wtorek, 3 kwietnia 2018

Los poety, czyli o sławie podupadłej jak historyczne tynki



   (foto: ceskatelevize.cz)

    w odpowiedzi na gorzkie żale poznańskiej poetki MG

   Bohaterowie Gromnicy nie zapomnieli kelnerki o wdzięcznym imieniu Jarka, z restauracji hotelowej Brix, w Karlovych Varach. Przy ulicy Nakladni, nieopodal Brixa, mieścił się hotel robotniczy, mieszkańcy tej noclegowni zadymiali Brixa do późnych godzin nocnych. Kogo tam nie było? Podejrzane typy z okolicy, Cyganie z instrumentami, wdzięczne za każde postawione piwo - panienki, w przedziale wiekowym wszystkich generacji. Jak w poezji -  wiek nie ma znaczenia, po kilku piwach i małej wódce tego wieku nie widać, jest zamazany. Mój skromny rekord to siedemnaście piw, pewnej mroźnej niedzieli wypitych w towarzystwie dwóch takich, co nigdy nie wylewają za kołnierz. Beda i Hujaga, obaj z Poznania mieszkańcy dzielnicy Junikowo, przepijali wszystkie zarobione bony dolarowe, Jarka stawiała im kreski na podstawkach podwójnie, bo widoczność mieli zwykle, potrójną.  Nie wiem, co mnie wtedy skłoniło, aby tam spędzić całą niedzielę, chyba muzyka cygańska, której pragnałem jak czterogwiazdkowego koniaku.

Po latach jak po kilku wojnach - człowiek czuje się jak weteran nikomu już nie potrzebny. Nikt z nim nie wypije piwa ani kieliszka wódki bo ci, którzy jeszcze mają kawałek wątroby, najczęściej pchają przed sobą balkonik. Pchają ten balkonik do przychodni lekarskiej albo w kierunku cmentarza z zamiarem odwiedzenia kolegów. Bo na cmentarzu żyje się dłużej, podwójnie się żyje, bo na cmentarzu śmierć nie poluje. Jeśli człowiekowi sił zabraknie, może spocząć na ławeczce i poczytać epitafia? Poeta czyta eptafia i wraca do domu wszystko sobie pokładać, od początku do końca, aby w snach nie było bałaganu, ponieważ chronologia jest rzeczą świętą.

Niech to wszystko diabli zabiorą. Przecież jeszcze nie mam w ręku laski? Ale piwa nie piję bo jest gorzkie jak trud robotniczy klasy przewodniej. Klasa ta obecnie jest nadal przewodnią, ale już nie robotniczą? W wierszach "sekretarz" tkwi jak chochlik drukarski, cenzor udziela wskażówek gdzie stawiać przecinki. Trzeźwość przeze mnie przemawia. Niewskazana w wierszach. Gdybym miał więcej zdrowia; Poznań nie miałby spokoju, jednak moich knajpek już nie ma, nie ma już dziewcząt z Arkadii, ale są dziewczęta z Dąbrówki? Tutaj mój język zwija się w liść jesienny. Szeleści pod stopami młodość, w oczy rzuca się miłość w postaci nielicznych artefaktów, które jeszcze cudem się uchowały. W Karlovych Varach nic po mnie nie pozostało, zresztą co pozostało po mnie na Dębcu?

Zima bez białej sukni, miasto w okowach mrozu - to dobra sceneria dla poezji, która nie potrafi odnaleźć się w czasie. Nie docenia czasu jako partnera. Przestrzeń poeta musi pokonywać sam, dlatego schodzi z tego świata jak zbity pionek na szachownicy. Kratki,  i linie proste jak ostrze żyletki, słowa zawiłe jak pędy zawilca? Odchodzisz bez odpowiedzi na zasadanicze pytanie. Po co? Jutro jest powtarzalne jak miłość, ale nic z tego nie wynika, chyba za horyzontem skupiło się wszystko do zdobycia, za cenę samego siebie. Powtarzam za kolegami z Brixa: "wypijesz, pojedziesz", nie wypijesz będzie ci sucho na duszy, we śnie przychodzić będą do ciebie duchy, których jedynym grzechem był grzech zaniechania. Zaniechać poezji zaangażowanej w dobie nieograniczonej poprawności?  Pukam do drzwi czytelnika jak piechur a mógłbym pukać w przebraniu clowna.


JBZ

 
     

1 komentarz:

  1. Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń