Druga książka Krystyny Mazur, poetki ze Szczecinka zaskakuje niebanalnym przekazem faktów, przemyśleń nad tym wszystkim co się wydarzyło w życiu autorki, co mogło potoczyć się inaczej, nad tym czego nie było a być powinno, i nad wszystkim, co jest najbardziej istotne nawet jeśli bywa gorzkie w skutkach, albo alternatywne w warunkach konieczności wyboru? I tutaj podmiot funduje sobie swoistą terapię polegającą na oczyszczeniu, terapię liryczną, jakby odskocznię w świat oswojony wcześniej. ale nie oderwany od rzeczywistości, komparatywny raczej- na zasadzie wyrównania rachunku, zbilansowania zysków i strat natury emocjonalnej, skomplikowanej wydarzeniami i ich przeżywaniem. Niby oczyszczenie, a jednak dostrzegłem oszczędność prowadzonej terapii za pomocą języka, obrazy czarno-białe, mimo typowania kolorów, bo jakaż ma być prowincja poety? Megalopolis jeszcze nie dotarł tutaj w takim wymiarze aby przytłoczenie podmiotu było tak wyraźne jak krajobraz będący tłem dla wierszy, nasyceniem emocji ukrytej w wersach. Rozkładają się w nas małe miasteczka - mówi poetka, rozkładają się jak wszystko inne nie pielęgnowane, albo zastygłe w przyzwyczajeniach, tak oczywiste jak widok z okna, mijanie na ulicy znajomych, zawsze te same twarze, i czas wypełniony w taki sam sposób, monotonnie, czynności powtarzane i uczucie w zmienności nastroju. To wszystko w jakiś magiczny sposób odkłada się we wnętrzu podmiotu lirycznego, stąd konieczność oczyszczenia, w liryczny sposób, w tym przypadku niezwykle skuteczny: nie strawione resztki domowego ogniska znaczą drogę do nieba. Czyli poświęcenie, oddanie żony i matki, w jakiś sposób nie nagrodzone, w tej części stanowią przepustkę do nieba? Z tym wszystkim podmiot musi dać sobie radę, balast przeszłości jest do udźwignięcia ale są również niedostatki, coś czego oczekiwania nie dały rezultatu, a żyć bez tego się nie da? Wówczas takim zamiennikiem jest poezja, iluzoryczny azyl w którym można trwać w przekonaniu, że jest on zbawienny, bo powoduje zmartwychobudzenie: Nie widziała kolorów, dodawała zapachy i dźwięki. Zmieniała choreografie. W rezultacie podmiot przyjął zasadę, że należy: witać nowy dzień tak jakby był jedynym w życiu.
Dawno nie czytałem tak wzruszającej liryki, liryki w której znajduję osobiste tropy, momenty w których uczestniczyłem jako świadek, bohater rzeczywisty uwikłany w sprawy przyziemne, a także w wymiarze emocjonalnym, reakcji na wydarzenia budzące rozpacz, załamanie i dochodzenie do równowagi? Jak długo będzie trwał ten proces nie wiadomo, pewne nawyki są mocno zakorzenione, i pewnie nigdy nie ustąpią: Na spacer z Maksem już nigdy...fizycznie. Mieścisz się we mnie, zmokniemy Maksiu. Przejmujące do głębi frazy, i jeszcze bardziej poruszające wyznanie: Jednak tracisz wszystko, zostaje w tobie droga, nie obok, nie gdzieś tam. Niewątpliwie chodzi tutaj o drogę wymoszczoną krzyżami, może nawet drogę krzyżową każdego z nas. Z każdym doznanym krzyżem ta droga pozostaje w nas niezależnie od światopoglądu, pojmowania naszej genezy, czy metod poszukiwania prawdy. Prawda której poszukuje Krystyna Mazur jest w niej samej, ale dociekać jej nie ma potrzeby, wiedza niczego nie zmieni, kolejne doświadczenia tylko utwierdzą w przekonaniu, że życie w blasku jest tylko namiastką szczęścia, zaś szczęście to tylko momenty, przebłyski z których należy się cieszyć jak dziecko, bo taka jest rzeczywistość. Każdego dnia, tak spontanicznie jakby ten dzień miał być dniem ostatnim.
Krystyna Mazur jest członkinią Klubu Poetyckiego Opal w Szczecinku. Wielokrotnie wyróżniana podczas konkursów, ma w dorobku wiele udanych imprez, festiwali poezji, pracuje w kulturze i ten związek wychodzi na dobre regionowi w którym nie ma tak wielkich możliwości zaistnienia czymś spektakularnym, a jednak poetce to się udało. A przecież ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała. Kropka nad i pojawi się, jak mniemam, niebawem, bo wierzę w jej kolejną książkę, tak samo dobrą jak Detoks, i nie będzie to dalszy ciąg terapii oczyszczającej, lecz nowe dokonanie czegoś w rodzaju drzewka szczęścia, nie inaczej pojmuję sens koegzystencji codziennych zmagań z pisaniem poezji. Detoks mnie przekonał mimo, że wyżej cenię poezję lingwistyczną, nie wszystko musi płynąć tym samym korytem. Kwisy, która nie wiedzieć czemu tak przypadła do serca poetce w Szczecinku? Jedyny to sekret, nie wymagający ujawnienia. Zatem milczę jak grób?
Krystyna Mazur, Detoks, SAPiK w Szczecinku, 2012
Jerzy Beniamin Zimny
Dawno nie czytałem tak wzruszającej liryki, liryki w której znajduję osobiste tropy, momenty w których uczestniczyłem jako świadek, bohater rzeczywisty uwikłany w sprawy przyziemne, a także w wymiarze emocjonalnym, reakcji na wydarzenia budzące rozpacz, załamanie i dochodzenie do równowagi? Jak długo będzie trwał ten proces nie wiadomo, pewne nawyki są mocno zakorzenione, i pewnie nigdy nie ustąpią: Na spacer z Maksem już nigdy...fizycznie. Mieścisz się we mnie, zmokniemy Maksiu. Przejmujące do głębi frazy, i jeszcze bardziej poruszające wyznanie: Jednak tracisz wszystko, zostaje w tobie droga, nie obok, nie gdzieś tam. Niewątpliwie chodzi tutaj o drogę wymoszczoną krzyżami, może nawet drogę krzyżową każdego z nas. Z każdym doznanym krzyżem ta droga pozostaje w nas niezależnie od światopoglądu, pojmowania naszej genezy, czy metod poszukiwania prawdy. Prawda której poszukuje Krystyna Mazur jest w niej samej, ale dociekać jej nie ma potrzeby, wiedza niczego nie zmieni, kolejne doświadczenia tylko utwierdzą w przekonaniu, że życie w blasku jest tylko namiastką szczęścia, zaś szczęście to tylko momenty, przebłyski z których należy się cieszyć jak dziecko, bo taka jest rzeczywistość. Każdego dnia, tak spontanicznie jakby ten dzień miał być dniem ostatnim.
Krystyna Mazur jest członkinią Klubu Poetyckiego Opal w Szczecinku. Wielokrotnie wyróżniana podczas konkursów, ma w dorobku wiele udanych imprez, festiwali poezji, pracuje w kulturze i ten związek wychodzi na dobre regionowi w którym nie ma tak wielkich możliwości zaistnienia czymś spektakularnym, a jednak poetce to się udało. A przecież ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała. Kropka nad i pojawi się, jak mniemam, niebawem, bo wierzę w jej kolejną książkę, tak samo dobrą jak Detoks, i nie będzie to dalszy ciąg terapii oczyszczającej, lecz nowe dokonanie czegoś w rodzaju drzewka szczęścia, nie inaczej pojmuję sens koegzystencji codziennych zmagań z pisaniem poezji. Detoks mnie przekonał mimo, że wyżej cenię poezję lingwistyczną, nie wszystko musi płynąć tym samym korytem. Kwisy, która nie wiedzieć czemu tak przypadła do serca poetce w Szczecinku? Jedyny to sekret, nie wymagający ujawnienia. Zatem milczę jak grób?
Krystyna Mazur, Detoks, SAPiK w Szczecinku, 2012
Jerzy Beniamin Zimny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz