Wszystko po staremu. Kolega towarzyszy mi w Starym Browarze, spotkaliśmy się po trzydziestu latach, nie powiem, że się nie zmienił on też nie powiedział - stary tyle lat stoisz w miejscu- nic a nic do przodu? Nie powiedzieliśmy sobie nawzajem komplementu za to dałem się namówić na kawę. Jak już to trochę posiedzieć przy tematach obcych. Z tego trochę zrobiło się więcej, prawie trzy godziny, gdyby nie zapadający mrok pewnie spotkanie trwałoby dłużej. Jest regułą, co zauważyłem dopiero teraz, że im człowiek dłużej kogoś nie widzi, tym mniej ma do powiedzenia, tylko wspomnienia, coś najbardziej istotnego i na tym kończy się repertuar poddawany do rozmów.
Stary Browar to miasteczko w mieście. Położony na rozległej skarpie składa się z kilku poziomów, jest tutaj wszystko, łącznie z galeriami sztuki, dolne wejścia usytuowane są na popularnym deptaku Półwiejska. Kiedyś przebiegała tu linia tramwajowa łącząca centrum miasta z Dębcem. Tramwaje obwieszone ludźmi jak kiści winogron, w godzinach szczytu jazda na stopniach była czymś normalnym, w pewnym stopniu wyczynem w momentach kiedy przy torach parkowały ciężarówki dostawcze. Nie jednemu trafiło się stracić kurtkę. Lub co gorszego. Dzisiaj ulica jest deptakiem handlowym, mało kto pamięta że miała patrona w osobie Dzierżyńskiego. Idziemy deptakiem w kierunku Kupca Poznańskiego. Usytuowany na niewielkim placu w samym centrum miasta jeszcze do niedawna budził emocje wśród poznaniaków. Z tego miejsca rozchodziły się linie tramwajowe we wszystkie kierunki, prawie każdy z mieszkańców przynajmniej raz dziennie tutaj przebywał. Pamiętam skwer , ubikacje publiczne, kawiarnię Santos, ulicę Podgórną, która prowadziła do Bazaru i Biblioteki Raczyńskich. Pomnik Hiegei, został przeniesiony w inne miejsce, podobnie pomnik Mickiewicza. Wiele zmian, nie zawsze korzystnych dla otoczenia. Najgorsze jest to, że starsi mieszkańcy idąc przez centrum mają w oczach obiekty których już nie ma, nie mogą przyzwyczaić się do tych, które się pojawiły w ostatnich latach. Gorzej kiedy człowiek rzadko wypuszcza się do niektórych miejsc, wtedy miewa odczucie że zabłądził, albo wybrał niewłaściwy kierunek jazdy. Cóż wszystko galopuje naprzód, nie tak jak to było w przeszłości.
Kawiarnia Santos kojarzy mi się z najlepszym, najbardziej popularnym miejscem spotkań. Taki punkt zborny, dostępny niezależnie od pory dnia, grafiku zajęć i godzin pracy. Do tego w zasięgu ręki, jako że centralnie położony, niemalże geometryczne centrum miasta. Być może dlatego stoi tutaj pomnik Starego Marycha, chociaż postać ta bardziej kojarzy mi się z Łazarzem. Chyba postanowiono usytuować pośmiertnie jego postument bliżej artystów, zwłaszcza poetów. W Santosie pamiętam, dyskutowałem z kolegami o poezji obcej. Niewiele materiałów docierało do nas zza żelaznej kurtyny. Mimo to, o Eliocie, O 'Harze, a nawet o Donaldzie Finkelu wiedzieliśmy dużo. Donald Finkel pisał tzw. wolny wiersz, łączył w jeden utwór różne wątki i tematy. Korzystał z cudzych tekstów, wtrącał do swoich utworów cytaty m.in. z Camusa, Franza Kafki. A także cytaty prasowe. Był to tak zwany brikolaż, poeta znany był także jako rzeźbiarz, często wykorzystywał przedmioty znalezione na ulicy lub pochodzące z wysypisk śmieci. Słynna jest jego teza stawiająca poezję przed autorem, uważał że pisanie poezji to powołanie, negował wszelką abstrakcję, rzeczywistość miała dla niego wymiar wszystkiego co można dotknąć, przeczytać, doświadczyć, stąd jego dzieła są materialne, a w poezji przywoływał to wszystko obce, co w jego przekonaniu było prawdą. Poezja mówi sama za siebie, autor na drugim planie do tego z powołaniem? Mało jest dzisiaj poetów pokroju Finkela. Panuje celebrycja, marketing pod każdą postacią, częstotliwość pokazywania się w mediach wirtualnych, osluchanie i opatrzenie z nazwiskiem i wizerunkiem własnym. Nie rzadko z pogranicza etyki, brak barier natury moralnej, wreszcie dowolność i dostępność kanałów, przy zanikaniu dotychczasowych form i metod komunikacji bezpośredniej. Brikolaż Finkela pojawia się od czasu do czasu w twórczości artystycznej. Nie wiem czy zamierzony, lecz z pewnością ciekawy to warsztat nawet dzisiaj.
Wiosna dotarła pełzając, bociany doświadczyły srogiej zimy, flora jeszcze śpi, w połowie kwietnia jeszcze nie zdejmuję kurtki, zacznę swoją fizyczną wegetację wraz z drzewami. Póki co dużo czytam. Ostatnio postarałem się o "Dowód" Ebena Aleksandra. Wcześniej czytałem "Potęgę podświadomości" obie pozycje bardzo ciekawe. Polecam. Można poddawać w wątpliwość cokolwiek, ale zanim do negacji człowiek dochodzi musi poznać temat, doświadczyć na swój sposób, pewność niewiele różni się od negacji, negacja idzie często w parze z brakiem tolerancji. Stary Browar powstał najpierw w czyjejś świadomości, bez świadomości nie ma materii. Bez materii świadomość jest pozbawiona bodźców, wychodzi na poezję i pozostałe sztuki, bez sztuki nie ma egzystencji, jest tylko fizjologia.
Stary Browar to miasteczko w mieście. Położony na rozległej skarpie składa się z kilku poziomów, jest tutaj wszystko, łącznie z galeriami sztuki, dolne wejścia usytuowane są na popularnym deptaku Półwiejska. Kiedyś przebiegała tu linia tramwajowa łącząca centrum miasta z Dębcem. Tramwaje obwieszone ludźmi jak kiści winogron, w godzinach szczytu jazda na stopniach była czymś normalnym, w pewnym stopniu wyczynem w momentach kiedy przy torach parkowały ciężarówki dostawcze. Nie jednemu trafiło się stracić kurtkę. Lub co gorszego. Dzisiaj ulica jest deptakiem handlowym, mało kto pamięta że miała patrona w osobie Dzierżyńskiego. Idziemy deptakiem w kierunku Kupca Poznańskiego. Usytuowany na niewielkim placu w samym centrum miasta jeszcze do niedawna budził emocje wśród poznaniaków. Z tego miejsca rozchodziły się linie tramwajowe we wszystkie kierunki, prawie każdy z mieszkańców przynajmniej raz dziennie tutaj przebywał. Pamiętam skwer , ubikacje publiczne, kawiarnię Santos, ulicę Podgórną, która prowadziła do Bazaru i Biblioteki Raczyńskich. Pomnik Hiegei, został przeniesiony w inne miejsce, podobnie pomnik Mickiewicza. Wiele zmian, nie zawsze korzystnych dla otoczenia. Najgorsze jest to, że starsi mieszkańcy idąc przez centrum mają w oczach obiekty których już nie ma, nie mogą przyzwyczaić się do tych, które się pojawiły w ostatnich latach. Gorzej kiedy człowiek rzadko wypuszcza się do niektórych miejsc, wtedy miewa odczucie że zabłądził, albo wybrał niewłaściwy kierunek jazdy. Cóż wszystko galopuje naprzód, nie tak jak to było w przeszłości.
Kawiarnia Santos kojarzy mi się z najlepszym, najbardziej popularnym miejscem spotkań. Taki punkt zborny, dostępny niezależnie od pory dnia, grafiku zajęć i godzin pracy. Do tego w zasięgu ręki, jako że centralnie położony, niemalże geometryczne centrum miasta. Być może dlatego stoi tutaj pomnik Starego Marycha, chociaż postać ta bardziej kojarzy mi się z Łazarzem. Chyba postanowiono usytuować pośmiertnie jego postument bliżej artystów, zwłaszcza poetów. W Santosie pamiętam, dyskutowałem z kolegami o poezji obcej. Niewiele materiałów docierało do nas zza żelaznej kurtyny. Mimo to, o Eliocie, O 'Harze, a nawet o Donaldzie Finkelu wiedzieliśmy dużo. Donald Finkel pisał tzw. wolny wiersz, łączył w jeden utwór różne wątki i tematy. Korzystał z cudzych tekstów, wtrącał do swoich utworów cytaty m.in. z Camusa, Franza Kafki. A także cytaty prasowe. Był to tak zwany brikolaż, poeta znany był także jako rzeźbiarz, często wykorzystywał przedmioty znalezione na ulicy lub pochodzące z wysypisk śmieci. Słynna jest jego teza stawiająca poezję przed autorem, uważał że pisanie poezji to powołanie, negował wszelką abstrakcję, rzeczywistość miała dla niego wymiar wszystkiego co można dotknąć, przeczytać, doświadczyć, stąd jego dzieła są materialne, a w poezji przywoływał to wszystko obce, co w jego przekonaniu było prawdą. Poezja mówi sama za siebie, autor na drugim planie do tego z powołaniem? Mało jest dzisiaj poetów pokroju Finkela. Panuje celebrycja, marketing pod każdą postacią, częstotliwość pokazywania się w mediach wirtualnych, osluchanie i opatrzenie z nazwiskiem i wizerunkiem własnym. Nie rzadko z pogranicza etyki, brak barier natury moralnej, wreszcie dowolność i dostępność kanałów, przy zanikaniu dotychczasowych form i metod komunikacji bezpośredniej. Brikolaż Finkela pojawia się od czasu do czasu w twórczości artystycznej. Nie wiem czy zamierzony, lecz z pewnością ciekawy to warsztat nawet dzisiaj.
Wiosna dotarła pełzając, bociany doświadczyły srogiej zimy, flora jeszcze śpi, w połowie kwietnia jeszcze nie zdejmuję kurtki, zacznę swoją fizyczną wegetację wraz z drzewami. Póki co dużo czytam. Ostatnio postarałem się o "Dowód" Ebena Aleksandra. Wcześniej czytałem "Potęgę podświadomości" obie pozycje bardzo ciekawe. Polecam. Można poddawać w wątpliwość cokolwiek, ale zanim do negacji człowiek dochodzi musi poznać temat, doświadczyć na swój sposób, pewność niewiele różni się od negacji, negacja idzie często w parze z brakiem tolerancji. Stary Browar powstał najpierw w czyjejś świadomości, bez świadomości nie ma materii. Bez materii świadomość jest pozbawiona bodźców, wychodzi na poezję i pozostałe sztuki, bez sztuki nie ma egzystencji, jest tylko fizjologia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz