Nigdy nie byłem w Hajnówce. A pragnę tam być z racji poetyckiej weny, która od dawna podróżuje po miasteczkach i mam problem natury wiarygodności. Kłamać, wymyślać nastrój i materię typową dla miejsca, czytam wiersze poetów stamtąd i mam wrażenie, że przebywają w innym miejscu, wrażenie ma charakter subiektywny a powinno mieć odwzorowanie, przynajmniej zahaczać o cechy autonomiczne, typowe lub historyczne jeśli czegoś już nie ma.
Jeśli Bóg da, pojadę do Hajnówki, przez Tykocin, Ełk i przez pewną wieś, nazwy nie pamiętam ale tam mieszka Reteska, dziewczyna pachnąca ziołami i co rusz ze swojego balkonu pokazuje naturę która ściele się w jej wierszach. Wcześniej w Tykocinie odwiedzę poetę, który onegdaj był w Paryżu i rozsypał kulki rtęci na dworcu kolejowym, dworzec legenda więc te kulki znalazły się nie przez przypadek. W Tykocinie krzyżują się drogi poezji, jedna prowadzi do Mławy druga do Ełku. Nie sposób podążyć obiema, młodość jest wymagająca a wiek średni bardziej elastycznie przyjmuje natręta. Jestem z kapelusza, tak mówią ponieważ wpadam ni stąd ni zowąd. Podobno tak jest wygodnie, zaskoczyć a potem pastwić się nad potencjalną ofiarą. W granicach rozsądku. Da Bóg zawitam na Podlasie przez Mazowsze latem, w korzystnym okresie wegetacji ziół i kwiatów, dawno nie widziałem malw za płotem, żurawie przy studni też są mi bliskie, no i piaszczyste drogi w pola prowadzące. Na Warmii bywam bardzo często, ale nie miałem przyjemności poznać pewnego dostojnego miłośnika kolei żelaznych. Facet robi dobrą robotę i chwała mu za to, przy tym sam lubi podróżować, ale czasy nie są sprzyjające kolejowym trampom. Clochard ale nie buntownik, odbieram faceta ciepło chociaż nie miałem przyjemności poznać, rzadka to sympatia, intuicja podpowiada mi, że mam rację.
W minionym roku, o którym chcę jak najszybciej zapomnieć, podróżowałem z przymusu. Wiele ograniczeń formalnych i wiele wydarzeń sprzysięgło się przeciwko mnie. Jakoś przeżyłem ale nie bez szwanku, chwała jednak temu na wysokościach, że trzymam się prosto i snuję plany na ten rok. Bardzo ambitne - mierząc siły na zamiary- powinno ich wystarczyć niezależnie od sprzyjającej pogody, bo ta potrafi człowieka zniechęcić do wszystkiego. Prognozują suche i ciepłe lato, a to wskazuje mi kierunek północny jeśli chodzi o wojaże, Południe za daleko, kiedyś często tam jeździłem, z biegiem lat coraz mniej, a ostatnio tylko okolicznościowo. Każdy ma swoje ścieżki po których chadza nawet bez celu, i ja mam takie, nowych nie przecieram bo za późno, zachód i północ bo tam jest przestrzeń, najwięcej jezior i lasów. Podlasie kusi naturą i folklorem, dlatego w tym roku mam zamiar tam się udać.
W Auchan festiwal ryb, piorunująca zachęta do odwiedzin marketu, ryby trzeba spożywać ze względów zdrowotnych ale zdrowie jak wiadomo, kosztuje, kosztują więc i ryby i to bardzo. Ryba lepsza ryba gorsza nie ma gorszej już od dorsza- porzekadło z przeszłości zyskało inne znaczenie, gorsze należy zastąpić zwrotem- droższe. Tak, człowieka już nie stać na dorsza, a co powiedzieć o doradzie hodowanej w Turcji? Pułap cenowy bije sandacz i węgorz, a przecież jeszcze niedawno rzucaliśmy się śledziami, dosłownie i w przenośni. Czas wrócić do wędki, nie dla relaksu jak to kiedyś bywało, lecz ze względów ekonomicznych, ryby trzeba jeść, im człowiek starszy tym więcej powinien rozglądać się za rybim mięsem.
No i pognało mnie do Poema Cafe, w sobotę, posłuchać poezji Jerzego Hajdugi i Jarosława Trześniewskiego. Znam pisanie obu Panów na tyle wyczerpująco, że spodziewałem się czegoś nowego, najnowszych tekstów, choćby z ostatnich miesięcy, jako że poprzednie książki znacznie odbiegają od tego co obecnie piszą. Rozumiem, że prezentacja adresowana jest do czytelników, kontakt z autorem jest bardzo ważny, ale na sali zasiada zawsze liczne grono poetów, a ci jak wiadomo śledzą szczegółowo twórczość kolegów. Prezentowanie poezji z tomiku wydanego dwa, trzy lata temu jest przysłowiową musztardą po obiedzie. To zastrzeżenie kieruję do Trześniewskiego, bo Hajduga prezentował swój najnowszy tomik: Powieki wieków, nominowany do Lubuskiego Wawrzynu 2012. Jarosław Trześniewski w minionym roku poczynił bardzo widoczną woltę w kierunku języka jako podstawowego tworzywa. Przy zachowaniu tematyki i obszarów penetracji. Operuje znacznie dłuższą frazą, nie unika przerzutni i w niektórych tekstach ociera się o geniusz składniowy. Wpadłem w tę właśnie percepcję kilka miesięcy temu dlatego w sobotę czułem niedosyt. Szkoda, że autor nie pokazał swojej obecnej twarzy, cóż moja wina, że tak wnikliwie śledzę dokonania znacznego grona poetów, i moja wina, że wcześniej nie informowałem autora o swoich spostrzeżeniach.
Popołudnie spędzone w Poema Cafe wprowadziło mnie w optymistyczny nastrój. Spotkanie świetnie zorganizowane, publiczność dopisała (zabrakło krzeseł) wśród publiki dostrzegłem znajome twarze, pofatygowała się nawet Magda Gałkowska. Nie dlatego że spotkanie prowadził Kuba Sajkowski, magnesem byli panowie którzy na co dzień zakładają robocze uniformy, przydające powagi zawodom, które wykonują. Kapłan i Sędzia. A nam zebranym przyszło z pokorą wysłuchiwać oratorki z najwyższej półki. Z reporterskiego obowiązku dodam obecność Tadeusza Stirmera z małżonką, poznańskiego poety o którym jest coraz głośniej. Była Łucja Dudzińska ( z obowiązku), no i Anna Blaschke z Krakowa. Na sali obecna była także Renata Mszyca-Radna, prowadząca portal Poeci po godzinach. Onegdaj, inspiratorka zlotów Posmykowców, w których miałem przyjemność uczestniczyć. W sumie, bardzo udana impreza.
Jerzy Beniamin Zimny
Jeśli Bóg da, pojadę do Hajnówki, przez Tykocin, Ełk i przez pewną wieś, nazwy nie pamiętam ale tam mieszka Reteska, dziewczyna pachnąca ziołami i co rusz ze swojego balkonu pokazuje naturę która ściele się w jej wierszach. Wcześniej w Tykocinie odwiedzę poetę, który onegdaj był w Paryżu i rozsypał kulki rtęci na dworcu kolejowym, dworzec legenda więc te kulki znalazły się nie przez przypadek. W Tykocinie krzyżują się drogi poezji, jedna prowadzi do Mławy druga do Ełku. Nie sposób podążyć obiema, młodość jest wymagająca a wiek średni bardziej elastycznie przyjmuje natręta. Jestem z kapelusza, tak mówią ponieważ wpadam ni stąd ni zowąd. Podobno tak jest wygodnie, zaskoczyć a potem pastwić się nad potencjalną ofiarą. W granicach rozsądku. Da Bóg zawitam na Podlasie przez Mazowsze latem, w korzystnym okresie wegetacji ziół i kwiatów, dawno nie widziałem malw za płotem, żurawie przy studni też są mi bliskie, no i piaszczyste drogi w pola prowadzące. Na Warmii bywam bardzo często, ale nie miałem przyjemności poznać pewnego dostojnego miłośnika kolei żelaznych. Facet robi dobrą robotę i chwała mu za to, przy tym sam lubi podróżować, ale czasy nie są sprzyjające kolejowym trampom. Clochard ale nie buntownik, odbieram faceta ciepło chociaż nie miałem przyjemności poznać, rzadka to sympatia, intuicja podpowiada mi, że mam rację.
W minionym roku, o którym chcę jak najszybciej zapomnieć, podróżowałem z przymusu. Wiele ograniczeń formalnych i wiele wydarzeń sprzysięgło się przeciwko mnie. Jakoś przeżyłem ale nie bez szwanku, chwała jednak temu na wysokościach, że trzymam się prosto i snuję plany na ten rok. Bardzo ambitne - mierząc siły na zamiary- powinno ich wystarczyć niezależnie od sprzyjającej pogody, bo ta potrafi człowieka zniechęcić do wszystkiego. Prognozują suche i ciepłe lato, a to wskazuje mi kierunek północny jeśli chodzi o wojaże, Południe za daleko, kiedyś często tam jeździłem, z biegiem lat coraz mniej, a ostatnio tylko okolicznościowo. Każdy ma swoje ścieżki po których chadza nawet bez celu, i ja mam takie, nowych nie przecieram bo za późno, zachód i północ bo tam jest przestrzeń, najwięcej jezior i lasów. Podlasie kusi naturą i folklorem, dlatego w tym roku mam zamiar tam się udać.
W Auchan festiwal ryb, piorunująca zachęta do odwiedzin marketu, ryby trzeba spożywać ze względów zdrowotnych ale zdrowie jak wiadomo, kosztuje, kosztują więc i ryby i to bardzo. Ryba lepsza ryba gorsza nie ma gorszej już od dorsza- porzekadło z przeszłości zyskało inne znaczenie, gorsze należy zastąpić zwrotem- droższe. Tak, człowieka już nie stać na dorsza, a co powiedzieć o doradzie hodowanej w Turcji? Pułap cenowy bije sandacz i węgorz, a przecież jeszcze niedawno rzucaliśmy się śledziami, dosłownie i w przenośni. Czas wrócić do wędki, nie dla relaksu jak to kiedyś bywało, lecz ze względów ekonomicznych, ryby trzeba jeść, im człowiek starszy tym więcej powinien rozglądać się za rybim mięsem.
No i pognało mnie do Poema Cafe, w sobotę, posłuchać poezji Jerzego Hajdugi i Jarosława Trześniewskiego. Znam pisanie obu Panów na tyle wyczerpująco, że spodziewałem się czegoś nowego, najnowszych tekstów, choćby z ostatnich miesięcy, jako że poprzednie książki znacznie odbiegają od tego co obecnie piszą. Rozumiem, że prezentacja adresowana jest do czytelników, kontakt z autorem jest bardzo ważny, ale na sali zasiada zawsze liczne grono poetów, a ci jak wiadomo śledzą szczegółowo twórczość kolegów. Prezentowanie poezji z tomiku wydanego dwa, trzy lata temu jest przysłowiową musztardą po obiedzie. To zastrzeżenie kieruję do Trześniewskiego, bo Hajduga prezentował swój najnowszy tomik: Powieki wieków, nominowany do Lubuskiego Wawrzynu 2012. Jarosław Trześniewski w minionym roku poczynił bardzo widoczną woltę w kierunku języka jako podstawowego tworzywa. Przy zachowaniu tematyki i obszarów penetracji. Operuje znacznie dłuższą frazą, nie unika przerzutni i w niektórych tekstach ociera się o geniusz składniowy. Wpadłem w tę właśnie percepcję kilka miesięcy temu dlatego w sobotę czułem niedosyt. Szkoda, że autor nie pokazał swojej obecnej twarzy, cóż moja wina, że tak wnikliwie śledzę dokonania znacznego grona poetów, i moja wina, że wcześniej nie informowałem autora o swoich spostrzeżeniach.
Popołudnie spędzone w Poema Cafe wprowadziło mnie w optymistyczny nastrój. Spotkanie świetnie zorganizowane, publiczność dopisała (zabrakło krzeseł) wśród publiki dostrzegłem znajome twarze, pofatygowała się nawet Magda Gałkowska. Nie dlatego że spotkanie prowadził Kuba Sajkowski, magnesem byli panowie którzy na co dzień zakładają robocze uniformy, przydające powagi zawodom, które wykonują. Kapłan i Sędzia. A nam zebranym przyszło z pokorą wysłuchiwać oratorki z najwyższej półki. Z reporterskiego obowiązku dodam obecność Tadeusza Stirmera z małżonką, poznańskiego poety o którym jest coraz głośniej. Była Łucja Dudzińska ( z obowiązku), no i Anna Blaschke z Krakowa. Na sali obecna była także Renata Mszyca-Radna, prowadząca portal Poeci po godzinach. Onegdaj, inspiratorka zlotów Posmykowców, w których miałem przyjemność uczestniczyć. W sumie, bardzo udana impreza.
Jerzy Beniamin Zimny
Ten rok będzie lepszy panie Jerzy - czego serdecznie życzę :) Kłaniam się
OdpowiedzUsuńma nadzieję, ale opóźniony harmonogram prac przez marudzącą zimę, o tej porze miałem wsadzać roślinki, a muszę włókniną patulić brzoskwinię, w nocy ma być -15 stopni. pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTrzeba jechać panie Jerzy do Hajnówki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jerzy :) a czemu z obowiązku... niby jakiego? no, ale z dobrego serca i ku czci tak zacnych, ciekawych poetów :) to na pewno
OdpowiedzUsuń