sobota, 14 września 2019

Neptun w zakątku leśnym


Poezja w domu (2)



Siekierki, to jakby willowa dzielnica w aglomeracji Paczkowa. A Paczkowo, to jakby przedłużenie Swarzędza. Tak to wygląda zza szyb samochodu. Kiedy zorientowałem się, że mogę zaliczyć dwie wizyty podczas jednego wyjazdu w ramach „poezji w domu”, bez wahania zboczyłem do Siekierek gdzie mieszka poznański poeta Zygmunt Dekiert. Stąd już tylko cztery kilometry do Brzeźna, tam w „Zakątku leśnym seniora” od niedawna zamieszkał Edmund Pietryk, legenda poznańskiej Bohemy, aktor, poeta, prozaik, i mentor wielu twórców młodszego pokolenia. Wizyta w posiadłości Zygmunta, niespodziewana nie trwała długo. Miejsce to jest bardziej poetyckie niż jego poezja, penetrująca zupełnie inne obszary. Dojrzewające owoce pigwy i czerwone winogrono, dały mi do zrozumienia, że zimą gospodarz będzie raczył gości nalewkami i swoją miejską poezją. Zygmunt pokazał mi altanę, w której powstają jego wiersze. Towarzyszą mu przy tym, dwa koty i pies pekińczyk, innych stworów w obejściu nie dostrzegłem, chociaż w nocy kręcą się tutaj lisy i podchodzą do sadu sarny. Poezja w domu Zygmunta ma się dobrze. I to by było na tyle z uroczych Siekierek.

Brzeźno, leży na trasie szybkiego ruchu, niegdyś autostrady A2, ale trafienie do domu Edmunda Pietryka graniczy z cudem. Gdyby nie przypadkowy kierowca, zagadnięty na stacji benzynowej, pewnie nigdy byśmy tam nie dotarli. Niecały kilometr jazdy polną dróżką i na skraju lasu wyłania się niska zabudowa obiektów służących seniorom w trudnym dla nich okresie. Powietrze niczym nie skażone, szum lasu i zapachy płynące z pół, czynią to miejsce bardzo przyjaznym dla ludzi. Wita nas Edmund w czerwonej czapeczce Ferrari, z plikiem gazet pod pachą. Wita ale bez przekonania - sprawdza naszą tożsamość nie bardzo ufając własnym oczom. Za moment zjawia się bardzo sympatyczny pan, przedstawia się jako właściciel tego uroczego miejsca, zachęca do gościny proponując kawę lub herbatę. Siadamy przy stoliku pod młodymi dębami, zaczynamy nawijać, każdy po swojemu w stylu kultowych winyli. Edmund zapewnia, że jest starszy od piramid egipskich, Zygmunt nie znajduje takich porównań, rzuca do puli swoją historię z murami Halszki w Szamotułach, ja dla mojej starości nie znajduję żadnego z porównań, ponieważ czuję się  w miarę na siłach i nie spieszno mi do jakichkolwiek muzealnych porównań.

W południe sympatyczna pani zaprasza Edmunda na obiad, my udajemy się do ogrodów, części rekreacyjnej ośrodka, gdzie panuje sceneria iście bajkowa, z fontanną i Neptunem. Altanki, zakątki okolone krzewami, ławeczki, miejsca biwakowania, w perspektywie pola kukurydziane, i dalej na horyzoncie trasa szybkiego ruchu. Siedzimy przy fontannie. Gdy po kwadransie zjawia się kelnerka z poczęstunkiem, odmawiany, tłumacząc, że za wcześnie, że nie jesteśmy głodni? Nic z tego, taki tu obyczaj gości traktować jak członków rodziny. Rad nie rad, korzystam z oferty obiadowej, popijam kompotem i obserwuję kolegę jak sobie radzi z pokaźną roladą. Jest ciepło, słońce przypomniało sobie, że trwa nadal lato kalendarzowe. Nasze kalendarze penetrują już jesień. Edmund przekonuje nas, że u niego od dawna panuje zima. Wypędzam go z tego przekonania, a on dalej swoje: „nie dane mi było mieć czwartej żony, bo umarła, z czego więc mam się cieszyć”? Wiem że żartuje. Odpowiadam równie szybko i dobitnie: "z tego o czym piszesz, raczej z tego, że jeszcze piszesz, bo niektórzy twoi koledzy nie mają już czym pisać, chęci są ale sprawność przepadła na zawsze".

Poezja w domu to projekt bardzo potrzebny. Dzisiaj my odwiedzamy przyjaciół, jutro młodsi będą nas odwiedzać, a może nikt. Może nawet bliscy o nas zapomną? Dom domowi nierówny, samotność we własnym domu jest bardziej znośna od samotności spędzanej w szerszym gronie w obcym domu. Niby dużo nas ale jakby wszystkich ubyło: znajomych twarzy, bratnich dusz, niekiedy miłości skrywanych latami. Las, powietrze, woda, pola, wszelkie wygody i troskliwa opieka - nie zastąpią skórki suchego chleba z herbatą przy boku matki, żony, brata lub siostry. Poezja jest obecna, pozwala przeżyć wszystkie zakręty, ale nie zastąpi dotyku czyjeś bratniej dłoni. 
Zanim powróciłem do domu, w komórce miałem cztery nieodebrane połączenia. Dzwonił do mnie Edmund. I pewnie będzie codziennie po kilka razy dzwonił, aby nie czuć się samotnym?

14.09.2019 


JBZ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz