Zawsze gdzieś jest jakaś prywatna rzeka, płynie sobie niezależnie od brzegów, to wzbiera, to opada bliżej dna, czasem skuta lodem jednak płynie dalej pod każdą skorupą. To jest żywot człowieka osobny, wyjęty z nurtu społeczności, tak samo zagadkowy jak wymowny w określonych momentach, kiedy na zakolach pojawiają się spiętrzenia wrażeń, przeżyć emocjonalnych i potoczna manna, której w nadmiarze albo całkowity jej brak. Teresa Rudowicz alias Kolańczyk (albo na odwrót, to wiem od niedawna) pojawiła się w mojej głowie przypadkiem. Penetrując internet natknąłem się na wiersze nieznanej mi osoby, początkowo sądziłem, że to wiersze zmarłej niedawno artystki, plastyczki, ale idąc tym tropem trafiłem nad Prosnę, i może dlatego debiutantka Rudowicz mówi o tej rzece, że podobno jest? Tyle wstępu- zabójczego- jeśli chodzi o mój refleks- ale może to i dobrze, bo inaczej zabrałem się do debiutanckiej książki, z wyższego poziomu moich patrzeń (rym w zdaniu zamierzony), jak z całą premedytacją- wgląd do poetyckiej rzeki debiutantki. Wiem, nie o rzekę tu chodzi, ale będę trzymał się tego tropu, a także tropów inspiracji zaczerpniętych od poetki, którą pamiętam, że była szczęśliwa jak psi ogon, a także drugiej, młodszej samosiejki, która korzenie swoje ma na Podlasiu. Ale to inspiracje w niewielkim stopniu umocowane w debiutanckim tomiku. Raczej kokieteria poetki, jakby chciała zaznaczyć swoją przynależność do nurtu rustykalnego. Wynika jednak, że tak nie jest co stwierdzam po lekturze tomu. Zatem czy jest tu li tylko wędrówka w przeszłość do okresu dzieciństwa, później dorastający język, próby ujarzmienia tego języka neologizmami, a także wiwisekcja stanu świadomości, i na powrót układanka do pierwotnej postaci ale już udoskonalonej przez dojrzałą kobietę. Zaiste (nazwijmy to delikatnie) debiuty dojrzałych poetek, nie tylko wiekiem, nacechowane są przeważnie swoistym studium osobowości dziecka, podlotka, taka filozofia dorastania. Natomiast debiuty młodziutkich poetek, odsyłają nas w świat dorosłych, ba, nawet panuje tutaj syndrom starości, śmierci co sprawia że podmiot siłą rzeczy musi być kreatorem zdarzeń, patrzeń, osądów. Chwała zatem Rudowicz, że stara się uderzać w autentyzm, za to że przywołuje swój miniony świat do wierszy jak pedagog, wykładowca i żąda od swoich podmiotów wiarygodności, klarowności, a także osobnego przekazu pozwalając na parafrazowanie obrazów w taki sposób, że czas, miejsce są zawsze aktualne, a czytelnik uczestniczy w zdarzeniach, pozuje do obiektywu, mając często wrażenie, że sam jest bohaterem tej wędrówki. Nigdy nie byłem uważnym czytelnikiem poezji. Rutyna powoduje ogląd, jakby z góry zerkam na wersy, te najbardziej cenne zawsze świecą fosforycznie, ideał przekazu, głębia obrazu, bo czytanie poezji to szukanie szlachetnego pyłu, dlatego jeśli coś takiego znajduję, nigdy później nie doznaję zawodu biorąc do ręki kolejną porcję lirycznej materii. Jeśli poetka z Kalisza pisze: światło nie spływa, światło się sączy z jednego miejsca na skórze, tuż pod lewą piersią. Kiedy zaczniesz się z niego tożsama, ale osobna. Usiądziesz po drugiej stronie stołu. Rozmowa sklei się z resztek, zawsze są stare grzechy i stare obietnice, Drogi kuszą skończonością. Toczysz swój kamień, w końcu i tak cię pokona, mała grudka ziemi, początek i koniec. Amen.... to można oczekiwać w przyszłości kolejnej, dobrej książki. Na koniec o samej książce jako produkcie. Wydawnictwo Zaułek Wydawniczy Pomyłka w Szczecinie urasta do miana lidera jakości na rynku książki poetyckiej.. Wydawane tam wolumeny wyróżniają się szatą graficzną, dużym formatem, jakością papieru i druku. Co dzisiaj należy do rzadkości.
Teresa Rudowicz, Podobno jest taka rzeka, Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2012
Na spotkaniu w Szczecinie Teresa wyjaśniła skąd nazwisko... "Pamięć - Tereso - pamięć jest tworzywem" - w tym wierszu jest odpowiedź :)
OdpowiedzUsuńpoza tym, lubię tę książkę :) autorkę wielbię ze wzajemnością - na szczęście!
jeden z piękniejszych tomików, jakie czytałem :)
OdpowiedzUsuń