poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rzecz jest pamięcią




  PAWEŁ KUSZCZYŃSKI - poeta i krytyk literacki, urodził się 7 czerwca 1939 roku w Wilsku, gmina Dobra, województwo wielkopolskie. Szkołę podstawową ukończył w Dobrej (1953 r.), liceum pedagogiczne w Kaliszu (1957 r.), studium nauczycielskie w Poznaniu (1959 r.). Początkowo był nauczycielem. Potem studiował na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, którą ukończył w 1970 roku. Przez 43 lata pracował, jako ekonomista. W 1962 roku został laureatem Poznańskiej Jesieni Poetyckiej (jury w składzie: Anatol Stern – przewodniczący, Bogusław Kogut i Jerzy Ziomek).

       Publikacje wierszy w prasie poznańskiej (Gazeta Poznańska, Głos Wielkopolski) oraz w rozgłośni poznańskiej Polskiego Radia rozpoczął od 1963 roku. Wiersze Pawła Kuszczyńskiego zostały zamieszczone w dwóch almanachach poetyckich: Morwa (wybór i redakcja Bogusława Koguta) –1964r.Akcenty (redakcja Wojciecha Burtowego, przedmowę napisał Edward Balcerzan) – 1968 r. W roku1972 opublikował we Współczesności wiersz o Tadeuszu Borowskim. W roku 1987 został laureatem Międzynarodowego Listopada Poetyckiego (przewodniczący jury – Artur Sandauer, sekretarz Zdzisław Morawski). Następnie poeta publikował w Nurcie (1989 r.), Gazecie Młodych, W drodze (1991 r.), Przewodniku Katolickim, Gościu Niedzielnym.

       Od 1988 roku systematycznie drukował swoje wiersze w Tygodniku Ludowym. W 1992 roku Radiu Merkury nadało audycję poetycką Pawła Kuszczyńskiego. W Białej Serii Biblioteki Poetyckiej w Poznaniu wydał dwa tomiki poetyckie Powroty (1991 r.) i Róża spadająca kwiatem (1993 r.) pod redakcją Nikosa Chadzinikolau. W październiku 1993 roku Twórczość opublikowała trzy wiersze Pawła Kuszczyńskiego. W almanachach: Gałąź serca i Kocham Was został wydrukowany jego wiersz Do matki. W 1994 roku poeta wydał trzeci tomik wierszy Nagłość chwili oraz czwarty tomik poetycki: Łąki wyobraźni w oficynie wydawniczej ZLP w Poznaniu pod redakcją Jerzego Cepika. 

        Paweł Kuszczyński, wydał dotąd 12 książek poetyckich: „Powroty”, „Róża spadająca kwiatem”, „Nagłość chwili”, „Łąki wyobraźni”, „Widzieć choćby na chwilę”, „Być w słowie”, „Ciągle żywe okno”, „W zwierciadle źrenic”, "Oswajanie czasu", "Niedosyt istnienia", "Spotkanie pragnień", "Pora zdumienia"..Wiersze publikował: w antologii współczesnej poezji polskiej „Dojrzewanie w miłości”, antologiach „Okolicy Poetów”, w almanachach poetyckich „Morwa”, „Akcenty”, „Gałąź serca”, „Kocham Was”, "Kocham Cię, ziemio rodzinna"„Strofy o Wielkopolsce”, w czasopismach „Współczesność”, „Nurt”, „W drodze”, „Twórczość”, „Metafora”, „Tygodnik Powszechny”, „Akant”, „Arkusz”, „Okolica Poetów”, „Literacka Polska”, „Gość Niedzielny”, „Asnykowiec”, „Poezja dzisiaj”, "Gazeta kulturalna", "Temat". Artykuły krytyczne publikował w "Metaforze", "Gazecie kulturalnej", "Akancie", "Dzienniku Poznańskim. W 2009 roku ponownie otrzymał nagrodę Literacką XXXII Międzynarodowego Listopada Poetyckiego za książkę "Spotkanie pragnień".
    
    Niewiele mogę powiedzieć o poecie Pawle Kuszczyńskim, (odrabiam zaległości spowodowane moją nieobecnością w środowisku poznańskim) jak i o innych poznańskich poetach zrzeszonych w związku. Publikacje w minionym ćwierćwieczu nie były dostępne, dopiero Internet umożliwił mi penetrację środowisk literackich, tam też mogłem przyjrzeć się bliżej twórczości poetów, odrabiając zaległości sięgające końca lat osiemdziesiątych.  W tym czasie wiele się zmieniło, pojawiły się nowe nazwiska, wielu starszych poetów i poetek zaistniało dzięki szerszym możliwościom wydawniczym, kontakty stały się bliższe i szybsze, poezja nabrała rozpędu, dlatego dzisiaj mogę wiele powiedzieć o takich poetach jak: Magdalena Pocgaj, Danuta Bartosz, Barbara Tylman, Zdzisława Kaczmarek, Mirosława Prywer. Nie wykluczając tych, z którymi mam kontakt od początku mojej obecności w środowisku poznańskim. 

      (...)Słowo czynem się stanie, wciąż się łudzę, że wszystko, co nazwę będzie, choć trochę moje (...) wyznaje poeta w tomiku: Spotkanie pragnień, nagrodzonym podczas Listopada Poetyckiego, w 2009 roku. Cytowane frazy brzmią jak deklaracja kontynuowania klasycznej poetyki przy jednoczesnym respektowaniu dokonań wszystkich powojennych pokoleń poetów. Kuszczyński debiutował w okresie rozkwitu Orientacji, początek lat sześćdziesiątych - okres zdominowany jeszcze przez Współczesność, dlatego - podobnie jak wielu innych poetów nie zaistniał w żadnym z nurtów, szczególnie w latach siedemdziesiątych, kiedy nowe głosy deklaracji wprost zdominowały poezję na całą dekadę, aż do nowej prywatności, i później w dziewiątej dekadzie, w której to nastąpiło kolejne przewartościowanie liryki na rzecz zerwania z wszelkimi jej kanonami.  Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych po debiucie Andrzeja Sosnowskiego mogli powrócić do gry tacy poeci jak Paweł Kuszczyński? Chociaż jeśli wziąć pod uwagę publikacje w pierwszych poznańskich almanachach, Morwa redagowany przez Bogusława Koguta, oraz Akcenty, przez Wojciecha Burtowego do którego wstęp napisał Edwarda Balcerzan- jawi się Kuszczyński  jako poeta dojrzały, uksztaltowany, i jak się później okazało- odporny na manifesty nurtów poetyckich, egzystując po za nimi. Podobnie jak większość młodych poznańskich poetów w tamtych latach, z Babińskim, Różańskim i Obarskim na czele. Kuszczyński w ten sposób, przetrwał wszystkie awangardy i na początku lat dziewięćdziesiątych zaistniał jakby ponownie ze swoją poezją w pełni sklasycyzowaną. W poezji zawsze dokonuje się artystyczny i świadomościowy przełom, jednak obrona osobistego punktu widzenia, prowadzi do jego utrzymania, umocnienia swojej pozycji. Nie pozwoli się zredukować do sytuacji lub koncepcji? Wtedy poezja zyskuje prawdziwego poetę. Zagadnienie to zdefiniował swego czasu Andrzej K. Waśkiewicz. Sądzę, że z Kuszczyńskim było podobnie, Jego plan indywidualny, zawsze przecinał się z planem uniwersalizmów o charakterze ponadczasowym i historycznym.  

   Poeta ma siłę się uśmiechać, poeta  który pyta dlaczego szczęście ucieka, który patrzy pragnąc koloru, który odkrywa, że świat nie jest tak piękny jak się spodziewałem, którego zawstydza zegar, który pyta gdzie jest moja uschnięta jabłoń, który odkrywa, że duch znajduje się w spełnieniu? Poeta Kuszczyński, poeta zmagający się ze spuścizną dwóch kultur, w których do końca jeszcze się nie odnalazł, za sprawą poezji, w której ręka ojca, jest jego ręką,  Tutaj metafizyczny exodus Kuszczyńskiego pokrywa się z moim? U niego jabłoń, u mnie mirabela posadzona przez ojca. Też widuję codziennie jej kikut, I ta sama szkoła, kolidująca z humanizmem chociaż służąca spoleczeństwu. Ekonomia poezji oddana, i na odwrót poezja poświęcona ekonomii? Teraz, kiedy już nie chodzimy korytarzami szkół, fabryk, urasta w nas do drzewa - liryka dnia powszedniego, nieufni barwom, nieufni materii. W takim stanie dokona się młodzieńcze zamierzenie - całkowitego oddania się poezji. Albowiem światło za chwilę zgaśnie. Niech ta chwila trwa jak najdłużej?  

(.....)

          
(fragment większej całości pochodzący z przygotowywanego do druku tomu szkiców pt.: Spotkałem szczęśliwych poetów).
dane zaczerpnąłem z biografii poety,  zdjęcie pochodzi ze strony internetowej Oddziału ZLP w Poznaniu.

















niedziela, 22 czerwca 2014

Kaskaderzy poznańscy


W Dąbrówce odbyło się pierwsze spotkanie poświęcone poznańskim kaskaderom. Przybyli znajomi, koledzy poetów, przybyli także żyjący kaskaderzy w osobach Edka Popławskiego, Piotra Bagińskiego. Był też Marek Słomiak, który po latach milczenia wrócił do  pisania poezji. Na spotkanie przyniósł ze sobą dokumenty  o znaczeniu historycznym. Przybyli też uczniowie zmarłych poetów, nad wszystkim czuwał jak zawsze kaskader Grupiński. 
   Nie zdawalem sobie sprawy z tego, że podejmujemy się tematu rzeka?  Dwie godziny wystarczyły zaledwie na przedstawienie sylwetki Andrzeja Babińskiego.  I to skrótowo, ponieważ wielu uczestników miało dużo ciekawego do powiedzenia, wnosząc do biogramu poety nowe fakty, a także bardzo ciekawe dokumenty z przeszłości. Wobec takiego stanu rzeczy, postanowiliśmy z Jurkiem kontynuować temat jako cykl, obejmujący kolejno sylwetki poznańskich kaskaderów. W taki sposób aby powstał z tego materiał do książki? Ze szczególnym uwzględnieniem dokumentów, zdjęć, plakatów i wszelkich pamiątek związanych z ich przeszłością, a także tych poetów, którzy jeszcze żyją.  
   Wieczór w Dąbrówce przebiegał w nietypowej atmosferze, nie było punktów programu, nie było wystąpień zamierzonych, każdy kto miał coś do  powiedzenia wkraczał z marszu do rozmów, mógł wtrącać coś swojego  do wystąpień innych osób. Często dyskusja zbaczała na nowy tor, kiedy czyjeś wtrącenie miało charakter odkrywczy?  Z sali padały cytaty z wierszy, najbardziej zaskoczyl mnie Popławski ponieważ przytoczył metaforę, którą sam kiedyś wyjałem z poezji Wojtka Burtowego, i która chodzić będzie za mną aż do śmierci. Z tomu: Inaczej ponazywać kwiaty ( a w jarze tyle jarzębiny że chcialoby się mieć ją w żyłach) Z kolei Piotr Bagiński były uczeń Janusza Żernickiego recytował fragment jego wiersza: nie ma nieba alkoholików, a jeśli jest to bez bramy, tę na plecach niesiemy, myśląc, że to skrzydła, Sierioża Dylan, Stachu gdzie my się spotkamy?  
     Najlepszym, najbardziej wiarygodnym dowodem tożsamości jest tomik poetycki. Dosłownie i w przenośni? Wspominał Edek Popławski, jak to Andrzej podtykał pod nos swoje Znicze stróżom bezpieczeństwa, ilekroć domagali się okazania dowodu osobistego, Dzisiaj nabiera to nowego znaczenia, w sensie rozpoznawania poety poprzez jego niepowtarzalna dykcję. Tak sądzę mając żywo w pamięci tamte lata zdominowane przez poetów, którym mimo piętna czasu chciało się żyć.  Nawet dla jednego dobrego wiersza. Druk był miernikiem wartości poezji, czego dzisiaj nie jest żadnym dowodem, jedynie świadectwem obecności w gronie piszących?
        Zielona Waza - dzisiaj już symbol tamtych czasów - największe wyróżnienie  dla poety. Popławski przypomniał zebranym na sali, że było to trofeum prestiżowe w środowisku poznańskim, podobnie jak Milowy Słup przyznawany w Koninie. Prezentowana na zdjęciu waza pochodzi z 1978 roku, Moje nejcenniejsze trofeum, obok Milowego Śłupa. Posiadaczami Wazy byli kolejno poznańscy kaskadzerzy.
            Wspominaliśmy okoliczności i aurę tamtych lat panującą w Sali Kominkowej Pałacu Kultury w Poznaniu.  W Dąbrówce zabrakło mi najmłodszych z poetów tamtych lat - przedwczesna śmierć zabrała Mariusza Rosiaka - poetę, manszarda, znawcę sztuki, który przewidział swego czasu znaczenie polskiego abstrakcjonizmu, zgromadził najcenniejszą kolekcję artystów uprawiających ten styl. Zabrakło mi Andrzeja Mendyka - postaci barwnej jak poznańskie Garbary. Jedyny i ostatni, który udzielił glosu wierszom Witka Różańskiego, kiedy ten po ciężkiej chorobie mógł tylko oddawać swój uśmiech. Zabrakło mi Jana Krzysztofa Adamkiewicza, poety z lirycznej Wildy. Dzielnicy Poznania w której wielu poetów zaczynało swój marsz na poetycki Parnas. Choćby Jurek Grupiński, także wybitny poeta Edward Pasewicz, a także Magda Gałkowska. Ja również pałętam się po Wildzie od ponad pół wieku? I przyjdzie mi tu zakończyć swój żywot?

Jerzy Beniamin Zimny    
       

     

wtorek, 10 czerwca 2014

Król Łgarzy


Do Fryckowskiego przylgnęła etykieta poety konkursowego. Wygrał niezliczoną ilość mniej lub więcej znaczących konkursów. Jeszcze więcej zdobył wyróżnień - co nie umniejsza jego pozycji w szeregu najlepszych poetów minionego ćwierćwiecza. Konkursy a wydawanie książek to dwie różne sprawy. Fryckowskiemu udało się pogodzić jedno z drugim. Godne uwagi jest to, że w przeciwieństwie do większości konkursowiczów - Fryckowski pisze nieustannie swoją odrębną, rozpoznawalną lirykę. Wszechstronny to poeta, z równie dobrym skutkiem pisze poezję awangardową jak i klasyczny sonet. Proza poetycka, też jest jego mocną stroną.

Fryckowski nie bywa poetą - jest nim. Poezji oddał swoje najlepsze lata, i jak mówi: przyjdzie mu z nią umrzeć. Debiutował w 1978 roku, w wieku 21 lat. Wydał dotąd szesnaście książek poetyckich, co jest dorobkiem imponującym, jeśli dodać do tego publikacje prasowe, działalność artystyczną, animacje, pracę w oświacie i kulturze- to należy wyrazić mu uznanie i szacunek.

Poezja Fryckowskiego musi się podobać. Czytelnicy chętnie kupują jego książki. Zawsze skromny, zawsze sympatyczny potrafi wciągnąć każdego w swoje opowiastki, anegdoty i długie monologi zaskakując ogromną wiedzą z wielu dziedzin. Nie na darmo nosi miano Największego Łgarza  -  tytuł ten otrzymał w Bogatyni. Z wszystkich wyróżnień jakie posiada, ten jest najbardziej okazały, w jego ocenie  Jest w tym określeniu rdzeń poezji Fryckowskiego, kto miał przyjemność poznać poetę z Kaszub, ten będzie zawsze z nim w kontakcie. Wielu poetów dominowało na mojej drodze, żaden nie mial w sobie tyle energi wynikającej ze stoickiego spokoju? Jurek jest do rany przyłóż, równocześnie zadający rany, które nie krwawią, więcej - są jak stygmaty na psychice: nigdy nie zapomnisz i będziesz mial mnie na uwadze, nawet wtedy, kiedy stracisz pamięć.

Nie piszę o jego najnowszym tomiku, bo i po co? Fryckowkiego się czyta, pisać o jego poezji to powtarzać wyłącznie dobre slowa. Ostatni tom "Chwile siwienia" jest nagrodą w konkursie im. Wacława Iwaniuka, Siedliszcze 2013. Był nominowany do" Lubuskiego Wawrzynu" i ma szansę na dalsze wyróżnienia, pod warunkiem, że w środowisku, w którym jest zrzeszony zostanie wreszcie doceniony. Ostatni jego tom zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. To już Fryckowski nieosiągalny dla wielu poetów, W kontekscie tego skromność jest jego wadą, z której korzystają inni poeci w bezwzględnej walce o regionalny Parnas. Bo od tego obszaru zaczyna się ekspansja na szerokie, krajowe poetyckie wody. Nie sądzę, aby taki stan miał trwać wiecznie. Poezja sama się broni, w przypadku Fryckowskiego ma to już miejsce, ten proces trwa od kilku lat. Natomiast mierna poezja potrzebująca wizerunkowego wsparcia, nie ma szans zastnieć na dłużej, niż jedno czytanie. W większości jest to czytanie przerywane po kilku tekstach.

Pozwolę sobie zacytować jeden z Jego wierszy pochodzący z cyklu: 'Synowie polscy" wiersz jakże przejmujący, prawdziwy do bólu, a przy tym doskonały warsztatowo. Cały nowy tomik Fryckowskiego jest naszpikowany doskonałymi wierszami. Jest to książka do której będę wracał często.


Jerzy Fryckowski

Mojżesz

Matko czy barwą naszego rodu
jest tetrowa pielucha
jak mam kiedyś cię poznać
gdy biel płowieje
i nie pomagają niemieckie perwole
wybaczam ci że nie włożyłaś mnie do wiklinowego koszyka
wszak wokół twojej chaty nie płynęła rzeka

i chociaż połowa dziewcząt z naszej wioski
wstępuje do klasztoru
żadna nie wykuła w jego murach
okienka życia

nie będę miał brata faraona

wczesnym świtem na wielkim śmietniku blokowiska
walkę o mnie ze szczurem wygrał
kulawy piesek zbieracza puszek

nie wyprowadzę swojego ludu z niewoli
pozostanę z czworonożnym wybawcą
na śmierdzącym dworcu kolejowym
aż do wielkich kontynentalnych igrzysk
gdy wysocy wysportowani i ubrani na granatowo mężczyźni
sprawdzą nasze akty wyzwolenia.

Jerzy Beniamin Zimny






czwartek, 5 czerwca 2014

Więdnice Karola Samsela

Karol Samsel w swoim jednostronnym lirycznym dialogu z Bogiem próbuje udowodnić, że dobro może być porównywalne ze złem, mimo swojej doskonałości? Przykładem jest Aniołek, któremu czas odbiera twarz powoli, w miarę ostrości patrzenia na ten sam widok, widok rozwijającej się rzeczywistości w kierunku doskonałego, ludzkiego tworu. Ewolucja osobowości poddawana jest siłom budującym na równi z siłami destrukcji. Oprzeć się jej, to pozbawić siebie doświadczeń, z których tak samo wyraziście wyłania się dobro jak i zło. Przy czym, jak na ironię losu, dobro bardziej umacnia swoją pozycję, kiedy poddawane jest siłom destrukcji. Do tego stopnia, że prawda, jako pojęcie względne zaczyna nabierać pewników, których tak bardzo poszukują wątpiący w skuteczność najwyższych wartości moralnych. 

   Podpory moralne Samsela, to postaci uwikłane w dobro, które służy wiernie złu. Złu w pojęciu partykularnym określonych idei, które podzieliły ludzkość na dwa obozy. Przy czym zarówno w jednym obozie jak i drugim - dobro wynika z występku zła, i zło niosące dobro w interesie określonych sił o znaczeniu irracjonalnym. Bluźnierstwo w obu przypadkach jest nieodłącznym elementem ukrytej walki, której efekty (skutki) nigdy nie mają końca. Bohaterowie negatywni odbierani pozytywnie, a także bohaterowie świecący przykładem popadają z czasem w niełaskę opinii publicznej. Odwołując się do Szatana - mamy nadzieję, że odezwie się Bóg, i odwrotnie. Typowa postawa liryczna Samsela wynikająca z pustki, braku obszaru dialogu, punktu zaczepienia, a także stawiane pytanie: gdzie był wtedy Bóg?

   Jedno, co mnie utwierdza w przekonaniu o zasadności postawy Samsela, to drążenie przez niego odwiecznego tematu - walki dobra i zła. Walka ta przybiera różne formy, najczęściej narzędziem tej walki jest indokrynacja polityczna, wprowadzająca nowe wartości obiegowe niezbędne do umocnienia pozycji dyktatury. Zło staje się dobrem a dobro ma być postrzegane, jako zło. Równowaga panująca we wszechświecie, jest niczym innym jak ścieraniem się tych dwóch sił, z której wyłania się doskonałość. Więc, czy w tym przypadku można negować takie a nie inne zachowania? W Więdnicach, bohaterowie Samsela w swoim przekonaniu czynili dobro, dobro wyrządzające zło? Czy złem można nazwać potępienie ich i odsądzenie od czci i wiary? Samsel próbuje nam uświadomić jak nieprecyzyjne jest określenie tych dwóch sił, konkurujących ze sobą. Uwypukla dualne ich znaczenie wynikające z interpretacji w interesie własnym, niekiedy ogólnym. Dla mnie bohater, a dla ciebie zdrajca, zależy od pozycji, w jakiej się znajduję i mogę się w przyszłości znaleźć.

    Błądzenie to poszukiwanie prawdy. Kto błądzi, prędzej czy później, znajduje najistotniejsze wartości? Uniwersalne, niepoddające się destrukcji czasu.  Niepodlegające cezurze, niezależnie od okoliczności politycznych lub społecznych. Czy sytuacji wymagającej poświęcenia dobra, aby złu nadać miano wyższej konieczności? Nigdy w przeszłości nie było widocznej granicy między dobrem i złem. I w przyszłości też nie będzie. Może jest to próba, na którą skazana jest ludzkość? W celu oceny własnego postępowania w okolicznościach dwuznacznych? Liryka Samsela jest dwuznaczna. Dwa oblicza, jednak bardzo niewyraziste, a przy tym wymowne w swoich tajemniczych rysach. Jak ten aniołek, pozbawiony oblicza siłami natury, która uzmysławia nam, że wszystko, co ludzkie i ziemskie, podlega takim samym prawom, dobra i zła? Przy czym nie ma znaczenia, w którym kierunku oscyluje ludzka świadomość. W nicość obraca się zarówno ułomność jak i doskonałość. Z wyjątkiem przekazywanych z pokolenia na pokolenie dziedzicznych cech. Podatnych na dobro i zło.

   Rzeki początku przynoszą koniec, wyobraziłem sobie śmierć w starej wozowni poematu, wyobraziłem sobie śmierć w wygodnej daczy elegii, tylko tyle ma z nas pozostać?  Pozostaje tyle, ile w nas materii a wszystko inne - jak poemat, elegia - albo przechodzi do historii sławiąc nasze imię, albo będzie naszym przekleństwem, bo nie wiadomo, jakiej sprawie służyliśmy? 
Samsel stara się nam uświadomić jak dalece podatny jest człowiek na czynniki determinujące jego świadomość.  Na ile jest odporny na czynniki zła, w jakim stopniu potrafi rozpoznawać dobro w tym, co czyni.  Na ile czyn jest podbudowany samodzielnym myśleniem, w jakim stopniu zdeterminowany przez zło?  Nieświadomości czynu Kacpra Macocha nie można porównywać z postawą Iona Antonescu.  Pierwszy świadomie czynił zło, które miał szanse odkupić, natomiast drugi w dobrej wierze kontynuował zło, nigdy nie miał wątpliwości, że to co robi nie jest przedmiotem potępienia. Historia takich przykładów zna więcej. Choćby niektórzy zbrodniarze wojenni, dzisiaj kultywowani, przywoływani przez określone opcje polityczne.

    Śmierć konieczna, śmierć przypadkowa, śmierć będąca przeznaczeniem. Samsela interesuje sens śmierci,.Zastanawia się, po co ten cały korowód toczący człowieka ku nieuchronnemu przeznaczeniu. Po drodze tyle czynionego dobra, ileż zła, jak to jest możliwe, że człowiek czyniący zło znajduje tylu naśladowców. Jak to jest możliwe, że Szatan uosobiony w człowieku znajduje usprawiedliwienie w oczach milionów? Ba, nawet jest gloryfikowany. I czy masowe zło jest mniej widoczne od haniebnego czynu jednostki?  Nie wiem, nie rozumiem dążeń poety w kierunku rozwikłania tej zagadki. Jego dialogi z przedwcześnie, tragicznie zmarłymi, jego mistyczne obcowanie z samobójcami, próby dociekania przyczyn drastycznych kroków? Jego pytania do Boga natury filozoficznej. Kamień milowy można spotkać przypadkiem? 

Niewykluczone, że samobójcy taki kamień napotkali na swojej drodze?.  Życie to największy dar, trzeba pamiętać, że maksyma ta pochodzi od Boga. Samsel nie do końca o tym przekonany próbuje dociekać innej prawdy: dlaczego ten dar zamieni się nieuchronnie w proch?  Jeśli warto żyć, to dlaczego i po co? Czyżby tylko wiara miała nas w tym utwierdzać?  Innych czynników, ukrytych sił - nie ma? A może są?  Warto, więc zajrzeć do własnego wnętrza, aby nie zadawać już takich pytań. Aby nie mieć wątpliwości, co jest dobre a co złe?  W Więdnicach odpowiedzi nie znalazłem, tak jak w poprzednich książkach Samsela. Z niepokojem czekam na następny tom.  Czy rozwieje wszystkie moje wątpliwości? I czy sam autor dojdzie do wniosku, że jest jednak opatrzność- boska czy szatańska - która kieruje przebiegiem wydarzeń? Poezja zaś, jest taka, jakim jest jej autor. Chyba, że kłamie, delikatniej mówiąc - kreuje rzeczywistość wbrew samemu sobie. Jedynym usprawiedliwieniem jest respektowanie zasad obowiązujących podczas wędrówki w ciemności!


Jerzy Beniamin Zimny

wtorek, 3 czerwca 2014

Uśmiech Giocondy

Aldona Borowicz należy do tych poetek, które nie rozpieszczają czytelnika nadmiarem publikowanych tomów. Po ośmiu latach wydała kolejny tom poezji z zawartością wierszy z najwyższej półki. Tytuł bardzo metaforyczny sugeruje czytelnikowi obszar materialnie zdefiniowany mimo erozji czasu i sil natury, która nie oszczędza człowieka, jednakże umacnia jego psychofizyczną postawę wobec krajobrazu jaki pozostawia po sobie wiatr historii. Stąd te cienie na planie po przejściu destrukcyjnych sił na zmianę z budującymi. Cienie na rozwietrze  Aldony Borowicz to książka o niej samej, o bliskich, o miejscach w których coś się wydarzyło wielkiego, o miejscach godnych zapamiętania, wreszcie tak istotne - przewaga sacrum nad profanum, bez uciekania się do wyroczni,  czy to w osobie samej poetki, czy wyrażanie poglądów ustami bezimiennych bohaterów, bardzo często przywoływanych z historii, sztuki, lub wprost z podróży po miejscach ważnych dla poetki.
Dwa światy, jeden materialny drugi na horyzoncie, współzależne od siebie zarówno tutaj, jak i tam w tajemniczej rzeczywistości, którą każdy pozna prędzej czy później. Poetka nie musi dociekać sił nadprzyrodzonych, czuje ich moc nieśmiertelną  w kruchej już materii ciała, ale jeszcze na tyle  wytrzymałej, że potrafi przejść bez uszczerbku nad każdym przeciwieństwem, z którym nie mogą sobie poradzić o wiele młodsi od niej.  Jest w tej książce czas, jest przestrzeń nasycona magicznymi miejscami, są ludzie - ulubieni bohaterowie literaccy, są najbliżsi których już  nie ma. I ci z żyjących, bardzo już oddaleni swoim własnym życiem, są także zwierzęta z umiłowanym psem, który przyswoił sobie wszystkie ludzkie słabości i choroby?  Jest wreszcie sama autorka: (...) Mknę w zapach wosku i świerku, wspominam dzieje dzieciństwa, bo już jest nas mniej we mnie o jedną (...) Są też jej jakże mądre i w wielu przypadkach odkrywcze spostrzeżenia, jest pogodzenie z przeznaczeniem i współzależność wszystkich elementów świata, który nie jest do końca pojęty, zdefiniowany bez konieczności dalszych dociekań: (....) nadal nie wiemy kim jest homo sapiens, zabraklo definicji - mówi Peter Singer idąc na lunch do wegańskiego baru(..) Albo: (...) w śniętych rybach dnieją wyświechane symbole, skąd do mnie przyszły, nie wiem może z ufności a może z bólu lub poczucia wspólnoty gatunków (...)

Wszystko  jest jak  tajemniczy uśmiech Giocondy, nie do końca zrozumiały, nie wiadomo co wyraża, co kryje w sobie: (...) Przeminą epoki nastanie inny czas a ona dalej będzie wtajemniczać nas w uśmiech(...) Niby wszystko proste, bez tajemnic a jednak w czymś tak oczywistym, jak uśmiech kryje się doskonałość tego świata. Można powiedzieć kunszt tej poezji uświadamia nam, że jesteśmy czymś wyjątkowym w plątaninie materii i ducha, że każdy tworzy swój świat na jaki sam zasługuje? Aldona Borowicz odkryła dla siebie miejsce, w którym nawet śmierć traci orientację, czytając jej wiersze doszedłem do wniosku, że mogę być spokojny o swój dalszy los. Nawet w warunkach marginalizowania najwyższych wartości moralnych.

Przenijanie, trwanie przy swoim, nieograniczony optymizm, wiara w człowieka, świadomość przeznaczenia - wartości ubrane w  rozpoznawalny język, cudowna zrozumiala metaforyka, mądrość i piękno - tak po krótce mogę scharakteryzować poezję Aldony Borowicz. Od lat mnie zachwycała i nadal zachwyca. Z przyjemnością polecam ten tomik.

Jeryz Beniamin Zimny