozpoznać nową kodę, jeśli usłyszeliśmy – zapytuje podmiot Zimnego – nie tylko kodę dawną, lecz także kodę kody?
               
W rozprawie na temat semantyki tzw. wierszy późnych jako kategorii historycznoliterackiej Teresa Kostkiewiczowa zauważyła, że „w utworach powstałych w schyłkowej fazie twórczości wielu autorów zaobserwować można szczególne napięcie między fascynacją dookolnym światem zewnętrznym, postrzeganym w całej jego zjawiskowej konkretności i wielobarwności, a dążeniem do wniknięcia w jego głębię, do poznania tego, co stanowi utajoną istotę materialnej rzeczywistości. W lirykach lozańskich, wierszach Słowackiego z lat ostatnich, a także w późnej poezji Norwida poetyckie obrazowanie odsyła tyleż do widzialnych i zmysłowo postrzeganych widoków i pejzaży (gór, skał, obłoków, jeziora, także ganku i zielonych łąk; rodzinnych pól, wonnych kwiatów, szkarłatu zorzy, girlandy żurawi; wypełnionego gośćmi salonu, akacji kołyszącej się w podmuchach wiatru, lampy lub świecy we wnętrzu sypialni, śliskiego bruku w Londynie), ile do sensów symbolicznych, uogólnionych, kierujących jakby ku pełniejszemu poznaniu” .   

                W świetle tezy Kostkiewiczowej, egzemplifikowanej m.in. lirykami lozańskimi i Vade-mecum, lirykę późną miałaby zatem cechować nie tyle „ośmielona wyobraźnia” (określenie Mariana Stali), co „ośmielone poznanie”, tj. poznanie uogólniające do poziomu samych uniwersaliów, nieuznające granic swoich dziedzin ani epistemicznych aporii. Choć niewątpliwie tom Zimnego sprawia wrażenie zbioru wierszy późnych, daleko mu do tego rodzaju śmiałości metafizycznej: „Coraz ostrożniej // używam słów, jakby w nich ukryta / była śmierć dookólnych żywotników” (Przezorność). Consummatum est kończące Hotel Angleterre jest równie mało satysfakcjonujące z perspektywy interesu poetów metafizycznych, okazuje się nim bowiem prosta, materializująca gnoma: „Wstęp do albumu, w którym nikt nie żyje, / musi być niewidoczny. / Jesteś po pile, / będziesz po obcęgach” (Krąg nieprzyjaciół). Metafizykę Zimnego, zredukowaną do substytutów materialnych lub infantylnych epifanii takich, jak „śmierć mirabelki”, wydatnie skontrastował głęboki, barokizujący rysunek Krzysztofa Schodowskiego. Z pewnością napięcie rozciągające się między światami Zimnego i Schodowskiego uwypukla rozliczeniowy charakter tej książki, a także – zawartą w niej i nieomówioną w tym studium, ukrytą unię: romantycznej młodości obrazu i klasycystycznej starości tekstu.   

Glosa:

Na wstępie zaznaczę: zdaję sobie doskonale sprawę z kompetencji krytyka literackiego, jednak jako historyk literatury dostrzegam również mankamenty tego warsztatu, wynikające z aspiracji krytyki literackiej do aktualności. Tzw. recepcja aktualna o wiele silniej odwołuje się do mechanizmów percepcji niż tradycyjna analiza i interpretacja. Krytyk literacki musi zatem pozostawać świadom faktu, że posługuje się tekstem o najsilniejszej mocy stereotypizacji, że wyznacza mit i figurę utworu oraz orientuje na nie wszystkie wypowiedzi autorskie. Możliwe nawet, że on, a nie historyk literatury, posiada najwięcej dyspozycji do ujednoznacznienia tekstu. Mitomaństwo? A jeśli właśnie to – de dicto, a także de re – jest faktycznie istniejącym ryzykiem w przygotowywaniu studium o utworze?

Celem mojej wypowiedzi na temat Hotelu Angleterre było odczytanie tomu Zimnego jako zbioru liryki późnej scalonej w hemingwayowskiej figurze tęsknoty: Angleterre miał w nim jawić się jako symbol dawnego, lepszego świata – wolnego od eschatologii i obsesji tanatycznych. Tak zinterpretowałem tom, który – jak wskazał w prywatnej rozmowie ze mną autor –  miał pozostawać z gruntu jesieninowski, a figurą samobójstwa Jesienina w hotelu Angleterre w Leningradzie – uzasadniać odniesienie do liryki zaangażowanej. Oto niektóre z uwag Zimnego:

„Hotel Angleterre jest wielką przenośnią, symbolizuje mój dom i kraj, w których zabija mnie poezja – w sposób naturalny, aczkolwiek kreacja jej ma nieść sugestię analogii do sytuacji, w jakiej znalazł się Jesienin, a nie Hemingway. Moi bohaterowie to ludzie współcześni, ludzie przegrani materialnie, ale nie duchowo, zawsze jestem blisko krzywdy i poniżenia, w wierszach jest to widoczne, np. w Dolnej Wildzie nie wiadomo, czy dom to, czy dom wariatów. Mówię o kraju, bo w tej formie bycia odczuwam wszystko, co się dzieje, eschatologia jak najbardziej, mit jak najbardziej, ale mój hotel jest w Poznaniu i wszędzie w kraju, gdzie dramat spowszedniał”.

Ujawnienie intencji autorskiej Zimnego wyostrza kontury problemu, który do tej pory pozostawał dla mnie „przezroczysty”. Co uczynić z dziełem literackim, które może mówić zbyt wiele w tym samym czasie? Czy tzw. dowolność wyboru strategii interpretacyjnych dla tekstu nie jest utopią, skoro można ją zanegować, przedstawiając alternatywę dwóch wykluczających się figur: w tym wypadku Angleterre Hemingwaya (figury liryki późnej) z Angleterre Jesienina (figurą liryki zaangażowanej)? Nie mam wątpliwości, że odczytanie tomu Zimnego zgodnie z tzw. linią hemingwayowską wzbogaciłoby jego książkę poetycką, jestem jednak przekonany, że ta interpretacja powinna pozostawać drugorzędna – do momentu, w którym nie zaistnieje obok tej pierwszorzędnej, jesieninowskiej: w pełni wyłożonej. Istnieje bowiem hierarchia egzegez, a nić wiążąca jedną egzegezę z drugą powinna uzmysławiać poprzedzanie i następowanie bloków interpretacji. Inaczej doszłoby przecież do chaosu języków, w planie ontologii literatury zaś: do upadku porządku logocentrycznego. Aby zrozumieć Angleterre Zimnego, należy – jak się okazuje – nie tylko wyprowadzić aż dwie semantyki (Jesienin-Hemingway), lecz także związać je tą a nie inną relacją pokrewieństwa.

Karol Samsel.












WIECZÓR W ARCE
JERZY BENIAMIN ZIMNY
i prezentacja Jego książki pt.
Hotel Angleterre


Spotkanie poprowadzi Karol Samsel
 
21 listopada 2013 r. (czwartek), godz. 18.00
Czytelnia MBP ul. Głowackiego 42
 
Jerzy Beniamin Zimny -
poeta, krytyk literacki, urodzony w Kargowej w 1946 r. Publikował wiersze w “Nadodrzu", “Nurcie”, “Literaturze”, “Frazie”, “Znaj, oraz w almanachach i antologiach. Wydał tomiki wierszy: Biały goździk na śniegu (1991), W sercu ciszy (2005), Dystans (2008), Zwrotnik Skorpiona (2009), Rubinosa (2011), Hotel Angleterre w 2012 r. W planach wydawniczych powieść: Gromnica. Piszę także eseje o poezji, krytykę, oraz recenzje, zarówno prozy jak i poezji. Liczne nagrody i wyróżnienia w konkursach poetyckich.
Wstęp wolny
Organizatorzy: Miejska Biblioteka Publiczna, Stowarzyszenie Przyjaciół Bibliotek i Książki w Ostrołęce przy wsparciu Samorządu Miasta Ostrołęki.

Ostrołęka: Poetycki wieczór z Zimnym

2013-11-21 19:35:49 (ost. akt: 2013-11-21 19:41:19)

Za nami kolejny czwartkowy Wieczór w Arce. Jego bohaterem, 21 listopada, był znakomity poeta, pochodzący z Kargowej k/Poznania - Jerzy Beniamin Zimny. Czytelnia Miejskiej Biblioteki Publicznej przy ul. Głowackiego zapełniła się miłośnikami liryki.

Jerzy Zimny opowiadał o swojej twórczości, ale wspominał również innych poznańskich poetów.
Jerzy Zimny opowiadał o swojej twórczości, ale wspominał również innych poznańskich poetów.
Autor: M.Pliszka
Poeta wydał już 6 tomików wierszy: „Biały goździk na śniegu” (1991), „W sercu ciszy” (2005), „Dystans” (2008), „Zwrotnik Skorpiona” (2009), „Rubinosa” (2011), „Hotel Angleterre” (2012). W Ostrołęce promował dwie ostatnie książki. - Tom „Dystans” jest dla mnie pewnego rodzaju drogowskazem. Taką poezję lubię. Zresztą on w ogóle przemawia do młodych ludzi. - mówił ostrołęcki poeta Karol Samsel, który poprowadził spotkanie. – Omawiany dziś „Hotel Angleterre” to tom wierszy o wysokiej temperaturze emocjonalnej, bardzo zaangażowany, zawierający charakterystyczny motyw spóźnienia. 

Jerzy Zimny opowiadał o swojej twórczości, ale wspominał również poznańskich poetów, którym – jak powiedział – należy się pamięć, m.in. Leszka Bakułę, Andrzeja Babińskiego, Wincentego Różańskiego, Andrzeja Ogrodowczyka. W kilku słowach opisał też nasze miasto. – Ostrołęka nie na darmo nosi miano jednego z najpiękniejszych regionów, stolicy Kurpi. Jestem tu po raz pierwszy. – przyznał poeta. – Ostrołęka zawsze kojarzyła mi się z kulturą ludową, przez całą podróż tutaj myślałem o wycinankach z papieru, które sam wykonywałem w szkole.

Organizatorami spotkania byli: Miejska Biblioteka Publiczna oraz Stowarzyszenie Przyjaciół Bibliotek i Książki w Ostrołęce przy wsparciu Samorządu Miasta Ostrołęki.

mp


Przeczytaj cały tekst: Ostrołęka: Poetycki wieczór z Zimnym - Ostrołęka http://kurierostrolecki.pl/180134,Ostroleka-Poetycki-wieczor-z-Zimnym.html#ixzz2lOSmH2Sr





Jerzy Beniamin Zimny debiutował w 1970r. w piśmie studenckim “Merkury”. Poeta publikował wiersze w “Nadodrzu', “Nurcie”, “Literaturze”, “Frazie”, “Znaj, oraz w almanachach i antologiach. Wydał tomiki : Biały goździk na śniegu (1991), W sercu ciszy (2005), Dystans (2008), Zwrotnik Skorpiona (2009), Rubinosa (2011), Hotel Angleterre (2012 r). W planach wydawniczych powieść: Gromnica. Piszę także eseje o poezji, krytykę, oraz recenzje. Jego prace były niejednokrotnie nagradzane.

    Jerzy Beniamin Zimny promował swoja najnowszą książkę 'Hotel Angleterre ' w Ostrołęce. Spotkanie odbyło się w Miejskiej Bibliotece Publicznej podczas Wieczoru w Arce. 


























środa, 19 grudnia 2012

Liryczne oczyszczenie

Druga książka Krystyny Mazur, poetki ze Szczecinka zaskakuje niebanalnym przekazem faktów, przemyśleń nad tym wszystkim co się wydarzyło w życiu autorki, co mogło potoczyć się inaczej, nad tym czego nie było a być powinno, i nad wszystkim, co jest najbardziej istotne  nawet jeśli bywa gorzkie w skutkach, albo alternatywne w warunkach konieczności wyboru? I tutaj  podmiot funduje sobie swoistą terapię polegającą na oczyszczeniu, terapię liryczną, jakby odskocznię w świat oswojony wcześniej. ale nie oderwany od rzeczywistości, komparatywny raczej- na zasadzie wyrównania rachunku, zbilansowania zysków i strat natury emocjonalnej, skomplikowanej wydarzeniami i ich przeżywaniem. Niby oczyszczenie, a jednak dostrzegłem oszczędność prowadzonej terapii za pomocą języka, obrazy czarno-białe, mimo typowania kolorów, bo jakaż ma być prowincja poety? Megalopolis jeszcze nie dotarł tutaj w takim wymiarze aby przytłoczenie podmiotu było tak wyraźne jak krajobraz będący tłem dla wierszy, nasyceniem emocji ukrytej w wersach. Rozkładają się w nas małe miasteczka - mówi poetka, rozkładają się jak wszystko inne nie pielęgnowane, albo zastygłe w przyzwyczajeniach, tak oczywiste jak widok z okna, mijanie na ulicy znajomych, zawsze te same twarze, i czas wypełniony w taki sam sposób, monotonnie, czynności powtarzane i uczucie w zmienności nastroju. To wszystko w jakiś magiczny sposób odkłada się we wnętrzu podmiotu lirycznego, stąd konieczność oczyszczenia, w liryczny sposób, w tym przypadku niezwykle skuteczny: nie strawione resztki domowego ogniska znaczą drogę do nieba. Czyli poświęcenie, oddanie żony i matki, w jakiś sposób nie nagrodzone, w tej części stanowią przepustkę do nieba? Z tym wszystkim podmiot musi dać sobie radę, balast przeszłości jest do udźwignięcia ale są również niedostatki, coś czego oczekiwania nie dały rezultatu, a żyć bez tego się nie da? Wówczas takim zamiennikiem jest poezja, iluzoryczny azyl w którym można trwać w przekonaniu, że jest on zbawienny, bo powoduje zmartwychobudzenie: Nie widziała kolorów, dodawała zapachy i dźwięki. Zmieniała choreografie.  W rezultacie podmiot przyjął zasadę, że należy: witać nowy dzień tak jakby był jedynym w życiu.

Dawno nie czytałem tak wzruszającej liryki, liryki w której znajduję osobiste tropy, momenty w których uczestniczyłem jako świadek, bohater rzeczywisty uwikłany w sprawy przyziemne, a także w wymiarze emocjonalnym, reakcji na wydarzenia budzące rozpacz, załamanie i dochodzenie do równowagi? Jak długo będzie trwał ten proces nie wiadomo, pewne nawyki są mocno zakorzenione, i pewnie nigdy nie ustąpią: Na spacer z Maksem już nigdy...fizycznie. Mieścisz się we mnie, zmokniemy Maksiu. Przejmujące do głębi frazy, i jeszcze bardziej poruszające wyznanie: Jednak tracisz wszystko, zostaje w tobie droga, nie obok, nie gdzieś tam. Niewątpliwie chodzi tutaj o drogę wymoszczoną krzyżami, może nawet drogę krzyżową każdego z nas. Z każdym doznanym krzyżem ta droga pozostaje w nas niezależnie od światopoglądu, pojmowania naszej genezy, czy metod poszukiwania prawdy. Prawda której poszukuje Krystyna Mazur jest w niej samej, ale dociekać jej nie ma potrzeby, wiedza niczego nie zmieni, kolejne doświadczenia tylko utwierdzą w przekonaniu, że życie w blasku jest tylko namiastką szczęścia, zaś szczęście to tylko momenty, przebłyski z których należy się cieszyć jak dziecko, bo taka jest rzeczywistość. Każdego dnia, tak spontanicznie jakby ten dzień miał być dniem ostatnim.

Krystyna Mazur jest członkinią Klubu Poetyckiego Opal w Szczecinku. Wielokrotnie wyróżniana podczas konkursów, ma w dorobku wiele udanych imprez, festiwali poezji, pracuje w kulturze i ten związek wychodzi na dobre regionowi w którym nie ma tak wielkich możliwości zaistnienia czymś spektakularnym, a jednak poetce to się udało. A przecież ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała. Kropka nad i pojawi się, jak mniemam, niebawem, bo wierzę w jej kolejną książkę, tak samo dobrą jak Detoks, i nie będzie to dalszy ciąg terapii oczyszczającej, lecz nowe dokonanie czegoś w rodzaju drzewka szczęścia, nie inaczej pojmuję sens koegzystencji codziennych zmagań z pisaniem poezji. Detoks mnie przekonał mimo, że wyżej cenię poezję lingwistyczną, nie wszystko musi płynąć tym samym korytem. Kwisy, która nie wiedzieć czemu tak przypadła do serca poetce w Szczecinku? Jedyny to sekret, nie wymagający ujawnienia. Zatem milczę jak grób?

Krystyna Mazur, Detoks, SAPiK w Szczecinku, 2012

Jerzy Beniamin Zimny       

poniedziałek, 17 grudnia 2012

W galaktyce poezji



Jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o poezję. Tak określił obecną sytuację liryki, jeden z moich przyjaciół. Zaskoczony wdałem się w spór, w moim przekonaniu merytoryczny, wyszło jednak na jego ponieważ rzucił mi tyle argumentów, że musiałem odpuścić. Facet czyta poezję od wielu lat, uczestniczy w spotkaniach autorskich, bywa także na znaczących imprezach, których jak twierdzi jest  coraz mniej, i doszedł do wniosku że trzeba będzie się z nimi pożegnać z uwagi na nudę, marazm, brak profesjonalizmu w organizowaniu takich spotkań. Skrzypek czy pianista jako przerywnik między wierszami to już prawie komedia jeśli na sali znajduje się najczęściej kilka, a już rzadziej- kilkanaście osób. Co jest tego powodem- pytam- stoisz z boku więc masz inne spojrzenie? Odnoszę wrażenie-  że najważniejsi są poeci, natomiast poezja jest tylko pretekstem aby taki czy inny autor pokazał swoje  nietuzinkowe oblicze. Najczęściej to oblicze  nie ma godnego uwagi wyrazu, a czytanie wierszy nawet przez osobę utalentowaną głosowo przyprawia nielicznych słuchających o błogi sen. Przez kraj przelewa się fala spotkań autorskich, organizatorzy prześcigają się w wymyślaniu haseł i nazw,  nawet kawiarnie wybierają o galaktycznych nazwach, im bardziej tajemniczo brzmi, tym lepiej. Inna sprawa  to nazwiska autorów, zachodzę w głowę skąd tyle bezimiennego bractwa, są też tacy co nie wydali jeszcze książki a już krążą po kraju w aureoli sławy, zdobywanej na portalach internetowych,  w sposób natrętny i wyzywający. Śmiech na sali czy płacz do rękawa w zaułku? Sam nie wiem jak to określić, i co z tego wyniknie na przyszłość. W jednym z wierszy Natalii Zalesińskiej znalazłem taki fragment: w empiku poezja graniczy z działem humoru, a dotknięcie ramion jest po to, aby nie zabłądzić w lawinie ze śmiechu. Nie mogę Natalii i przyjacielowi odmówić racji, tego roku uczestniczyłem w kilku spotkaniach autorskich, najczęściej wieje nudą, organizacja prawie żadna, osoby prowadzące spotkania nie posiadają odpowiedniego przygotowania, aparycji, predyspozycji wymaganych, zanudzają widownię nie gorzej niż sam autor. Nie rzadki jest też widok autora wtopionego w niski fotel, przestraszonego, nieśmiałego. Te czynniki z góry skazują na porażkę całe przedsięwzięcie. Zarówno prowadzący jak i autor odcinają się bezwiednie od widowni, najchętniej uciekliby z sali. Takie odniosłem wrażenie, i nie jest to pojedynczy przypadek. Chcę wierzyć że są miejsca gdzie to wszystko wygląda inaczej, ciekawiej i zachęca do odwiedzin?  Rozmawialiśmy także o większych imprezach, typu festiwale. Tutaj jest zdecydowanie lepiej, co nie znaczy, ze całkiem dobrze, pojawia się jednak profesjonalizm organizatorów, w każdym elemencie, ale w końcowym obrachunku widać jak na dłoni charakter towarzyski takich imprez. Nie jest tajemnicą, że o to właśnie chodzi. I dobrze, bo gdzie poeci maja się integrować,  czytanie wierszy przy takim audytorium jakim jest środowisko poetów, to splendor i zaszczyt. Chwała więc organizatorom i podziękowanie za wysiłek organizacyjny. Inna sprawa to pokłosie takich spotkań?  Wspólny almanach, może coś jeszcze spektakularnego? To się okaże w praniu mówiąc potocznie. Nie byłem w Kaliszu, mimo to wyrażam uznanie organizatorom festiwalu im. Wandy Karczewskiej. Tam przynajmniej pokłosiem jest arcyważne wydawnictwo, hołd oddany pisarce przez obecne pokolenie poetek z Kalisza i nie tylko. Piękna i potrzebna to książka, praca w nią włożona jest jakby zadośćuczynieniem krzywd wyrządzonych pisarce w przeszłości. W tym miejscu przytoczę jej słowa sprzed pięćdziesięciu sześciu lat: Słuchajcie jak w tej sali brzmią słowa zapomniane: sumienie, wina i kara, słowom tym przywraca się blask, jak obrazom starych mistrzów- barwy, ścierając z nich brud i fałsz.  Ironia losu, czy sprawiedliwość dziejowa?  Raczej to drugie, a ja skromnie przypisuję ten szlachetny czyn, dziewczynom z Kalisza,  autorom i wydawcom książki poświęconej Wandzie Karczewskiej.  

Jerzy Beniamin Zimny


czwartek, 6 grudnia 2012

Połączenia bez zakłóceń

Natalię Zalesińską wyłowiłem (dla siebie) na portalu Poezja Polska. Zrezygnowanej wobec niesprawiedliwych ocen poradziłem aby robiła swoje.  No i zaczęły się sukcesy, od Iwaniuka do Ratonia. Po drodze wiele wyróżnień i mogłoby się wydawać, że poetka popadnie w euforię, ale nic z tych rzeczy, dostrzegałem i nadal dostrzegam w jej postępowaniu stoicki spokój, pokorę wobec własnych sukcesów, skromność - cechy dzisiaj niezwykle rzadkie.  Połączenia, wiersze kontaktowe, zaczepne, niosące treści żywe i martwe, więcej tu nadziei aniżeli spełnienia, rozgoryczenie z nieodwracalnych zdarzeń i faktów jakie miały miejsce w otoczeniu poetki. Związane z codziennością (dramat, tragedia, przypadek, radość przez łzy, zrezygnowanie wobec koniecznego, nadzieja mimo utraty zdrowia, cierpienie) : coś  zrzuca czarne parasole, poluje na miłość. Świadomość nieuchronnego końca: a dziś jedynie wypada nam oszronieć przy Parku Przemijania. Pomieszczone w tomiku wiersze stanowią jakby ciąg połączeń komunikacyjnych bohatera lirycznego z czytelnikiem, nie przeszkadza tutaj ton wypowiedzi, a także treść związana z przeżyciami autorki, ponieważ wyczuwalny jest ich uniwersalizm. Wszystko może się zdarzyć, albo już miało miejsce w życiu każdego z czytających. Przeżyłam, przeżyłeś, lub przeżyjesz coś podobnego, albowiem mój autentyzm nie musi nikogo przekonywać. Daleka jestem od wszelkich kreacji, nie muszę zbierać argumentów z otoczenia ponieważ sama jestem argumentem, niepodważalnym- o czym świadczą moje przedmioty, środowisko i słowo obrazujące: niewyszukane, prawdziwe.  Zda się mówić Zalesińska.  I mówi dobitnie bez przejaskrawień, w sposób zrozumiały dla wszystkich, w sposób liryczny. Poruszająca to książka z wierszami, które stanowią jakby wykaz połączeń wszelakich, dokonanych już i możliwych do realizacji w przyszłości. Jest tutaj połączenia matki poprzez pępowinę z dzieckiem (niekiedy już martwym) połączenie ze światem zmarłych, bliskimi osobami, jest także śmierć kliniczna w następstwie wypadku, lub jej bliskość odczuwania. Jest nierozerwalne połączenie bohatera lirycznego z miastem, w otoczeniu kominów i dachów. I jedyne w swoim rodzaju połączenie z Bogiem, za pośrednictwem umarłych : umarli pukają od środka, wkładają swoje palce w usta śpiących. Śmierć bywa liryczna, pisze poetka na koniec i zapewnia że nie ma w niej fałszu ani przypadku, z wszystkim jesteśmy połączeni i mimo zdarzających się zakłóceń, najważniejsze informacje docierają bez szwanku. Niektóre z nich nosimy w sobie aby przekazać w genach, nie zawsze to się udaje ale w ostatecznym rozrachunku znajdują posłuch po tamtej stronie. Stąd połączenia bez zakłóceń.

Jerzy Beniamin Zimny       


Natalia Zalesińska, Połączenia, Grafpress, Olkusz 2012 na zlecenia Starostwa i Galerii BWA w Olkuszu.