wtorek, 6 lutego 2018






Pępek świata w szkolnym ogródku.



Każdy chłopiec pragnie szybko dorastać, Pragnie być wysokim mężczyzną, w mundurze, siedzieć za sterami samolotu, albo mieć przy sobie prawdziwy pistolet i ścigać przestępców. Każdy mężczyzna, kiedy wchodzi w "wiek niedojrzały" pragnie być małym chłopcem, najlepiej "Dzidziusiem" przyklejonym do matki, i zwykle do ojca ma jakieś pretensje za to, że mało się nim zajmował.

Zdzisław Antolski w roli "Dzidziusia" - to chyba jakiś żart, autor "Metafizycznej maszyny", i kilku innych mocnych książek prozatorskich, założył krótkie spodenki z szelkami, berecik z pomponikiem i zaczął biegać w sieci za urokami wczesnego dzieciństwa.  Panie z politowaniem patrzą na chłopa, inne podfruwajki widzą w nim cnotliwego, dorastającego młodzieńca, a tacy sami jak on, w wieku zapieckowym, posądzają o ostatnią fazę zachwiania równowagi literackiej. Skoro zdecydował się na ponowne bieganie po podwórkach i strychach, to nic innego z nim być nie może.  Chyba, że niespodziewana miłość trafiła w siwą skroń chlubę spod kieleckich Pełczysk?

"Intymne wyznanie na najwyższym diapazonie emocji" pisze we wstępie Agnieszka Herman, i przekonuje czytelnika, że jest to katharsis poprzez słowo. Tu można się zgodzić, tam można zadać autorowi szereg pytań, dlaczego tak bez przysłony przedstawia swoje słabostki, fakty bez cenzury, swój stosunek do najbliższych, będący skutkiem dramatycznego dzieciństwa. Poeta przy piwie, z kolegami - to nazbyt oczywiste, ale bohater w szkolnym ogródku poszukujący małego kamyczka milowego, to już nie żarty. W miarę przybywania centymetrów, bohater zagląda pod sukienki, zaczyna rozumieć, czym jest mężczyzna w otoczeniu, a na końcu, dostrzega swoją poetycką powinność.

Jest to książka, którą się czyta i nie komentuje, bo komentować czyjeś dzieciństwo to swoje ignorować. Tego nie chcę, i nie chcę też wywlekać podtekstów, które w wierszach nie stanowią dla czytelnika tajemnicy, kamuflaż jeśli tutaj występuje, to jest wyjęty żywcem z prozy, bo prozaik nie potrafi kłamać, nawet, kiedy okłamuje czytelnika? 

Kiedy poeta wraca do dzieciństwa, wtedy dopiero poważnieje, zaczyna ograniczać używki, nie leci na byle temat, zadawala się informacją o wymianie torów tramwajowych lub zachwyca się powrotem bocianów do Pełczysk? Czytam poezję Antolskiego, niezwykle dojrzałą, nośną atystycznie, a przy tym dostępną w przekazie, bez konieczności  posiłkowania  się słownikami.  A lekkość składniowa,  płynnie plynące frazy - w sam raz na moje szarzejące się komórki. Komu w drogę, temu Antolski?

Jerzy Beniamin Zimny.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz