poniedziałek, 18 lutego 2019

WIĘKSZE i mniejsze

W sieci języka



Ostatnie książki poetyckie, jakie do mnie dotarły pocztą, przyniosły mi wiele satysfakcji. Zwłaszcza tomy: Macieja Bobuli debiutanta, Anety Kolańczyk, Tomasza Dalasińskiego, Karola Samsela, i Jakuba Sajkowskiego.  Nie tylko te książki otrzymałem, zainteresowanie moje wzbudził debiut Renaty Iwaniec, Macieja Przybylskiego, i kilka innych debiutów, które z pewnością będą się liczyły na rynku literackich nagród i wyróżnień.
Twórczość Tomasza Dalasińskiego interesuje mnie od dawna. Jego poezja odkąd się pojawiła mocno podbudowuje wartości współczesnej liryki. Dykcją, długą frazą, antynomicznością, w skojarzeniach zaskakującymi tropami, no i językiem płynnym, na pozór banalnym ale odkrywającym nowe wartości poznawcze, nie tylko lingwistyczne. Jeśli mowa o języku, poeta z Torunia zauważył coś, czego dotąd inni nie zauważyli: jego niestałość, krótki okres trwania: "każdy język jest martwy, jeżeli go użyć".  Jest jeszcze u niego wysublimowana magiczna poza, poza nie mająca nic wspólnego z mitem, teraźniejsza, poza przecząca i jednocześnie scalająca myśli ukryte w treści. Dalasiński prowokuje, jest przekorny na każdym kroku, jednocześnie zaprasza do swojego wnętrza poznawczego, myślowego, artystycznego, jest jednocześnie widzem i przewodnikiem, prowokuje czytelnika artystycznym grymasem podmiotu, zdarzają mu się metafory nawiązujące do najlepszego okresu poezji Orientacji: “pieprzyki na jej plecach jak wymarłe miasta”, czy opis pustego baru  w godzinach nocnych: ostatni człowiek, ostatni humanista: "bo już nie będzie mowy, żeby była mowa, chociażby o języku, w który weź się ugryź". Takie obrazki sprowadza do prywatnych, uniwersalnych obszarów intymności. Raczej prywatności  naszpikowanej terminami bardzo współczesnymi. Wyjmowanych nie rzadko z sieci. Z sieci handlowych także. Poeta nie unika również terminologii akademickiej, młodzieżowej. Pragnie " być tam, gdzie się nie bywa językiem". i te wiecznie "odchodzące wody", jakby poeta trwał w wiecznym połogu swojej matki, która jest dla niego kluczem otwierającym poetycki świat.  Nie wprost o tym mówi, lecz zmusza go do tego poezja. Ukłon, szacunek za taką  postawę, w tym konkretnym przypadku, nie tylko poetycką. 
Wbrew pozorom, i wbrew temu, co niektórzy piszą,  nie jest to poezja trudna, nie jest też pozbawiona bagażu osobistych doświadczeń, nawet dramatycznych, co nie zawsze owocuje nadmiernymi emocjami, przeciwnie, Dalasiński swoje emocje sprowadza do stanu wyciszenia, robi to bardzo skutecznie, więc w ten sam sposób ustrzega się patosu, nawet  w momentach wyrażania deklaracji, kiedy podmiot musi demonstrować swój stosunek do korzeni, przywiązanie, kiedy doszukuje się materialnego związku z nimi.
Z przyjemnością, odbieram “Większe”, tom do wielokrotnego czytania, delektowania się językiem poety, który od dziesięciu lat moich obserwacji ewoluuje ku doskonałej składni zachowując przy tym  nowatorskość opartą na klasycznych podstawach języka lirycznego. To rzadkość dzisiaj, kiedy tak powszechny jest warsztatowy epigonizm. 
Zachęcam do lektury tej “większej” poezji.
JBZ




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz