wtorek, 25 września 2012

Z notatnika (11)


Burza gradowa



Gorące metafory stygną jak moje śniadanie z samego rana. Powrócić do równowagi w moim wieku jest zabiegiem wymagającym amnezji. Zapomnieć stress, wyzbyć się tremy nie jest łatwo. Wyładowania atmosferyczne, takich mi trzeba, całą niedzielę świeciło słońce lecz ślady burzy na mojej twarzy pozostaną chyba do jutra. Podanin, tam nas dopadł wiatr i błyskawice, zanim lunęło z nieba zdążyliśmy swoje głowy schronić w barze. Postój był przewidziany ale burzy tu nie kalkulowałem, prędzej w Darłowie gdzie szkwał jest czymś normalnym nawet w słoneczne południe. No więc woda z nieba była doprawiona gradem, a wiatr tłukł tym gradem po dachach samochodów. Na horyzoncie jakby ktoś miał czarne myśli, w chwili zwątpienia po nieudanym spacerze, czarność wielka panowała- królowa wszystkich piekieł na ziemi, do których samochodom było tak spieszno, ze pióropusze wody ciągnęły za sobą. Wrąbałem hot doga stojąc za szklanymi drzwiami, mój wczorajszy adwersarz wrąbał dwa, mając nadzieję że w tym czasie niebo się rozchmurzy i pośmigamy dalej. Niestety, jak na zawołanie kilka razy rąbnęło nad nami, potem jeszcze w oddali światło zygzakami schodziło z nieba na pola, jakby stojące tam drzewa miały coś na sumieniu. Na sumieniu my mieliśmy tych wszystkich co zasiedli wczoraj wieczorem w Karczmie. Zasiać niepokój jest łatwo, zmusić do słuchania trudniej, i jeszcze wytrwać do końca w stanie koncentracji- to nie lada sztuka, zwłaszcza w piątek, dzień nacechowany trudami tygodnia. Gorące metafory stygną. Który to już rok, w jakim stopniu ostygły, czy jeszcze są ciepłe? Nie wyczuwam aby były już letnie ponieważ jak dotąd mało kto się odważył wyłuskiwać je dla siebie. Jakby były trądem zżerane, albo już zbyt odległe w czasie, co nie znaczy przedawnione, śmieszne swoim pochodzeniem. Tak, wszystko co stare jest śmieszne, cytuję dzisiejszych dojrzewających na samotnie stojącym drzewie, i tych w sadzie dorodnym gdzie trwa wyścig do nieba, wyżej jak najwyżej bo jest mus być widocznym z daleka, niekoniecznie w słońcu, bo jest też blask  własnej aureoli wystarczająco oślepiający przynajmniej dzisiaj. A jutro? Jutro święto, jedni będą odpoczywać innym za mało tygodnia, a jeszcze inni sposobią się do wieczności, tam jest lżej i nie trzeba myśleć o tym co będzie dalej. Zawsze przegrywam wyścig z czasem, tym razem burzy nie odpuściłem i w porę znaleźliśmy się przed dworcem kolejowym.  Mój adwersarz spokojnie udał się na właściwy peron. No właśnie, udać się na właściwy peron w określonym czasie. Wejść bez pośpiechu do wagonu, w którym podobni zamiarem- żywią nadzieję, że dotrą tam gdzie chcą. Zasłużony odpoczynek należy się takiemu jak ja. Ale nie można nazwać odpoczynkiem wieczne zmaganie się z wsiadaniem i wysiadaniem. Już sądziłem, że dobiegł kres mojej podróży, że wszystko jest na swoim miejscu mocno osadzonym w realiach. Niestety, realia się zmieniają, i aby nie być zakurzonym  trzeba ruszać się za wyzwaniem czasu, który jest coraz bardziej wybiórczy i nie cierpi spaceru. Gonitwa wielka trwa. Ileż to razy pasowałem, zarzekałem się, że już nigdy więcej. A tu- minęło lato, jesień już dyszy, rośnie sterta spraw o które przecież nie zabiegam, same się schodzą jakbym był z cukru albo jaki przylepiec, z daleka pachnący magazyn różnorodnych chęci, które można wykorzystać w sposób egoistyczny dla siebie. Burza gradowa w sobotę stała się symbolem piątkowego spotkania w Darłowie. Mieszkańcy Zielonej Doliny w liczbie trzech domostw stawili się bez wyjątku. Nic, że bliżej im do natury,  nasturcja to nie to samo co kartka papieru. Równie dobrze można dyskutować o walce ze szkodnikami, ale taki przerywnik jest wskazany, jak deser po obiedzie zamknięty nalewką z czarnego bzu. Bez czarny leczył ludzi w Grzybowie nad morzem- pisał Wojciech Czerniawski, a ze szpar w stodole płynęło mleko. Stary kościółek na wzgórzu jest już chyba kobietą, wersy te przyniosła burza nad Podaninem, i jeszcze kilka fraz aż do Obornik. Jesteśmy w domu, zawsze w domu, u siebie - bywając tu i tam, atmosfera dziedzicznych komnat podąża za nami, wyzwolić się z tego, to popełnić samobójstwo. Po lekturze kroniki Darłowskiej Parafii jestem podbudowany jak nigdy. To miasto jeszcze nie jest do końca odkryte, gdyby wgłębić się w życie tutejszej społeczności na przestrzeni wieków, okazałoby się, że jego wartość dzisiejsza jest znacznie wyższa, mając na względzie nie tylko materialne dobra jakie zdołały się uchować, także te które wynikają z prestiżu jakie to miasto miało w przeszłości. Do tego należy wrócić, tak jak się wraca do dobrej poezji. Pierwszy konkurs poetycki o Trzos króla Eryka odbył się w sześćsetną rocznicę powierzenia przywództwa w Unii Kalmarskiej, władcy Darłowa. Król Eryk nosił też miano rycerza grobu pańskiego, jakie otrzymał po pielgrzymce do Ziemi Świętej w 1424 roku. Święta Gertruda jest patronką żeglarzy. Od wczoraj- mam nadzieję- jest także patronką poetów, którzy chętnie zaglądają do Darłowa. Takie miałem odczucie podczas gradowej burzy.

Jerzy Beniamin Zimny

1 komentarz:

  1. Poeta jest żeglarzem, Jerzy. Więc niech święta Gertruda ma nas w opiece, niech mleko płynie ze szpar stodoły.

    Wszystkiego, co dobre i ważne -
    dziękuję za wpis.

    Twój adwersarz.

    I pamiętaj, jeszcze nie czas stygnięcia.
    Sam widziałeś - trwa wstrząs po uderzeniu. Burza gradowa.

    OdpowiedzUsuń