wiersz znikąd
W moim prawym oku tonie kobieta z ulicy,
w południe kiedy można jeszcze spać w powolnym marszu.
Kobieta jest młoda, oko stare a ulica odnowiona.
Lato w pełni - więc jak już wpadła w oko muszę ją z niego wyjąć.
Zaczepnym słowem; że skądś panią znam, albo się poznamy
dla dobra tego dnia, który jest do rzeczy: w mojej poezj
i w jej oczach, skąd bardzo blisko do wymiany zdań.
W moich zamiarach nie bardzo oczywistych dla niej,
w jej reakcji tak samo wątpliwej jest znak równości.
Zatem bez pomocy kupidyna odsłoniłem tors - jedyne miejsce
na którym czas nie pozostawił znamion.
Resztę ogarnął mrok, wspaniały, okrywczy całych nas aż do zdumienia;
że rola i pług potrafią niwelować czasowe przedziały do zera.
Dopóki nie nadejdzie poranek.
Poznań, 24 lipca 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz