wtorek, 3 czerwca 2014

Uśmiech Giocondy

Aldona Borowicz należy do tych poetek, które nie rozpieszczają czytelnika nadmiarem publikowanych tomów. Po ośmiu latach wydała kolejny tom poezji z zawartością wierszy z najwyższej półki. Tytuł bardzo metaforyczny sugeruje czytelnikowi obszar materialnie zdefiniowany mimo erozji czasu i sil natury, która nie oszczędza człowieka, jednakże umacnia jego psychofizyczną postawę wobec krajobrazu jaki pozostawia po sobie wiatr historii. Stąd te cienie na planie po przejściu destrukcyjnych sił na zmianę z budującymi. Cienie na rozwietrze  Aldony Borowicz to książka o niej samej, o bliskich, o miejscach w których coś się wydarzyło wielkiego, o miejscach godnych zapamiętania, wreszcie tak istotne - przewaga sacrum nad profanum, bez uciekania się do wyroczni,  czy to w osobie samej poetki, czy wyrażanie poglądów ustami bezimiennych bohaterów, bardzo często przywoływanych z historii, sztuki, lub wprost z podróży po miejscach ważnych dla poetki.
Dwa światy, jeden materialny drugi na horyzoncie, współzależne od siebie zarówno tutaj, jak i tam w tajemniczej rzeczywistości, którą każdy pozna prędzej czy później. Poetka nie musi dociekać sił nadprzyrodzonych, czuje ich moc nieśmiertelną  w kruchej już materii ciała, ale jeszcze na tyle  wytrzymałej, że potrafi przejść bez uszczerbku nad każdym przeciwieństwem, z którym nie mogą sobie poradzić o wiele młodsi od niej.  Jest w tej książce czas, jest przestrzeń nasycona magicznymi miejscami, są ludzie - ulubieni bohaterowie literaccy, są najbliżsi których już  nie ma. I ci z żyjących, bardzo już oddaleni swoim własnym życiem, są także zwierzęta z umiłowanym psem, który przyswoił sobie wszystkie ludzkie słabości i choroby?  Jest wreszcie sama autorka: (...) Mknę w zapach wosku i świerku, wspominam dzieje dzieciństwa, bo już jest nas mniej we mnie o jedną (...) Są też jej jakże mądre i w wielu przypadkach odkrywcze spostrzeżenia, jest pogodzenie z przeznaczeniem i współzależność wszystkich elementów świata, który nie jest do końca pojęty, zdefiniowany bez konieczności dalszych dociekań: (....) nadal nie wiemy kim jest homo sapiens, zabraklo definicji - mówi Peter Singer idąc na lunch do wegańskiego baru(..) Albo: (...) w śniętych rybach dnieją wyświechane symbole, skąd do mnie przyszły, nie wiem może z ufności a może z bólu lub poczucia wspólnoty gatunków (...)

Wszystko  jest jak  tajemniczy uśmiech Giocondy, nie do końca zrozumiały, nie wiadomo co wyraża, co kryje w sobie: (...) Przeminą epoki nastanie inny czas a ona dalej będzie wtajemniczać nas w uśmiech(...) Niby wszystko proste, bez tajemnic a jednak w czymś tak oczywistym, jak uśmiech kryje się doskonałość tego świata. Można powiedzieć kunszt tej poezji uświadamia nam, że jesteśmy czymś wyjątkowym w plątaninie materii i ducha, że każdy tworzy swój świat na jaki sam zasługuje? Aldona Borowicz odkryła dla siebie miejsce, w którym nawet śmierć traci orientację, czytając jej wiersze doszedłem do wniosku, że mogę być spokojny o swój dalszy los. Nawet w warunkach marginalizowania najwyższych wartości moralnych.

Przenijanie, trwanie przy swoim, nieograniczony optymizm, wiara w człowieka, świadomość przeznaczenia - wartości ubrane w  rozpoznawalny język, cudowna zrozumiala metaforyka, mądrość i piękno - tak po krótce mogę scharakteryzować poezję Aldony Borowicz. Od lat mnie zachwycała i nadal zachwyca. Z przyjemnością polecam ten tomik.

Jeryz Beniamin Zimny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz