wtorek, 13 maja 2014

Debiuty 2013



Odkąd sięgam pamięcią, nie było tak obfitego w świetne debiuty roku. A pamięć moja sięga połowy lat siedemdziesiątych, kiedy zacząłem realizować swoją pasję rejestrowania książek debiutanckich w obszarze poezji. Było to bardzo ciekawe zajęcie, pamiętam- Dom Książki usytuowany w pobliżu Okrąglaka, raz w miesiącu dreptałem na drugie piętro gdzie królowała poezja, regały z debiutami były miejscem moich penetracji. Ukazujące się debiuty bez wyjątku trafiały do takich księgarń, na niektóre tytuły obowiązywała subskrypcja, nawet w przypadku znaczących debiutów, których wprawdzie było niewiele, ale rozgłos robił swoje, wydawcy byli bardzo czuli na takie sytuacje, trudno się dziwić a jeszcze dzisiaj zwłaszcza - trudno zrozumieć, że książka może być przedmiotem reglamentacji?  I była, pomimo bardzo dużych nakładów rzędu dziesiątek tysięcy sztuk egzemplarzy? Różnica między dziś a wczoraj jest przepastna. Dlaczego? Odpowiedź tkwi w nieograniczonym dostępie do rynku każdego, kto chce pisać, a nie kupować książki.  To już nagminne i może świadczyć o kurczącej się rzeszy poetów z prawdziwego zdarzenia. Poeci czytali poezję i nadal czytają, ci, co uważają się za poetów nie czytają, bo brakuje im bakcyla, którym nie zdążyli się zarazić, dotyczy to głównie autorów debiutujących w późnym wielu. Możliwość publikacji w Internecie spowodowała prawdziwą erupcję wydawniczą, nie idzie to jednak w parze, z jakością, ilość wydawanych książek rocznie przerasta możliwości finansowe czytelnika i wprowadza dezorientację, jeśli chodzi o wyłowienie wartościowych pozycji.

Ubiegłoroczne debiuty mocno potrząsnęły środowiskiem literackim. Jest to skutek ekspansji młodych, bardzo młodych poetów, którzy sygnalizowali już swoje aspiracje kilka lat temu. Mieli, na kim się wzorować, lecz w odpowiedzi narzucają swoją odmienną osobowość, demonstrują już nie sprzeciw jak to było zawsze, lecz odejście od gruntu wydeptanego przez poprzedników. Grunt nie zawsze twardy i ugruntowany w sposób akademicki. Nie może być mowy o jakichkolwiek eksperymentach, tacy poeci jak Taranek i Brewiński proponują nowomowę upstrzoną muzyką i tańcem, z kanonów czynią zabawę w rytmie swoich ulubionych figur, Do tego w aurze magii oczyszczonej z mistycyzmu prowadzą dialog z potencjalnym czytelnikiem zmuszając go do zwariowanej zabawy kończącej się ekstazą, w najlepszym przypadku szokiem emocjonalnym, niezależnie od wieku, a więc w jakiś sposób sobie tylko wiadomy, uzyskują akceptację a nawet uwielbienie, zwłaszcza u młodych czytelników. Clubbing Brewińskiego i Repetytorium Taranka, śmiało mogę nazwać wydarzeniem poetyckim roku. Nie ukrywam, czekałem na te debiuty albowiem publikacje obu poetów w ostatnich latach, ich, jakość, zapowiadały sukces. Nominacje do Sileliusa, są tego potwierdzeniem, a komu przypadnie palma pierwszeństwa, dla mnie jest obojętne, ponieważ obie książki są znakomite, różnią się od siebie, co świadczy o pojawieniu się odrębnych głosów, jeśli nie nowych indywidualności w świecie poezji polskiej. Z ubiegłorocznych debiutów, trzeba tez wymienić, z obowiązku, Seweryna Górczaka, Szymona Jakucia Domagałę, Martynę Buliżańską, a także poetę z Poznania, Macieja Rasia. Cała czwórka w plebiscycie internetowym zajęła czołowe miejsca. Wśród nominowanych znalazły się debiuty Arkadiusza Kwaczka, Łukasza Kuźniara, Rafała Krause, Szymona Słomczyńskiego, Karoliny Kułakowskiej. Dużo, bardzo dużo dobrych debiutów jak na jeden rok. Raduje się serce i podpowiada, że o przyszłość poezji możemy być spokojni. Korzystając z okazji wspomnę o bezpośrednim zapleczu, na horyzoncie pojawiły się nowe sylwetki młodych, nie mam wątpliwości, że debiuty Patryka Nadolnego i Piotra Jemioły będą również znaczące. Jestem pod wrażeniem ich dojrzałości warsztatowych, zrozumieli, że ja liryczne na jakiś czas przeszło do historii, jeśli kiedyś powróci to na pewno w innym wymiarze znaczeń, a doświadczenia Brewińskiego i Taranka znajdą epigonów, chociaż nie będzie to łatwe. Decyduje osobowość i talent, tego nie da się powtórzyć, co najwyżej powielić w mniej udany sposób. 

Na koniec o debiutach późnych. Było ich sporo, nawet całkiem sporo. Mają tendencję wzrostu pod względem ilości wydawanych tytułów.  Zaryzykuję liczbę około pięćsetki? Z tych, co czytałem na pierwszy plan wybijają się debiuty Bożeny Kaczorowskiej i Łucji Dudzińskiej. Obie poetki publikują od kilku lat, a więc pod mocnym wpływem szeroko pojętej percepcji warsztatowej zorientowanej na konkursy i panujące kanony, modne w określonym czasie. Stąd naleciałości rustykalne u Dudzińskiej, stąd opisowość u Kaczorowskiej. Przy czym Kaczorowska stara się pokazywać swój świat w sposób niebudzący wątpliwości, przywołuje miejsca z pamięci i nadaje im jakby nowe znaczenia semantyczne, to duży plus. Piętna narracyjności trudno się pozbyć, jeśli poeta nie ma za sobą doświadczeń poprzednich okresów uwikłanych w różnych nurtach i sposobach operowania językiem. Myślę, że następne książki Kaczorowskiej będą zdecydowanym krokiem naprzód, bo nie wierzę, aby obojętnie odniosła się do tego, co obserwujemy w ostatnich latach w obszarach poezji. Zwłaszcza, jeśli chodzi o język. Niewątpliwie jest to znaczący debiut i moje wyrokowanie nie tak bardzo mija się z prawdą, jeśli dla porównania posłużę się kolejną książką Darii Dziedzic, wydaną niedawno w Poznaniu. Jestem pod wrażeniem przeobrażeń języka poetki z Dąbrowy Górniczej, tomik szczególny, widoczna w nim dojrzałość, co wróży na przyszłość bardzo mocną jej pozycję. Doświadczenie wynikające z obcowania z poezją na przestrzeni wielu dekad przysłużyło się Aldonie Borowicz, jej najnowszy tom: Cienie na rozwietrze, jest potwierdzeniem wybitnego talentu poetki z Warszawy, wydobyła dla siebie najlepsze cechy poezji powojennej, wiersze znakomite, język i składnia nie dają się odnieść do dokonań innych poetów, porównywalne z poezją Zbigniewa Jerzyny, natomiast dramaturgia odchodząca od natrętnego „ja” tak częstego w poezji dzisiejszej, mimo że poetka mówi od siebie, jest czymś zupełnie nowym, takie żyjące i chodzące alter ego, transformacja materii i ducha na potrzeby treści w taki sposób, aby nie zbanalizować tego, co oczywiste a jednocześnie odkrywane na nowo w sposób odrębny.  Polecam czytelnikom zarówno Crack Darii Dziedzic jak i nowy tom Aldony Borowicz.
Gdyby debiut Lucji Dudzińskiej ukazał się pięć lat temu, byłoby to wydarzenie. Nurt nowego rustykalizmu zapoczątkowany przez Roberta Miniaka i Teresę Radziewicz został zauważony i umocnił pozycję obojga. Dudzińska nie potrafiła się z tym uporać, stąd w tomie: Z Mandragory panuje swoista mieszanka żeby nie powiedzieć mieszanina tropów zaprzęgniętych do nowoczesnego rydwanu z elementami baroku, które nie wiadomo, czemu mają służyć, treści czy aurze niedającej się porównać z żadnym nastrojem, scenerią a jedynie mogą pobudzać huśtawkę stanów emocjonalnych: (…) pierwsza żona gotowała bigos od święta, bo wspólnych wakacji nie pamięta, ale krakanie, krzyki mew i szum skrzydeł (…) albo:, Gdy na mnie patrzysz zamieniam się w szamankę. Gdy dotykasz staję się kotem – wbrew sobie (nie lubię kotów) To znaczy, że mam się łasić przyklejać do ręki, którą podajesz każdemu.(…)  Nie przekonuje mnie ta poezja, wiele takich wyznań w przeszłości zapadło na niepamięć, ja natrętne, ja poszukujące usprawiedliwienia dla siebie w gąszczu niedomówień, ja dyktujące swoje prawdy o znaczeniu uniwersalnym, z mikrokosmosu w makrokosmos i na odwrót, o czym pisze Edyta Kulczak na łamach Latarni Morskiej. Idealizowanie nie prowadzi do czegoś akceptowalnego, przeciwnie, jest kiepskim lakierem surowej powłoki, pod którą kryją się bogactwa Wieży Babel, czyli spuścizna ostatnich lat, w której język schodzi na dalszy plan a liczą się jedynie zabiegi o kreację nowej osobowości twórczej, w klimacie szamańskim, w środowisku wyszukanych rekwizytów tak, aby czytelnik popadł w nastrój tajemniczości. Kiedy to minie, wraca rzeczywistość i nasuwa się pytanie, w jakim celu pisze się poezję? I to, co czytam, czy w ogóle jest poezją. Z niecierpliwością będę wyczekiwał kolejnej książki poznańskiej poetki, nie wątpię, że będzie to poezja najwyższych lotów, ponieważ ambicji i uporu nie można jej odmówić. 


Jerzy Beniamin Zimny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz