niedziela, 22 czerwca 2014

Kaskaderzy poznańscy


W Dąbrówce odbyło się pierwsze spotkanie poświęcone poznańskim kaskaderom. Przybyli znajomi, koledzy poetów, przybyli także żyjący kaskaderzy w osobach Edka Popławskiego, Piotra Bagińskiego. Był też Marek Słomiak, który po latach milczenia wrócił do  pisania poezji. Na spotkanie przyniósł ze sobą dokumenty  o znaczeniu historycznym. Przybyli też uczniowie zmarłych poetów, nad wszystkim czuwał jak zawsze kaskader Grupiński. 
   Nie zdawalem sobie sprawy z tego, że podejmujemy się tematu rzeka?  Dwie godziny wystarczyły zaledwie na przedstawienie sylwetki Andrzeja Babińskiego.  I to skrótowo, ponieważ wielu uczestników miało dużo ciekawego do powiedzenia, wnosząc do biogramu poety nowe fakty, a także bardzo ciekawe dokumenty z przeszłości. Wobec takiego stanu rzeczy, postanowiliśmy z Jurkiem kontynuować temat jako cykl, obejmujący kolejno sylwetki poznańskich kaskaderów. W taki sposób aby powstał z tego materiał do książki? Ze szczególnym uwzględnieniem dokumentów, zdjęć, plakatów i wszelkich pamiątek związanych z ich przeszłością, a także tych poetów, którzy jeszcze żyją.  
   Wieczór w Dąbrówce przebiegał w nietypowej atmosferze, nie było punktów programu, nie było wystąpień zamierzonych, każdy kto miał coś do  powiedzenia wkraczał z marszu do rozmów, mógł wtrącać coś swojego  do wystąpień innych osób. Często dyskusja zbaczała na nowy tor, kiedy czyjeś wtrącenie miało charakter odkrywczy?  Z sali padały cytaty z wierszy, najbardziej zaskoczyl mnie Popławski ponieważ przytoczył metaforę, którą sam kiedyś wyjałem z poezji Wojtka Burtowego, i która chodzić będzie za mną aż do śmierci. Z tomu: Inaczej ponazywać kwiaty ( a w jarze tyle jarzębiny że chcialoby się mieć ją w żyłach) Z kolei Piotr Bagiński były uczeń Janusza Żernickiego recytował fragment jego wiersza: nie ma nieba alkoholików, a jeśli jest to bez bramy, tę na plecach niesiemy, myśląc, że to skrzydła, Sierioża Dylan, Stachu gdzie my się spotkamy?  
     Najlepszym, najbardziej wiarygodnym dowodem tożsamości jest tomik poetycki. Dosłownie i w przenośni? Wspominał Edek Popławski, jak to Andrzej podtykał pod nos swoje Znicze stróżom bezpieczeństwa, ilekroć domagali się okazania dowodu osobistego, Dzisiaj nabiera to nowego znaczenia, w sensie rozpoznawania poety poprzez jego niepowtarzalna dykcję. Tak sądzę mając żywo w pamięci tamte lata zdominowane przez poetów, którym mimo piętna czasu chciało się żyć.  Nawet dla jednego dobrego wiersza. Druk był miernikiem wartości poezji, czego dzisiaj nie jest żadnym dowodem, jedynie świadectwem obecności w gronie piszących?
        Zielona Waza - dzisiaj już symbol tamtych czasów - największe wyróżnienie  dla poety. Popławski przypomniał zebranym na sali, że było to trofeum prestiżowe w środowisku poznańskim, podobnie jak Milowy Słup przyznawany w Koninie. Prezentowana na zdjęciu waza pochodzi z 1978 roku, Moje nejcenniejsze trofeum, obok Milowego Śłupa. Posiadaczami Wazy byli kolejno poznańscy kaskadzerzy.
            Wspominaliśmy okoliczności i aurę tamtych lat panującą w Sali Kominkowej Pałacu Kultury w Poznaniu.  W Dąbrówce zabrakło mi najmłodszych z poetów tamtych lat - przedwczesna śmierć zabrała Mariusza Rosiaka - poetę, manszarda, znawcę sztuki, który przewidział swego czasu znaczenie polskiego abstrakcjonizmu, zgromadził najcenniejszą kolekcję artystów uprawiających ten styl. Zabrakło mi Andrzeja Mendyka - postaci barwnej jak poznańskie Garbary. Jedyny i ostatni, który udzielił glosu wierszom Witka Różańskiego, kiedy ten po ciężkiej chorobie mógł tylko oddawać swój uśmiech. Zabrakło mi Jana Krzysztofa Adamkiewicza, poety z lirycznej Wildy. Dzielnicy Poznania w której wielu poetów zaczynało swój marsz na poetycki Parnas. Choćby Jurek Grupiński, także wybitny poeta Edward Pasewicz, a także Magda Gałkowska. Ja również pałętam się po Wildzie od ponad pół wieku? I przyjdzie mi tu zakończyć swój żywot?

Jerzy Beniamin Zimny    
       

     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz