poniedziałek, 17 września 2012

Nadwyżka wrażliwości


Człowiek który popadł w zależność od języka nazywa się poetą. To nie kwestia wyboru, raczej specyficzne wyczulenie na egzystencjalne drgania, jakiś sposób postrzegania świata , jakaś obłędna pikseliada w jego oglądzie. Przez poezję próbuje się w języku wyrazić niewyrażalne, przeskakuje się więc w nowe wymiary , przy tym opuszcza oswojone. Coś więc można zyskać ale coś się traci.. Taki faustowski handel. Ale upieram się, że poezja nie jest kwestią wyboru, to nie woluntaryzm tu panuje.  Choćbyś chciał zatrzymać ruch źrenic światło już nie wpadło. Sądzę, że nie ma odwrotu. A samo bycie poetą? To jednak coś innego niż pisanie wierszy, które są wartością dodaną, efektem ubocznym , które przecież zaczyna się w niewidocznym epicentrum. Bycie poetą to raczej potrzeba zindywidualizowania metody balansu nad krawędzią, to ogranicza skłonność do stawiania pytań, podważania oczywistości , outsideryzm na wszystkich piętrach funkcjonowania między ludźmi, niedopasowanie do świata i nieustanny dyskomfort , brak skóry, która uwrażliwia na bodźce niewyczuwalne przez zwykłych ludzi. Konsekwencja takiej konstrukcji psychicznej mogą być różne abstrakcje , między innymi poezja. A ta z kolei przemnaża nadwrażliwość, wyostrza zmysły, wspiera ów specyficzny sposób wąchania świata, wzmacnia rezonans. Działa tu sprzężenie zwrotnie , dlatego wpadając w poezję, nabywamy one way ticket, jeśli niezgoda na świat i ze światem implikuje pisanie, to pisanie następnie utwierdza w niezgodzie. I tak zamyka się Teufelskreis.
Tak oto wyznaje Izabela Fietkiewicz-Paszek w wywiadzie udzielonym Beacie Patrycji Klary. Trudno się nie zgodzić z oceną i jakby wartościowaniem instytucji poety jako, że jest on człowiekiem a wiersze przez niego pisane jedynie produktem ubocznym. Nie często obserwuję tak wyważone ego, filozoficzne sformułowania czynione z dystansu na chłodno, udane próby definicji procesów psychofizycznych przez które przechodzi twórca operujący językiem. Tak, poeta to jedno, poezja zaś drugie. Czy egzystują razem? Czy próba oglądu rzeczywistości wynika z emocji, nakazu chwili. Czy jest tu jakaś kontrolą, czy są zahamowania, i czy proces tworzenia wynika z potrzeb emocjonalnych, czy jest przemyślanym nurtem w którym jawi się dzieło oczyszczone z tego co już oswojone ale oparte na tym samym gruncie tylko w innej pozie lub całkiem odmienne. Wspomniany balans nad krawędzią to nic innego jak wędrówką w ciemności, labirynt bez wyjścia skąd zaledwie kilka kroków do samounicestwienia, w najlepszym wypadku outsideryzm, świadomy lub nie. Aż się prosi tutaj przywołanie terminu życiopisanie, który Stefan Chwin określił swego czasu jako utajony nurt odnosząc się do poetów, dla których poezja była wypadkową dwóch czynników, mięsa czyli przeżycia, dotknięcia istotnego, upraszczając, tego co mamy do powiedzenia, i języka, czyli tego jak mówimy.  Dodam do tego samselowską wędrówkę w ciemnościach, w jakimś stopniu zainspirowaną Brodskim. Czy poezja jest abstrakcją, jako skutek balansowania na krawędzi, wyalienowania ze świata potocznie postrzeganego. Czy niedopasowanie i nieustanny dyskomfort to niezbędne czynniki egzystencji poety w konsekwencji których powstaje dzieło osobne, ponadczasowe, albo wyróżniające się współcześnie. Tak, historia tego dowiodła, ale inaczej, innym tempem chodzą zegary zjawisk artystycznych,  być zrozumiałym, termin to rozciągający się w czasie, podobnie jak ewolucja języka, kres tego procesu z pewnością będzie styczną z krzywą upadku cywilizacji a tym samym rozumu. Przykładem niezgody na świat i ze światem jest twórczość Andrzeja Babińskiego: samym wyzwaniem wiem nie zwyciężę, przeciąży mnie Ziemi jedno ramię .Czy jest jednak sztuka z którą nie rozdzielał by mnie czas, po utracie wszystkiego jednak można pisać własną ręką, absurdem jest iść dalej niż Ziemia sięga, wiem że można ale zabraknie sprawdzalności czytelniczej, zostanie po mnie twórcze serce Ziemi, lecz czyste.  Absurdem jest iść dalej niż Ziemia sięga? Doświadczenia fizyczne, emocjonalne, kontakt bezpośredni z przedmiotem, kontakt duchowy z ideą, widzenie materii, interpretowanie czegoś co wymaga wysiłku rozumu, wszystkich zmysłów. To miał na uwadze Babiński. Jedynie czas ujął jako pojęcie abstrakcyjne w wartościowaniu sztuki i dzieła materialnego. Czas nie powinien rozdzielać autora z jego dziełem, albowiem zabraknie sprawdzalności czytelniczej? Innego zdania był Peiper: piszemy także dla przyszłych pokoleń, a więc uniwersalizm, albo eksperyment co do którego nie ma pewności czy będzie użyteczny.  W wypowiedziach Samsela i Fietkiewicz-Paszek znajduję wiele wspólnego. Samsel ani na krok nie odchodzi od przyjętej linii programowej, jest konsekwentny w swojej ciemnej wędrówce. Natomiast Fietkiewicz-Paszek jeśli podobnie kroczy, to muszę zadać pytanie: jak w tej wędrówce  znaleźć uzasadnienie, usprawiedliwienie dla zainteresowania ekfrazą? Jak by nie było jest to inspiracja wkraczająca w czyjąś materię rozumowania, widzenia, prezentowania obrazu, tematu. Jeśli wiersz jest produktem ubocznym poety, to czym jest konieczność interpretacji, lub innego sformułowania obcego dzieła. Sama wyobraźnia, sam stan uniesienia podczas aktu twórczego, nie wystarczą. Poeta musi "zboczyć" jako, że bierze pod lupę powierzony mu materiał, a to już jest w jakimś stopniu deprawowanie własnego ducha twórczego. Tak sądzę. Może jestem w błędzie. Dlatego dyskurs uważam za przyczynek do dalszych rozważań. Co by nie mówić, rozmowy z piórami dopiero się zaczęły.

Jerzy Beniamin Zimny      

1 komentarz:

  1. To ważny tekst. Zamyśliłem się i mam nadzieję panie Jerzy na ciekawą dyskusję już niebawem. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń