wtorek, 29 stycznia 2013

Z dziennika (13)

Robić sobie jaja z kogoś lub z czegoś.  Jeśli robią to pisma literackie a nie robiły tego jeszcze kilka lat temu, to ja jestem w kabarecie. Tak mi się wydaje czytając niektóre periodyki mające w tytule, kulturę lub literaturę. Ciężkie czasy dotarły także do niektórych redakcji (szumna nazwa) w tym przypadku, z redaktorem naczelnym, ale już bez dyrektora, sekretariatu, i wierchuszki dla dodania renomy. Oszczędzanie nic zdrożnego, format mniejszy, oszczędna szata graficzna, i zawartość? Tutaj pojawia się rdzeń kabaretu. Jak leci, z antenki z ust w wierszówkę w szpalty kolumnami, szeregiem- teksty wyszukane chyba na zebraniu miłośników literatury, lub kółka zainteresowań. Kilka znanych nazwisk dla zmydlenia oczu i numer gotowy do kolportacji. Nie skłaniam się ku totalnej krytyce, mamy to co mamy, chwała tym którzy poświęcają swój czas i nie rzadko własne pieniądze na redagowanie pism literackich. Gdyby nie dotacje, finanse różnych instytucji, sponsorzy, filantropi nie byłoby pism, a także literatury. Sponsorzy nie mają rozeznania w co wkładają swoje pieniądze, sporo książek poetyckich, bezwartościowych jest wydawana przy ich współudziale. Nie funkcjonuje należycie recenzja na etapie kwalifikowania książki do druku.  Kiedyś obok recenzji wewnętrznej wydawnictwa obowiązywały dwie recenzje z zewnątrz. Było to sito bardzo szczelne, zwłaszcza przy debiutach, renomowani autorzy też podlegali tej procedurze. Ostatnio pojawiło się wiele informacji na ten temat. Pewien autor informuje na portalu poetyckim, że w ubiegłym roku ukazały się trzy tomy poezji jego autorstwa, oświadcza że nie wyłożył ani grosza, bo jego wiersze były tak dobre, że znane wydawnictwo z południa kraju z entuzjazmem przyjęło jego propozycje do druku. Inna poetka na tym samym portalu informuje o swoich dwóch wydanych książkach w roku ubiegłych, znacznych objętością i bogato ilustrowanych, z zawrotną ceną, wyższą od ceny tomiku znanej poetki posiadającej swoją półkę w Empiku?  Sprawdziłem, wspomniane wyżej książki figurują w ofertach księgarń internetowych. Komentarz zbyteczny jeśli twórczość tych osób kwalifikuje się do grupy osób piszących bardzo niskich lotów lirykę. Osobny rozdział to redakcja i korekta wydawnicza.  Do rzadkości należą książki wydane bez błędów, nawet ortograficznych, widoczny jest brak dobrych praktyk w tym zakresie, trudno się dziwić skoro dzisiaj wszystko biegnie chaotycznym torem.

Rozmawiałem niedawno z młodym człowiekiem który wydał debiutancką książkę. Szlifował swój warsztat na jednym z portali poetyckich.  Wymienił kilka nazwisk (jego zdaniem wybitnych poetów) niestety wszyscy podobnie jak on praktykują w necie  od niedawna i nie mają żadnych osiągnięć, jedno ich wyróżnia, to że zaczęli pisać poezję na portalach internetowych i tam też służą radą innym użytkownikom?  Taka jest rzeczywistość (moda na pisanie krótkich form literackich jak Polska długa i szeroka). Jedni to określają sloganem: bawmy się, sugerują dozę tolerancji, niech pisze kto chce, poezja czyści się sama, co ma przetrwać przetrwa, co przejdzie do historii to przejdzie. Niewątpliwie tak, ale skutków tego zjawiska nikt nie chce przyjąć do wiadomości lub nie zdaje sobie sprawy z jego skutków. Za wszystkim kryją się pieniądze, społeczne pieniądze, jest normą, że nikt tak skutecznie jak ta właśnie grupa piszących, nie potrafi chodzić koło funduszy. Współfinansowanie jest już powszechne, pełne finansowanie bardzo często ma miejsce, osobny rozdział do promocja i spotkania autorskie, tutaj królują oni niepodzielnie pod hasłem dorabianych ideologii w kierunku wybitnej osobowości. Odwiedziłem niedawno kilka bibliotek, pytałem jaki jest system organizowania spotkań autorskich, czy są jakieś preferencje, rozeznanie co do nazwisk autorów będących w kręgu zainteresowania czytelników. Powiało zgrozą, czytelnik z racji, że nie ma dostępu na rynku do wydawnictw, ma do dyspozycji tylko te, które leżą na półkach, a które trafiają najczęściej przypadkiem. W księgarniach jak jest każdy wie, po za nimi nie brakuje natomiast książek o wątpliwych wartościach artystycznych.  Słowem pieniądze wyrzucane w błoto. Słowem wycinane lasy i marnotrawstwo papieru, zalewa nas lawa bubli i nikt nie widzi problemu, nikomu nie przyjdzie do głowy, że zanim wyda pieniądze powinien (jeśli sam nie może ocenić produktu) zasięgnąć opinii ludzi którzy się na tym znają.  Bawmy się wszyscy, slogan bardzo sympatyczny, poezja puszczona na żywioł, sama się przebije tam gdzie trzeba. Ale w mechanizmach wolnego rynku funkcjonuje marketing i reklama, sprzedać można wszystko,  i o tym wiedzą producenci kiepskich towarów, a jeśli cegiełkę dołoży znany recenzent, w formie liberalizmu w najwyższym stopniu, to skutek jest taki, że zostaje to wychwycone natychmiast przez autora, producenta, jako usankcjonowanie jego wysokiej pozycji pośród braci po piórze. Często czytam opinie niektórych poetów, którzy powołują się na pochlebne recenzje, wykorzystują autorytet recenzenta w sytuacjach, kiedy ktoś inny ma krytyczne zdanie. I kółko problemu się zamyka, i rozrasta się Wieża Babel niebotycznie.

W konkluzji na potwierdzenie powyższych wywodów przytoczę historię młodego człowieka Krzysztofa Wiśniewskiego z Warszawy. Poeta bez dorobku podjął się za własne pieniądze wydać zbiór wierszy Wincentego Różańskiego. Tomik ukazał się w 2008 roku w nakładzie 30 egzemplarzy, jeszcze przed śmiercią tego wybitnego poety, drugie wydanie w podobnej ilości egzemplarzy ukazało się nieco później. Jak to się ma do faktów przytoczonych powyżej, ano nijak, raczej brzmi to ponuro, żeby nie rzec- ironicznie, ironia która budzi sprzeciw, że coś takiego znajduje powszechną akceptację lub delikatnie mówiąc, ciche przyzwolenie. Są pieniądze na wydawanie grafomanii nie ma pieniędzy na wierszówkę dla autorów publikujących w pismach literackich. Uczestnicy życia kulturalnego zaangażowani w placówkach i instytucjach kultury wykazują się brakiem rozeznania  tego, co powinno się wspierać, promować, wspomagać finansowo, przygarniać do grona konsumentów kultury. Tak nie jest, i długo tak nie będzie, w myśl zasady: każdy sobie rzepkę skrobie, a warunki ku temu są sprzyjające, chlubne wyjątki wiosny nie czynią, albowiem parnas stoi na bazie tak kruchej, że może runąć, wtedy głowy wychylać będą niekoniecznie ci najwyżsi. Obym się mylił.

Jerzy Beniamin Zimny  

   
        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz