poniedziałek, 15 lipca 2019

Mentor z Podlasia w Poznaniu




Niespodziewane wizyty zdarzają się niezmiernie rzadko, coraz rzadziej z biegiem wieku mojego, który ma już wymiar historyczny, zważywszy na przepełnienie minionymi wydarzeniami i czymś, co nazywamy - "zmęczeniem materiału". 

Tak. Trzy razy tak. Już bez Nie. Nawet wiele razy, bo jak powtarzał Szatkowski: "nam już wszystko wolno, musimy być poza kolejnością wszelkiego czekania". A więc żadnej kolejki przed nami nie należy stawiać. Żadnej zapory ludzkiej i prawnej. No może z prawem jak z prawą ręką, bardziej przydatną do wszystkiego, zwłaszcza do pisania poezji i czegoś tam jeszcze na boku. 

Niespodziewana wizyta miała miejsce w czwartek, mentor z Podlasia Janusz Taranienko, przybył przeprowadzić ze mną wywiad dla radia w Białymstoku. Tematem wywiadu była magia i pomroczność postaci Andrzeja Babińskiego. W trakcie tego szczególnego memoriału zboczyliśmy do Piły i Antoniewa "rozprawić" się pośmiertnie Tadeuszem Niebieszczańskim  i Jerzym Słowiarzem. 
Z planowanych dwóch godzin nasiadówki zrobiły się trzy, poderwał nas z foteli ostatni autobus, wskazówki zegara ściennego skracały nieubłaganie czas tej ciekawej i bogatej w fakty historyczne rozmowy, przypominającej sentymentalną podróż w przeszłość, aż do początku lat sześćdziesiątych. Prostowałem Janusza, Janusz prostował mnie. Weryfikowaliśmy pewne fakty i materiały publikacyjne. Odkurzaliśmy pamięć, to najbardziej upierdliwe archiwum, czasem bardzo spójne,  niekiedy dziurawe jak ser. A dziury trzeba łatać, bo szybko je wypełni mit, dzisiaj niezmiernie popularny. Żądza sensacji i szerzenie nieprawdy - są w coraz wyższej cenie. Dopóki żyjemy, żadne kłamstwo nie przejdzie, trzeba sumiennie dokumentować przeszłość literacką poetów, których poezja żyje, mimo upływu kilkudziesięciu lat od ich śmierci. 

Janusz podczas studiów na UW praktykował w redakcji "Poezji" gdzie zlecono mu recenzję debiutu Babińskiego, wydanego przez oficynę Jerzego Leszina w serii "Pokolenie które wstępuje". Była to pierwsza i jedna z nielicznych recenzji wierszy Babińskiego opublikowana w tamtym okresie. Ja recenzowałem jego debiut książkowy "Znicze" na zlecenie Andrzeja K. Waśkiewicza, który wówczas kierował działem krytyki w dwutygodniku "Nadodrze". Wróciliśmy do tych wydarzeń nie znajdując w nich nic szczególnego poza faktem tragicznej śmierci, poety mającego związek z Podlasiem i Mazowszem. Mazowszem, o czym dotąd nie było wiadomo, epizod, a może bardzo ważny szczegół w jego biografii? Przeglądając listy Bruna Milczewskiego do Jerzego Szatkowskiego, znalazłem odnotowanie tego faktu. Babiński przez jakiś czas przebywał w Ostrołęce, oczekując na obiecane mieszkanie. Nigdy za życia Andrzej o tym nie wspominał, podobnie jego związki z Podlasiem nie znalazły jaskrawego tropu w twórczości. Nic dziwnego, tworzył przecież kreacje uniwersalne, nie miało znaczenia gdzie i kiedy, kto z kim, kto stoi a kto biegnie. Panta rei, w odniesieniu do przeszłości piętnującej teraźniejszość, wnikającej w sam środek azylu poety. Azylu który nie dał mu skutecznego schronienia. Stał się w ostateczności jego grobem, z którego bardzo szybko zmartwychwstała jego poezja i żyje do dziś.

Odprowadziłem Janusza na przystanek, zielony autobus jak barwy poznańskiej Warty, klubu z tradycjami i wspomnieniami z tętniącej przemysłem Wildy. Żyję tutaj od ponad pół wieku, w coraz młodszym gronie znajomych, bo starsi odeszli, i pojedynczo odchodzą ci nieliczni z tamtej epoki. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte na życie, które nie składa się wyłącznie z atrakcji za którymi goni ludzkość. Trzeba wyprzedzać ruchy, które wykonuje przeznaczenie, bo nic nie jest dziełem przypadku, a wszystko może być skutkiem asekuracyjnych działań. Nie do końca jednak.

JBZ

1 komentarz:

  1. Jerzy, dzięki za wpis! Miły i serdeczny :)
    I skoro o sprostowaniach mówisz: tomik "Z całej siły" Babińskiego wyszedł w cyklu "Generacje" w roku 1975, bodaj w serii V, chyba ostatniej (ach, to archiwum pamięci!) - nie zaś w cyklu "Pokolenie, które wstępuje". "Pokolenie" Leszin zaczął wydawać również 1975, po 6 tomików / arkuszy w roku (format A5: dokładnie jak zeszyt 16-kartkowy!, z obwolutą); był to cykl przedstawiający głównie młodych debiutujących poetów. W "Generacjach" z rzadka byli publikowani debiutanci. Za chwilę wyślę Ci zdjęcie spisu serii I - IV (1971-74).
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń