sobota, 9 grudnia 2017

Cisza gwałtowna








/..../
Lato przeleciało jak jaskółka. Czarny sztylecik z piosenki Stana Borysa, Z mojej piosenki wylatują szpaki czerwonodziobe, awanturnicze jak mieszkańcy hotelu robotniczego w Podjebradach. 
To powiedzonko chodzi za mną od czasu pobytu w Czechach nad Łabą  u szwagra, kiedy to port tam budował, budował z niemałym skutkiem a my oboje z żoną, maluchem gnaliśmy z niesprawnym sprzęgłem na wakacje. Tamte lato, z tym poznańskim wiele ma wspólnego - zrobiło ze mnie turystę handlowego, bo gdziekolwiek teraz jeździmy z Jankiem, zaglądam do swojej pamięci i doszukuję się związków w przeszłości z miejscowościami leżącymi na trasie przejazdu.  Jakoś na naszych trasach handlowych zabrakło: Ciechocinka, Aleksandrowa Kujawskiego, chociaż zaglądamy często do Włocławka. Nawet nie myślę o Łucji po tym, jak mnie potraktowała, nie myślę o Stedzie, ale czytam, co jakiś czas "Całą jaskrawość".  Zachodzę w głowę, jakim cudem Witek nigdy nie był w Zdroju? Tak pięknie umocowany w klimacie ciechocińskiej warzelni soli. Sól jakby cukier w tej powieści, cukier zmieszany z mułem wodnym i papierosowym dymem, znaczącym obecność poetów na tym padole. Podłym jak talerz niskokalorycznej zupy podczas fizycznej pracy: w lesie, nad stawem, na łące. Wszędzie gdzie poeta zarabia na życie, i gdzie tytułują go: "Pan poeta", tak jak tytułują mieszkańcy Lasków Odrzańskich, Mietka Warszawskiego, "naszego poetę, naszego pismaka", który pisze podania do urzędów lepiej od niejednego prawnika. 
   Lato przeleciało jak migrena żony, bez znieczulenia, bez epitetów politycznych, zwyczajnie jak poemat o kwitnących ogrodach, od wiosny aż do jesieni. Tak żyją poeci, kwitnąc wielorako, wielobarwnie kwitną niezależnie od pory roku, ale na czarno umierają, nic w tym względzie od wieków się nie zmieniło. Teraz, kiedy poznaliśmy kapitalizm, wydaje nam się, że będziemy nieśmiertelni za ten nasz liryczny socjalizm. Nasz socjalizm? A niby czyj miał być? 
   Wiara czyni cuda, cuda zdarzają się bardzo rzadko. Mój cud tej jesieni ma postać wnuczki, która wita mnie każdego dnia piosenką z mojego dzieciństwa.  Rośnie jak sekwoja, dziewoja poznańska, rośnie dla nas starych już ( tak mówi Janek) za każdym razem kiedy przejeżdżamy przez Kargowę. Słodkie miasto jak moja wnuczka.
   Czas ma swoje zalety, rozglądam się codziennie i dostrzegam zmiany, jak grzyby po deszczu wyrastają nowe obiekty. Sklepy, markety. W naszym domu remont za remontem, życie to jedna wielka budowa i targowisko próżności. Jeśli chodzi o poetów, mógłbym rzec - Rynek Jeżycki gdzie jeszcze królują starocie. Ale nowe przebija się coraz skuteczniej. Tylko patrzeć rewolucji technicznej, poleje się biała krew bezużytecznych przedmiotów.

   Nie wiem, komu dziękować za demokrację. Janek mówi, że powinienem samemu sobie. Ale z tym dziękowaniem trzeba uważać, wszystko jest względne, na początku piękne i ma ludzką twarz, ale z czasem robi się szorstkie jak polerowana powierzchnia kamienia, który wietrzeje. Może właśnie, dlatego upadło w przeszłości tyle systemów opartych na tradycjach wolnościowych. A systemy dyktatury, jedynowładztwa, całe imperia monarchistyczne - też z czasem upadały. Czyżby każdy rozwój miał swój nieuchronny koniec? Przyglądam się mojej cywilizacji opartej na tradycjach patriotycznych, w jakim jest opłakanym stanie? Jeszcze z rozpędu wspominamy naszych przodków, a już na horyzoncie pojawiają się inne wartości. Często zastanawiam się kogo chciałbym jeszcze raz spotkać na swojej drodze?  Wujek Michał, uczestnik dwóch wojen światowych.  Nigdy nie rozmawiałem z nim dłużej jak kwadrans, i to na tematy bieżące. Kiedy zamieszkał z żoną w "Domu Weterana" nie odwiedzałem go zbyt często. Szkoda wielka dla mnie, tematy uciekły wraz z jego śmiercią. Człowiek mądry po szkodzie, jeszcze mądrzejszy kiedy próbuje naprawić błędy popełnione w przeszłości. Chciałbym jeszcze spotkać Alicję z krainy czarów, czarnulę wyjętą żywcem z baśni, i Gustawa, który za Olzą bronił socjalizmu aby proletariusze kilku krajów nie musieli się rozłączać. Chciałbym raz jeszcze zobaczyć Zenka w mundurze górniczym spacerującego po Krośnie, chciałbym mu zasalutować w mundurze pancerniaka. Chciałbym spotkać innego górnika, Franka z Wałbrzycha. i zagrać z nim na gitarze: "zielone pola". Jeszcze kogoś czystego jak pierwszy śnieg tej zimy. Płci obojętnej, bo anioły nigdy nie grzeszą. 
   W mojej głowie na przemian burze i cisze gwałtowne. Czy cisza może być gwałtowna?  Może, w poezji cisza jest najbardziej wymowna milczeniem. Jak miłość bez słów, nieoczekiwana jak śmierć nad ranem, i zmartwychwstanie dla samego siebie kiedy zawiodły wszelkie hamulce przyzwoitości lub rozsądku. To się zdarza poecie, to nie powinno się zdarzać nikomu, ponieważ rozum posiada szczególny dar przewidywania, chyba że jest karmiony używkami. Wtedy nawet rodzona matka nie pomoże. Jesteśmy jakimi nie chcemy być, albo nigdy nie będziemy sobą, nawet w lustrze.

/......../

(fragment powieści pt. ( "Róże z Montreux" )

2 komentarze:

  1. Chciałabym przeczytać całość. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. całość ukaże się w połowie roku. może po wakacjach 2018.
      pozdrawiam. JBZ

      Usuń