poniedziałek, 9 września 2019

W oku cyklonu


Stoję po prawej stronie życia i nie dostrzegam swojego bytowania. W środku bytu jak w oku cyklonu cisza, przerażający bezruch  a zaledwie kilka kroków dalej zawirowania polityczne, kulturalne i pogodowe. Jakby to wszystko połączyć w jedno ciało, byłby koniec świata. I z pewnością poezja najwyższego ruchu. W której prym wiodą demony miłości, maszkary estetyki, pokemony wiary i coś, ktoś tam jeszcze? 
Po serii odejść powiększa się pustka, wiersze-sieroty wyciągane z archiwum, fotografie czarno-białe, na których dominuje młodość. Bez retuszu, z ząbkami dookoła - co było wtedy przemyślane, dzięki czemu to ząbkowanie pozwoliło przetrwać każdej podobiźnie. Tylko kogo to dzisiaj wzrusza, kto się obejrzy za niegdyś młodym i pięknym poetą. W wyobrażeniu są bezbarwne plamy, jak na ulicy w słoneczny dzień, kurz się unosi, wznosi, oślepienie dopada widzącego coraz gorzej. 
Piętnasta rocznica śmierci Danielewskiej, na ścianie kilka jej przedmiotów: lustro w stylu bidermeier, w owalnej ramce obraz surrealistyczny i kilka znaczących książek z dedykacjami. Z czasem wszystko traci na znaczeniu, z odległej perspektywy widoczne są tylko wzniesienia, wysokie punkty majaczące na zygzakowatej linii horyzontu. Niewątpliwie takim punktem jest Cmentarz Górczyński gdzie często bywam z obowiązku. Panta rhei, i wszystko ucieka w niepamięć, na próżno wysiłek odtwarzania w pamięci. Było, minęło, nie wróci, po co więc rozpamiętywać w szczegółach jakieś zdarzenia. Zdołowany często przychodzę do siebie i walczę ze swoimi słabostkami, często poważnymi, więc gdzie mi do wypraw w przeszłość? Historia jest jedyną spadkobierczynią naszych dokonań, jeśli zasługują na jej karty, trafią tam prędzej czy później. Jest jeszcze uniwersalny cenzor, który zmienia swoje patrzenie w zależności od wiatru historii, a ten jak wiadomo, wieje z różnych stron.
O pobycie u Wandy Wasik już pisałem. Pomysł odwiedzania naszych starszych współplemieńców znajduje swoje uzasadnienie. Kto ma to robić jak nie my, jeszcze sprawni do pokonywania przestrzeni. Poezja w domu jest najbardziej wiarygodna, ma inne oblicze, przemawia przedmiotami które mają najwięcej pamięci, otoczenie poety jest inspiracją pierwszorzędną, a poezja odzwierciedleniem tej małej rzeczywistości. Jest to widoczne w domu Wandy Wasik i w każdym innym miejscu gdzie egzystuje poeta, artysta.
Zbieram materiały do kolejnych Dialogów Poetyckich. Chcę wrócić do Mariusza Rosiaka i Andrzeja Mendyka, postaci kontrowersyjnych nawet teraz, kiedy minęło sporo czasu od ich śmierci. Obaj odeszli w swojej młodości nie pozostawiając złudzeń, co do kresu ziemskiej wędrówki człowieka. Statystyka stwarza reguły potwierdzane przez wyjątki. Mariusz i Andrzej w jednym stali domu, potem się rozeszli a potem śmierć ich rozdzieliła na zawsze. W kolejnych "Dialogach" przypomnę ich literackie sylwetki, przedstawię również materiały archiwalne, dotyczące ich działalności społecznej i zawodowej. 
W ubiegłym roku postanowiłem zorganizować wieczór pamięci Mariusza w BWA. Wszystko było przygotowane skontaktowałem się z Marią Rokosz, jego żoną, rozmawiałem także z córką Marceliną, ale choroba Marii, jak się niebawem okazało, była bardzo poważna. Odeszła do męża w listopadzie, a mnie pozostały wspomnienia i pamiątki po nich. W archiwum znalazłem wczoraj kilka znaczących dokumentów: umowę założenia spółki wydawniczej "KANWA" z 1990 r. oraz foldery reklamowe Hotelu Sudety w Szklarskiej Porębie. Było to pierwsze dzieło nowego wydawnictwa, pamiętam nasz pobyt w Karkonoszach, przyjęliśmy zamówienie z entuzjazmem, folder spodobał się dyrekcji hotelu, do tego stopnia, że zagwarantowano nam raz w roku, bezpłatny pobyt dla dwóch osób. Skorzystaliśmy tylko raz, ponieważ nie było okazji tak często tam jeździć. Drugim dokumentem jest umowa wydawnicza zawarta z Wincentym Różańskim, na wydanie tomu poezji. Propozycja tytułu wyszła ode mnie, skwitowałem wtedy krótko: "były wiersze dzieci, niech będzie córeczka poezja" i tak zostało. W rezultacie maszynopis trafił do Wydawnictwa A5, i tam został wykorzystany przez Ryszarda Krynickiego. 
Po prawej stronie życia jest mój dom, grób moich rodziców, grób córki, i ogród który z roku na rok staje się coraz bardziej tajemniczy. Niektóre rośliny od samego początku marudzą, nie nabierają masy, często chorują, wymagają szczególnej opieki. Inne takie jak tamaryszek panoszą się wśród innych drzew zabierając im przestrzeń, przyrosty coroczne mają imponujące. Moja prawa strona przypomina ogród. Centrum opanowała literatura, od lat panuje tutaj niepodzielnie poezja, przeplatana prozą, kapryśna jak kobieta pragnie mnie całego pochłonąć. Z lewej strony znajduje się moja przeszłość, bujna i durna, poważna kiedy było trzeba, polityczna z przymusu, i całkiem wolna od mechanizmów indokrynacji politycznej. W pewnym okresie kiedy nie miałem przełożonych nad sobą i innych aparatów indywidualnego ucisku. Na ile ten front daje się scalić, tolerancja, pluralizm, przymykanie oczu, chowanie głowy w piasek, ucieczki, powroty. I tak rok po roku krystalizuje się moje uniwersalne ego, bardzo przydatne w obcowaniu z ludźmi. Po prawej stronie jest Warta, po lewej Odra, w środku dorzecze z wieloma dopływami, miłości, gotówki, wolności, satysfakcji z poezji, są też odpływy szczęścia, zdrowia i przyjaźni, odejścia najbliższych i przyjaciół. Czas się z czasem mi rozliczyć, czemu jest taki szybki, przecież nikogo nie goni, nie musi się spieszyć. Po prawej stronie jest najmniej czasu na pokonywanie przeszkód, zauważyłem znaczenie cierpliwości, chociaż nie każdemu jest ona przydatna. Za Jurkiem Szatkowskim będę bez powtarzał: "My już nie możemy czekać" nam należy się pierwszeństwo, bez znaczenia skąd nadchodzimy, z prawej czy lewej strony.

JBZ 





1 komentarz:

  1. Piękny tekst, wzruszający.Byłam na pogrzebie Łucji Danielewskiej ,bardzo sie lubiłyśmy, tak jak Witka Różańskiego , skromnego miłego i bardzo życzliwego kolegę. Jak ten czas ucieka .Wspomnienia pozostają :D

    OdpowiedzUsuń