niedziela, 27 listopada 2016

Róża z róży



     Rośliny mają nieograniczone predyspozycje do witalności.  Róża z róży? Tym razem nie jest to banał, ale nowe odniesienie tego pięknego kwiatu do niespotykanej często funkcji, zwłaszcza w domowych warunkach.  Pół roku temu dostałem różę w Bibliotece Raczyńskich podczas uroczystości z okazji jubileuszu Oddziału ZLP w Poznaniu. Róża stała w wazonie blisko pół roku, kwiat zamienił się w klasyczną suszkę, natomiast łodyga i listki nie zmieniły barwy. Zieloniutkie zaciekawiły mnie do tego stopnia, że wyjąłem roślinę z wazonu aby się jej uważnie przyjrzeć. No i okazało się , że łodyga wypuściła maleńkie korzenie. Postanowiłem wsadzić ją do  doniczki. Po trzech tygodniach róża ruszyła ostro w górę. Lada moment na jej wierzchołku otworzy się kwiat, tego samego koloru. 

      Poezja ukryta w przedmiotach, w roślinach nie ma sobie równych. Może to brzmi niepoważnie ale proszę spróbować opisać, uwierszowić zjawisko życia w śmierci? Wyschnięty zupełnie kwiat  na żywej łodydze z delikatnymi pędami korzeni? Róża przeżyła śmierć kliniczną, w jaki sposób tego nikt nie wie, bo ileż to razy więdły kwiaty w wazonach w moim domu, Pamiętam sześćdziesiąt róż, które otrzymałem na sześćdziesiąte urodziny. Wszystkie zwiędły w okresie tygodnia. Wiele innych kwiatów z wazonów trafiło na śmietnik  A ta różą, z maja tego roku dumnie puszcza nowe pędy i zamierza na dobre zagościć w moim domu. Komentarz zbyteczny.


piątek, 18 listopada 2016

Koło historii


                                                         (spotkanie z młodzieżą licealną)

     Spotkania w Krośnie Odrzańskim na długo pozostaną w mojej pamięci. Jechałem tam stremowany perspektywą spotkań po latach, z ludźmi których zapamiętałem jako rówieśników zabaw, lekcji szkolnych, kompanów do wygłupów i zabaw ulicznych. Tymczasem trema pękła jak przysłowiowe szlachetne szkło kiedy przekraczaliśmy przeprawę na Odrze;  starym, dumnym wiekowym mostem, który "pamięta" niejedno zdarzenie z moim i kolegów udziałem. Most i Bazylika, gmach Poczty Polskiej, i dalej w miejscu kina "Promień" nie mniej dumna fabryka urządzeń gastronomicznych: "Kromet". Tuż przy niej boisko piłkarskie na którym występowało kilku znanych piłkarzy, z Lubańskim na czele. W szkole, mojej dawnej szkole przyjęto mnie z honorami, onieśmielony tym faktem przemówiłem do młodzieży głosem uczniowskim z lat pięćdziesiątych. Dopiero po kilku minutach odważyłem się na niczym niezmąconą bezpośredniość.  Dzwonek na przerwę odezwał się po kwadransie (tak mi się zdawało) a to minęła godzina lekcyjna. Sympatyczne Panie poczęstowały nas kawą i słodyczami, każda dorzuciła coś do moich wspomnień, uzupełnialiśmy luki w wiedzy na pewne tematy. Młodzież nawet w czasie przerwy skłonna była zadawać pytania na temat sportu w mieście i zdarzających się tutaj powodzi, co jakiś czas. A wszystko przebiegało pod czujnym okiem Władysława Broniewskiego, patrona szkoły, któremu lubuski literat, Janusz Koniusz pozwolił sobie wprowadzić małą korektę do jego wiesza pt. "Bagnet na broń". Korekta dotyczyła zmiany wyrazu:  zamiast  "dłoń", Koniusz zaproponował "pięść" "za tę pięść podniesioną nad Polską".... 
  Mały szczegół a tak zapadł w pamięci krośnieńskiej młodzieży. Opuszczaliśmy szkołę podbudowani ciepłem i życzliwością gospodarzy spotkania. Szkoła obok piastowskiego zamku, przy bazylice pod wezwanie Św. Jadwigi - jest żywym symbolem miasta nad Odrą. Tej części miasta, która podczas wojny legła niemal całkowicie w gruzach. 

   Wieczorem powróciła trema, zbliżało się spotkanie z Juliuszem A. Jednym z trzech żyjących moich kolegów. Nie mogłem powiedzieć "stary nic a nic się nie zmieniłeś" po pięćdziesięciu latach. Znakami rozpoznawczymi były stare fotki i zgodność czasu i miejsca przywoływanych z pamięci zdarzeń. Juliusz ma brata Bogdana, który mieszka w Głogowie. Z pewnością spotkamy się w przyszłym roku. Na słynnej "Parkowej" kolejne sympatyczne przyjęcie. Wśród gości rozpoznaję Basię Ł. siostrę mojego kolegi z klasy, Zenona. Pozostali zebrani dorzucają do moich wypowiedzi fakty, które miały miejsce  w latach bardzo odległych. Fragmenty "Gromnicy" podsycają atmosferę do dyskusji, wracają we wspomnieniach pewne dramatyczne fakty, i te humorystyczne z udziałem chłopców z ulicy Kościuszki, którzy byli najbardziej żywą tkanką tego miasta, dopóki nie rozjechali się po świecie.  Kamienica przy ulicy Kościuszki była miejsce wielu pomysłów wcielanych w życie uliczne. Zabawy i gry wymyślane przez dzieci w warunkach niedostatku opieki państwa w tamtych ciężkich czasach. 

   Krosno, miasto z klimatem i mikroklimatem (tutaj pięknie i szybko dojrzewają brzoskwinie) kiedyś winniczne miasto, miasto parowców o pięknych nazwach świątków pogańskich i słowiańskich, miasto najpiękniejsze na Ziemi Lubuskiej, tylko Kazimierz nad Wisłą może z nim konkurować. Krosno miasto, które pewnym Amerykanom zawróciło w głowie, kiedy dotykali muru zamku piastowskiego. Przywiozłem ich tutaj a miałem do wyboru Łagów Lubuski i Bytom Odrzański. "Wenecja Lubuska" jak Krosno nazywa moja żona, geografka rodem z Bielska Białej. Wszystko pod czujnym okiem rzeki Odry. Nawet spędzona noc w "Odrze" hotelu, który przysłużył mi się w latach 2002-2004, kiedy wróciłem na ścieżkę między mostem a ulicą Wąską. Najwęższą ulicę w Polsce nie tylko ze względu na nazwę. Tą ulicą chodziliśmy z bratem na targowisko, najsłynniejsze w Polsce. bo dzięki niemu wiele rodzin po wojnie mogło utrzymać swoje dzieci. Srebrna Góra nadal kusi przyjezdnych swoim pięknem. Szkoda tylko, że w środę mgła osiadła w mieście jakby chciała sobie odpocząć przed dalszą wędrówką. Nasza wędrówka dobiega końca, historia dzisiaj w środę 16 listopada zatoczyła koło. Drugiego takiego koła już nie będzie. 

Jerzy Beniamin Zimny 


         Spotkanie wieczorne przy Parkowej









                                               Z wizytą u Janusza Koniusza w Zielonej Górze.


piątek, 11 listopada 2016

39. Międzynarodowy Listopad Poetycki w Poznaniu


Tegoroczny Listopad przebiegał pod znakiem kontaktów literatów z młodzieżą i społecznością Poznania i Województwa. Odbyło się w sumie blisko 50 takich spotkań i okazało się, że jest społeczne zapotrzebowanie na ten rodzaj "publikacji" poprzez bezpośrednie kontakty. Pierwsze gratulacje kieruję pod adresem koleżanki Agaty Widzowskiej i kolegi Lecha Nawrockiego. List poniższy nie wymaga komentarza.


"Bardzo dziękujemy za wspaniałe spotkanie! Dzieci i nauczyciele wyszli zauroczeni! Książka Pani Agaty została natychmiast porwana przez czytelników, a kolejne zainteresowane osoby czekają w kolejce:) Językowe szarady Pana Lecha Nawrockiego długo jeszcze były tematem rozmów i poszukiwania własnych skojarzeń. Tak aktywny udział młodzieży był również inspiracją dla nauczycieli, którzy ogłoszą w najbliższym czasie konkurs literacki pt. "Kochamy zwierzaki".



Z całego serca dziękujemy Państwu za przemiłe spotkanie. Zapraszamy do ponownego odwiedzenia naszej szkoły w przyszłym roku, a w najbliższym czasie do zerknięcia na stronę internetową szkoły  http://www.gimn2sp75.pl/ oraz blog biblioteczny    http://przygodawbibliotece.blogspot.com/

Jeszcze raz dziękujemy i przesyłamy obiecane zdjęcia"


wtorek, 8 listopada 2016

Nowa książka




    Książka będąca zborem szkiców, recenzji i dzienników - zamyka długi okres mojej posługi poezji polskiej. Przeminęło, przeleciało tak szybko, że nie zauważyłem tego, jak bardzo nie jestem podobny do siebie sprzed czterdziestu pięciu lat. Ale nie postarzały się moje teksty pisane przed wielu laty.Tak jak wiecznie młode będą wiersze poetów, których spotkałem na swojej drodze. Dzisiaj, kiedy mamy do czynienia ze zjawiskiem publicznego czytania poezji, bohaterowie mojej książki odżywają w szczególny sposób, a ich poezja staje się jeszcze bardziej popularną. Z takim zamiarem podjąłem się tego gigantycznego wysiłku i dzisiaj jestem bardzo szczęśliwy, że praca dobiegła końca i mogę spokojnie pomyśleć nad wyborem moich wierszy uzupełnionych o najnowsze, które w ostatnich latach pisałem z doskoku. Bo z tej choroby lirycznej nie można się wyleczyć, jest jak kobieta wiecznie spragniona wrażeń natury innowacyjnej, bo nie ma nic gorszego jak powtarzanie ogranych własnych formuł i nawyków. 

Jerzy Beniamin Zimny

Rozstrzygnięcie konkursu im. Kazimiery Iłłakowiczówny



       Dawid Mateusz laureatem konkursu im. Kazimiery Iłłakowiczówny 







    Kapituła konkursu w składzie: Jerzy Beniamin Zimny, Karol Samsel, Maciej Raś, na posiedzeniu w dniu 7 listopada 2016 r. w Poznaniu jednogłośnie wybrała książkę Dawida Mateusza pt. "Stacja wieży ciśnień" jako najlepszy debiut 2016 roku, wydaną przez Biuro Literackie w Stroniu Śląskim. 
Kapituła wyróżniła także debiuty poetyckie: "Pamięć zewnętrza" Radosława Jurczaka z Łomianek oraz "Weno wejn!" Marcina Tomczaka z  Ostrołęki. 






Nagroda została wręczona podczas uroczystości otwarcia 39.Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu w obecności przedstawicieli Urzędu Miasta Poznania i Marszałka Województwa Wielkopolskiego.  





Echa nagrodzonego w Poznaniu debiutu.


Przechodząc do debiutów:
Dawid Mateusz nie wymaga moich dalszych rekomendacji. Wystarczająco nasłodziłem tu i ówdzie (choć nie omieszkałem przemilczeć, że książka jest – mówiąc w pewnym uproszczeniu – za krótka), niech teraz Stacja wieży ciśnień zbiera zasłużony plon nagród w kategorii „debiut roku”, niemniej niech sprawiedliwie dzieli się z innymi, choćby ze zredagowanym przez Mateusza premierowym materiałem Radosława Jurczaka. Nie wspominając o świeżych i nieoczywistych poetycko debiutach innych bierezinowców: recydywisty Damiana Kowala oraz Wita Pietrzaka i Marcina Tomczaka. Ale miało nie być o książkach wydanych przez Dom Literatury.
Rafał Gawin.