poniedziałek, 31 października 2016

Młodzi na 39. MLP -2016



Spotkanie z młodymi aktorami i poetami z Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 4 w Poznaniu, zakończy 39. Międzynarodowy Listopad Poetycki  W konkursie jednego wiersza weźmie udział młodzież wszystkich szczebli szkół, Turniej poprzedzi spektakl "Teatru w Przejściu" pt. Czerwiec 56. Na zakończenie odbędzie się spotkanie kilku pokoleń poznańskich poetów. Będzie okazja przekonać się co młodzi sądzą o poezji dorosłych i w jakim kierunku podążą młoda poezja. Nad wszystkim jak zawsze czuwa niezastąpiona Hania Szeląg, pedagog, reżyser teatralny, poetka poznańska. Niezwykle zasłużona animatorka kultury w Poznaniu i w kraju. Zapraszamy wszystkich chętnych do udziału w tej sympatycznej i ciekawej imprezie artystycznej. 

piątek, 28 października 2016

Włócznia Fryckowskiego







   W bieżacym roku przeczytałem kilkanaście tomików poetyckich, żaden mnie tak nie zaskoczył jak kolejny tom Jerzego Fryckowskiego pt. "Niebieska", Czytałem kilka razy i jestem podbudowany walorami tej książki. To nie jest jedna z wielu poetyk tzw. "stadnych". Nie jest to poezja jakichkolwiek matryc, to jest osobowość, żeby nie powiedzieć osobliwość językowa rzadko spotykana. Powtórka "Chwil siwienia"? Nie. To skok do przodu w doskonałość składniową i metaforyczną ale w wymiarze osobnym, nie do naśladowania. Może brzmi to panegirycznie? Możliwe. Jednak książka Fryckowskiego zapadła we mnie jak ostrze włóczni, w jakimś stopniu "włóczni witkowej", bo jawi mi się w osobie Fryckowskiego kontynuacja doskonałości Różańskiego, równolegle, po swojemu ale w tym samym lub podobnym tonie lirycznym. 


  "Niebieska" jest zrywem po latach, zrywem sumienia poety, ponieważ długo nie mógł przyjść do siebie po utracie ukochanej kobiety. Czy czuje się winnym tej utraty? Po lekturze "Niebieskiej" mam więcej wątpliwości aniżeli miałem dotąd. Chodzenie po śladach, odwiedzanie miejsc wspólnego bytowania i pobytowania, powroty na szlaki zapomniane, czy intymność zdarzeń ujawniona teraz, po latach. Przerażony dystansem czasowym poeta spróbował zatrzymać w książce na wieczną pamięć, jak sądzę, fragmenty tego związku, który przerwała śmierć.  Nie znam szczegółów, bo nigdy nie zabiegam o wynurzenia moich znajomych  i przyjaciół, dlatego teraz intuicyjnie rozgryzam tropy , które mają dla poety znaczenie wagi pierwszorzędnej.  

    Fryckowski słowiarz jakich znam niewielu, uprawia z powodzeniem klasyczny sonet, biały wiersz, wielozgłoskowce, jak i poemat, nie stroni od postmoderny, poezji narracyjnej, poetyckiej prozy - w zależności od kaprysu napisania czegokolwiek. Bo jest poetą i nigdy nim nie bywał, jest rozpoznawalny  a  ciągłość kontaktu z warsztatem owocuje u niego wyjątkowymi książkami. Taką książką jest "Niebieska" taką były "Chwile siwienia" i taką będzie następna.  W "Niebieskiej" poeta z Dębnicy Kaszubskiej przechodzi metamorfozę polegającą na swobodzie wyrażania uczuć, tęsknoty, nostalgii. w sposób pozbawiony zupełnie patosu? W "Niebieskiej" poeta walczy z samym sobą - tym sprzed wielu laty, w pozie doświadczonego mężczyzny, który rozważa za i przeciw  w kontekście tego, czego w przeszłości nie zrobił, lub zaniechał, zaniedbał lub nie był czuły i spostrzegawczy jeśli chodzi o bliską osobę? Czy mógł cokolwiek złego przewidzieć? /.../

( fragmenty recenzji)

poniedziałek, 24 października 2016

DZIECI NORWIDA




   DZIECI NORWIDA

    
   Zacząłem od Szatkowskiego skończyłem na Różańskim, wielkich poetyckich włóczęgach. Dzisiaj kiedy większość z nich nie żyje, nadałem im taki przydomek, chociaż rzadko ruszali się z miejsc zamieszkania.  Być może ten istotny szczegół miał na uwadze Stachura umieszczając Witka w Całej jaskrawości. I Bruno jeśli chodzi o Jurka Szatkowskiego, pozostawił u niego w Antoniewie wiele rekwizytów, które ubarwiały mu wojaże po Polsce. Drugi w kolejności Janusz Koniusz, wszechstronny pisarz rodem z Niwki, osiadły na zawsze w Zielonej Górze, ten sam, który kilka lat temu namówił mnie do napisania tej książki. Z pozytywnym skutkiem jak widać, chociaż musiałem zadać sobie wiele „wycieczek”do prywatnych archiwów aby sprostać wyzwaniu.  Książkę uświetnił swoim blaskiem Andrzej Babiński. Jednak wątpliwy to blask jeśli spojrzeć na dokumenty historyczne, zwłaszcza na materiały jakie dostarczył mi Janusz Taranienko, pierwszy recenzent jego debiutu pod koniec lat siedemdziesiątych. Tenże Taranienko przekazał mi kilka cennych dokumentów w postaci listów Babińskiego do redakcji miesięcznika „Poezja”. Dotąd sądziłem, że byłem pierwszym, który się odważył pisać o debiucie poety skazanego na zmowę milczenia. I dobrze, prace przy książce spowodowały wiele pozytywnych reakcji w różnych zakątkach kraju. Dzisiaj nie tylko mówi się o Babińskim, ale także czyta jego wiersze.  Akademicy na jego twórczości zdobywają stopnie naukowe.  A przecież Babiński  nie może się poszczycić okazałym dorobkiem literackim. Jest doceniany za poezję osobną, dającą się odróżnić od współczesnych mu autorów z kręgów kilku generacji poetów.  Jak jest mowa o Babińskim to nie może zabraknąć Wincentego Różańskiego.  Oddaleni od siebie warsztatem jednak zespoleni w geniuszu, kreowali każdy swój świat w cudowny, liryczny sposób wzbudzając powszechne uznanie kilku już pokoleń czytelników. Poeta z Ostrobramskiej był przyjacielem poety   z Kuźniczej, obaj rozumieli się bez słów, ale dalecy od pochlebstw wydeptywali swoje ścieżki do czytelników,  z różnym skutkiem.  Wśród poznańskich poetów  w książce znalazło się miejsce dla tych, którzy w jakiś sposób zaistnieli w moim życiu.  Na krótko  z mocnym przytupem i na dłuższą metę bez przytupu, jednak z dramatycznym podtekstem. Myślę o Obarskim, Ogrodowczyku, Gałkowskiej, Kuszczyńskim i Jerzym Grupińskim.  Byli też inni, jednak przy nich  było mnie mniej, fizycznie i piórem. Mam na uwadze  okres dłuższy niż dekada, lub kilka dekad jak w przypadku Jurka Grupińskiego, bo oto zbliża się pół wieku naszej znajomości. Od kilkunastu lat widujemy się coraz częściej.  Podobnie Paweł Kuszczyński,  najstarszy  w naszym środowisku, debiutant z początku lat sześćdziesiątych nadal aktywnie uczestniczący w życiu literackim.
   
    Mieczysław Stanclik, jego dramatyczna  historia jest rdzeniem tematycznym mojej książki. Rdzeniem wybranej przeze mnie do oceny poezji, którą tutaj przedstawiłem. Stanclik lider z mojego wyboru, Stanclik niemalże wieszcz, poeta zjawiskowy z bardzo ciekawą przeszłością znalazł się na początku lat siedemdziesiątych w niełasce krytyków.  Próba rewizji wyroku po latach to próba przywrócenia autorowi Kryształowej kuli należnego mu miejsca na polskim Parnasie.  Dzisiaj kiedy umilkły echa poetyckich sukcesów kolejnych generacji, sukces pośmiertny Stanclika przywróconego do łask, nabiera jedynie historycznego znaczenia.
   Inaczej prezentują się sylwetki Marka Obarskiego i Nikosa Chadzinikolau, poetów uwikłanych w kręgi kulturowe. Zwłaszcza Nikos wybitny tłumacz i poeta dwóch kultur, dramaturg i eseista, animator kultury w Polsce i Grecji.  Spośród plejady znakomitych nazwisk nieśmiało prezentują się sylwetki Andrzeja Ogrodowczyka i Mieczysława Jana Warszawskiego. Szczególna jest pozycja Andrzeja wśród znakomitych krytyków i recenzentów. I bardzo jaskrawa Mietka w gronie autsajderów na równi z innymi, którzy zapisali się w poezji złotą zgłoską. Mietka „ochrzczono" onegdaj poetą jednego wiersza, Andrzej bardziej niezależny od krytyki sam wymierzał „sprawiedliwość" swoim wierszom. Wiele mu zawdzięczają poeci wstępujący i malarze, bowiem zajmował się także pisaniem szkiców artystycznych i oceną wystaw malarskich.
   W książce wykorzystałem z niewielkimi poprawkami moje recenzje opublikowane w latach 1976-1989 na łamach pism literackich m.in. „Nurt”, „Nadodrze”. Współpracowałem z tymi pismami do momentu ich likwidacji. Wykorzystałem też swoje dzienniki i felietony pisane w latach 2005-2015, a także recenzje wartościowych książek i debiutów poetyckich jakie ukazały się w ostatnich latach.. Indeks nazwisk, które pojawiają się na łamach książki jest bardzo długi (od Adamkiewicza do Żernickiego),  Juliusz Wątroba, artysta estradowy poeta i prozaik z Bielska Białej przekazał mi swój artykuł wspominkowy o Mieczysławie Stancliku, oraz garść cennych informacji na jego temat, za co składam mu serdeczne podziękowanie. W szczególności dziękuję za wyrażenie zgody na publikację tego artykułu w mojej książce.  W książce znalazły się krótkie szkice Karola Samsela dotyczące mojej twórczości i twórczości Andrzeja Jopowicza. Współpracujemy od kilku lat, czego owocem jest m.in. niniejsza książka, wiele innych projektów mamy zamiar w przyszłości wspólnie realizować. 
   Oddając książkę do rąk czytelników spełniam tym samym złożone niegdyś przyrzeczenie moim starszym kolegom, którzy odeszli z tego świata. Jestem im winien nie tylko pamięci.  Literacka rodzina oprócz przywilejów ma także obowiązki, z których w miarę możliwości powinna się wywiązywać. Co niniejszym dla przykładu czynię.

 Jerzy Beniamin Zimny  



sobota, 1 października 2016

Po obu stronach książki

Po obu stronach książki

   Listonosz ostatnio zapytał mnie czy jestem księgarzem. Pytanie na miejscu ponieważ  krzywa przesyłek na mój adres rośnie, w większości są to grube koperty wypełnione książkami. Jednak niewiele z nich trafia na moją półkę. Towarzystwo piszących jakby się zmówiło, pojedyncze tomiki to już za mało, coraz częściej  pojawiają się opasłe antolologie, zbiorcze do potęgi almanachy. Jest w nich wszystko; groch i kapusta i poezja pusta. Dzisiaj nie wytrzymałem po odebraniu przesyłki od znanej poetki ze Śląska, fajnie, że są dobrzy ludzie i wspomagają finansowo wydawnictwa. Fajnie, że w tym samym roku wydano dwa almanachy z wierszami tych samych poetów? I to almanachy upchane do granic możliwości wierszami, ciurkiem jak leci, bez światła na stronach za to upstrzone grafiką, jakby same wiersze to stanowczo za mało?   Ale jest w tym wszystkim wielkie ale? Jeżeli już wspomagać wydania,  to autorów, którzy piszą poezję a nie wierszyki do sztambucha, bo szuflada jak można przypuszczać już nie wystarczy. Inna sprawa to odwaga poetki, która wysyła coś takiego w Polskę. Rozumiem, że są w almanachu jej wiersze pośród niezłych, a nawet dobrych wierszy ale także w większości wierszyków i wypocin autorów zupełnie nieznanych. Być może zrzeszonych w klubach osiedlowych, klubach seniorów itp. Dobre intencje są wskazane, szkoda tylko że brakuje dobrych intencji wobec najlepszych, o których nikt nie myśli. Temat znany wszystkim, wstydliwy do bólu.      

   Zaznaczam, że nie byłoby mojego wtrętu, gdyby ta przesyłka trafiła do kogoś innego, który jest bardziej pobłażliwy i wychwala nawet literackie buble. A takich w necie jest wielu, nie trzeba daleko szukać, wystarczy tylko spojrzeć w jaki sposób reagują na wątpliwej wartości poezję. To tak na marginesie.  Pozwolę sobie zacytować kilka fragmentów wybranych z jednej z książek pochodzącej z tej samej kopety, otrzymanej dwa dni temu. Oto one:

Dałaś mi cukierka
żebym z tobą tańczył
ja odrzekłem na to:
wolę pomarańczę /.../

pamiętam jedwabną chustkę
łopoczącą na wietrze
włosy w nieładzie
i wiśniowe usta/.../

nikt nie słyszał czy krzyknęła na wiatr
co firanką targał po drugiej stronie
drzwi zamknięte od środka/.../

Jest w obu książkach sporo niezłej poezji, zasługującej na szerszą prezentację ale trzeba czytelnikowi się do niej przebijać jak przez krę lodową, zniechęcenie do czytania przychodzi bardzo szybko, z tego właśnie powodu prozaicznego jak zawsze. 


W jednym z wierszy almanachu znalazłem znakomitą puentę, sądzę że można nią odnieść do większości wydawnictw zbiorowych, opasłych tomisk, w szczególności do sensu ich wydawania:

/.../nie wiem czy powinna była się zdarzyć
ta manufaktura przesiąknięta  achem i ochem/.../

Mowa tu o zachwytach i co gorsze, samozachwycie. Jak tu nie kochać poetów jeśli kochają siebie samego. Oby tylko tak bliźnich kochali, zwłaszcza znakomitych poetów, którzy nas czytelników nie rozpieszczają zalewem swojej poezji. 

Jerzy Beniamin Zimny