piątek, 22 marca 2013

z dziennika (14)

Nigdy nie byłem w Hajnówce. A pragnę tam być z racji poetyckiej weny, która od dawna podróżuje po miasteczkach i mam problem natury wiarygodności. Kłamać, wymyślać nastrój i materię typową dla miejsca, czytam wiersze poetów stamtąd i mam wrażenie, że przebywają w innym miejscu, wrażenie ma charakter subiektywny a powinno mieć odwzorowanie, przynajmniej zahaczać o cechy autonomiczne, typowe lub historyczne jeśli czegoś już nie ma.

Jeśli Bóg da, pojadę do Hajnówki, przez Tykocin, Ełk i przez pewną wieś, nazwy nie pamiętam ale tam mieszka Reteska,  dziewczyna pachnąca ziołami i co rusz ze swojego balkonu pokazuje naturę która ściele się w jej wierszach.  Wcześniej w Tykocinie odwiedzę poetę, który onegdaj był w Paryżu i rozsypał kulki rtęci na dworcu kolejowym, dworzec legenda więc te kulki znalazły się nie przez przypadek.  W Tykocinie krzyżują się drogi poezji, jedna prowadzi do Mławy druga do Ełku. Nie sposób podążyć obiema, młodość jest wymagająca a wiek średni bardziej elastycznie przyjmuje natręta. Jestem z kapelusza, tak mówią ponieważ wpadam ni stąd ni zowąd. Podobno tak jest wygodnie, zaskoczyć a potem pastwić się nad potencjalną ofiarą. W granicach rozsądku. Da Bóg zawitam na Podlasie przez Mazowsze latem, w korzystnym okresie wegetacji ziół i kwiatów, dawno nie widziałem malw za płotem, żurawie przy studni też są mi bliskie, no i piaszczyste drogi w pola prowadzące. Na Warmii bywam bardzo często, ale nie miałem przyjemności poznać pewnego dostojnego miłośnika kolei żelaznych. Facet robi dobrą robotę i chwała mu za to, przy tym sam lubi podróżować, ale czasy nie są sprzyjające kolejowym trampom.  Clochard ale nie buntownik, odbieram faceta ciepło chociaż nie miałem przyjemności poznać, rzadka to sympatia, intuicja podpowiada mi, że mam rację.

W minionym roku, o którym chcę jak najszybciej zapomnieć, podróżowałem z przymusu. Wiele ograniczeń formalnych i wiele wydarzeń sprzysięgło się przeciwko mnie. Jakoś przeżyłem ale nie bez szwanku, chwała jednak temu na wysokościach, że trzymam się prosto i snuję plany na ten rok. Bardzo ambitne -  mierząc siły na zamiary- powinno ich wystarczyć niezależnie od sprzyjającej pogody, bo ta potrafi człowieka zniechęcić do wszystkiego. Prognozują suche i ciepłe lato, a to wskazuje mi kierunek północny jeśli chodzi o wojaże, Południe za daleko, kiedyś często tam jeździłem, z biegiem lat coraz mniej, a ostatnio tylko okolicznościowo. Każdy ma swoje ścieżki po których chadza nawet bez celu, i ja mam takie, nowych nie przecieram bo za późno, zachód i północ bo tam jest przestrzeń, najwięcej jezior i lasów. Podlasie kusi naturą i folklorem, dlatego w tym roku mam zamiar tam się udać.

W Auchan festiwal ryb, piorunująca zachęta do odwiedzin marketu, ryby trzeba spożywać ze względów zdrowotnych ale zdrowie jak wiadomo, kosztuje, kosztują więc i ryby i to bardzo. Ryba lepsza ryba gorsza nie ma gorszej już od dorsza- porzekadło z przeszłości zyskało inne znaczenie, gorsze należy zastąpić zwrotem- droższe.  Tak, człowieka już nie stać na dorsza,  a co powiedzieć o doradzie hodowanej w Turcji? Pułap cenowy bije sandacz i węgorz, a przecież jeszcze niedawno rzucaliśmy się śledziami, dosłownie i w przenośni. Czas wrócić do wędki, nie dla relaksu jak to kiedyś bywało, lecz ze względów ekonomicznych, ryby trzeba jeść, im człowiek starszy tym więcej powinien rozglądać się za rybim mięsem.


No i pognało mnie do Poema Cafe, w sobotę, posłuchać poezji  Jerzego Hajdugi i Jarosława Trześniewskiego. Znam pisanie obu Panów na tyle wyczerpująco, że spodziewałem się czegoś nowego, najnowszych tekstów, choćby z ostatnich miesięcy, jako że poprzednie książki znacznie odbiegają od tego co obecnie piszą. Rozumiem, że prezentacja adresowana jest do czytelników, kontakt z autorem jest bardzo ważny, ale na sali zasiada zawsze liczne grono poetów, a ci jak wiadomo śledzą szczegółowo twórczość kolegów. Prezentowanie poezji z tomiku wydanego dwa, trzy lata temu jest przysłowiową musztardą po obiedzie. To zastrzeżenie kieruję do Trześniewskiego, bo Hajduga prezentował swój najnowszy tomik: Powieki wieków, nominowany do Lubuskiego Wawrzynu 2012.  Jarosław Trześniewski w minionym roku poczynił bardzo widoczną woltę w kierunku języka jako podstawowego tworzywa. Przy zachowaniu tematyki i obszarów penetracji. Operuje znacznie dłuższą frazą, nie unika przerzutni i w niektórych tekstach ociera się o geniusz składniowy. Wpadłem w tę właśnie percepcję kilka miesięcy temu dlatego w sobotę czułem niedosyt.  Szkoda, że autor nie pokazał swojej obecnej twarzy, cóż moja wina, że tak wnikliwie  śledzę dokonania znacznego grona poetów, i moja wina, że wcześniej nie informowałem autora o swoich spostrzeżeniach.
Popołudnie spędzone w Poema Cafe wprowadziło mnie w optymistyczny nastrój. Spotkanie świetnie zorganizowane, publiczność dopisała (zabrakło krzeseł) wśród publiki dostrzegłem znajome twarze, pofatygowała się nawet Magda Gałkowska. Nie dlatego że spotkanie prowadził Kuba Sajkowski,  magnesem byli panowie którzy na co dzień zakładają robocze uniformy, przydające powagi zawodom, które wykonują. Kapłan  i Sędzia. A nam zebranym przyszło z pokorą wysłuchiwać oratorki z najwyższej półki. Z reporterskiego obowiązku dodam obecność Tadeusza Stirmera z małżonką, poznańskiego poety o którym jest coraz głośniej. Była Łucja Dudzińska ( z obowiązku), no i Anna Blaschke z Krakowa. Na sali obecna była także Renata Mszyca-Radna, prowadząca portal Poeci po godzinach. Onegdaj, inspiratorka zlotów Posmykowców, w których miałem przyjemność uczestniczyć. W sumie, bardzo udana impreza.

Jerzy Beniamin Zimny

poniedziałek, 4 marca 2013

Taczka poetów

Młotek Janka Palonego, gradzina i dłuta w komplecie. Taczka, raczej nie, kojarzy się z wywożeniem gnoju, obornika jak kto woli, albo kontrowersyjnych postaci dyrektorów. Nie wiem dlaczego Tomanek posłużył się takim właśnie środkiem lokomocji? Czyżby nawiązanie do tradycji? Tradycja rzecz święta, należy ją kultywować aby młode pokolenie wiedziało, co z czym się jada. Jak już jest mowa o tradycji, wspomnę jeszcze styropian, może bardziej wymownie jest na nim usiąść w centrum miasta, po turecku i czytać ludziom klasykę. Przypomną sobie czasy kiedy wystawali w kolejkach po dzieła Stachury, handlowali subskrypcją z niemałym przebiciem. I się poetom żyło, wolniutko z górki jakby nie patrzeć z każdej strony spływała gotówka nie mówiąc o innych dobrach dzisiaj poszukiwanych mimo dostatku wszystkiego. Poeta postrzega i chce być postrzegany, jeśli ten proces przebiega bez zakłóceń, jest dobrze. Jeśli nie, potrzebny jest wstrząs, z grubej rury w samo centrum tak aby z tego wynikła jakaś fala sejsmiczna, sięgająca dalej niż epicentrum miasta czy miasteczka, Kraj jest duży, poetów moc, zrobiło się ciasno, tak ciasno że już łokcie nie pomogą, bicie głowa w mur nie przynosi rezultatów, trzeba się zdobyć na coś spektakularnego, tak aby niektórym w pięty poszło, bo poecie coś się należy, nie ochłap i nie uwaga  społeczności lokalnej, a do tego oprócz talentu potrzebne są pieniądze. 

Źródła finansowania, zagadnienie biznesu i nie tylko. Fundusze celowe, sposób i metody podziału mają swoje obwarowania, jeśli komuś się wydaje, że można wydawać pieniądze podług woli i potrzeb, jest w błędzie. Dowolnie dysponować można własnymi pieniędzmi, pieniądz społeczny wymaga kontroli, podatnikowi nie wszystko jedno na co wydawane są jego pieniądze. I w tym momencie pojawia się konflikt interesów,  fundujący działa w tym przypadku w interesie społecznym, beneficjent widzi wyłącznie interes własny.  Niezależnie od tego jaki posiada status prawny. Działalność fundacji wszelkich stowarzyszeń oparta jest na prawie, nic nie dzieje się według uznania lub widzimisię ponieważ równolegle obowiązuje prawo podatkowe, dotyczące wszystkich bez wyjątku.  Zagadnienia korzyści majątkowych, darowizn, czy dochodów osoby fizycznej wynikających z finansowania książki są przedmiotem zainteresowania fiskusa. Dlatego nie budzi wątpliwości pogląd, że bardziej celowe jest przeznaczanie takich środków na imprezy o charakterze masowym, tak zwane imprezy otwarte.  Korzyści z tego płynące obejmują szersze grono konsumentów kultury. I tym kierują się samorządy przy podziale środków na cele kultury lokalnej i nie tylko.

Co powinien poeta, a czego nie powinien robić? Według Gałkowskiej (pisała na swoim blogu) nie powinien nikogo naśladować, nawet wzorować się na kimś, nie powinien pić przed występem, w wywiadach powinien mówić o swojej poezji w sposób nie budzący kontrowersji, w szczególności mówić do rzeczy. Gałkowska wymienia także kilka stereotypów poety, od rozchełstania, do ogłady zwracając uwagę na defekty i felery zarówno osobowości jak i fizjonomii?  Poeta to też człowiek, ma swoje wady i zalety, swoje słabostki, ukryte defekty, czasem choroby. Poeta jest bogaty, biedny i ubożuchny materialnie, ale zawsze jest jego poezja, i to poezja mówi, nie jej twórca, nawet kiedy przyjdzie mu coś publicznie burknąć, po trzeźwemu lub na kacu, w depresji lub w euforii. Przypinanie komuś łatek zawsze jest nie na miejscu. Chyba że mamy do czynienia z chwytami poniżej pasa, ugrać coś na kimś dla siebie, nie w interesie społeczności środowiska. Oburzenie czy potępienie, w myśl zasady: to ja zwracam uwagę, jestem oburzony, czy coś w tym rodzaju. A jeśli do tego dorzuca się insynuacje, próby zdyskredytowania czyjejś poezji przy okazji zaistniałego incydentu, to należy poddać w wątpliwość taką opinię. Do dziś mam w pamięci sylwetki wielkich poetów, jeden w kożuchu stróża spacerujący po komnatach zamku, wskakujący na scenę z papierosem i wkładający ten papieros do kieszeni. Dym płonącej marynarki, czy ostre polemiki podczas imprez najwyższej rangi, prowadzące do skandalu Niewielu znam poetów bez skazy moralnej. Dlatego nigdy nie będę potępiał w czambuł człowieka za to, że mówi nie tak jak powinien kiedy mówi o sobie, że jeszcze nie wytrzeźwiał, albo plącze mu się język. Jak to mówią, kto bez winy może pierwszy podnieść kamień. jak dotąd takiego człowieka jeszcze nie spotkałem. Taczka poetycka, do wywożenia tych, którzy nie szanują innych, jakiś przełom  musi nastąpić, inaczej powybijamy się nawzajem.  

Jerzy Beniamin Zimny