piątek, 22 czerwca 2012

Z notatnika (6)

Każdego dnia ktoś obchodzi urodziny. Małe, duże i te bez euforii. Tak, licznik przebiegu jest bezlitosny, karoseria jeszcze całkiem, całkiem, ale bebechy wytarte nie mówiąc o przegubach i zawieszeniu. Jubilat poeta zawsze odnajduje się w wierszach, bynajmniej nie jubileuszowych, wbrew naturze zmierza na podwórko zabaw, salę taneczną, albo ładuje się do klasy liceum. Stąd łatwiej dalej żyć, bo w świadomości będzie kolejna wycieczka w góry lub nad morze. Wyjazd niespodziewany i atrakcje kreowane przez przypadek. Wiersze nie kłamią, bo są zawsze wycieczką do czegoś, z kimś, uprzedmiotowione i jeszcze podmiot w nich brylujący mimo bezwzględnej fizjologii, której nie uzdrowi nawet lotna metafora. Czerwiec pieski więc pisanie mokre, śliskie. Wszystko w oczekiwaniu na uderzenie pioruna, bo po nim zawsze przejaśnienia, chwilowe, ale skuteczne jak nadzieja. Ostatnimi dni, przybiły mnie do ziemi, Ody odbite Karola Maliszewskiego. Odkąd poezja siedzi mi na karku, jeszcze nigdy nie dźwigałem takiego bagażu utożsamiając się z tym wszystkim o czym mówi Maliszewski. Ktoś by rzekł, że Ody mają w sobie znamiona testamentu, w pewnym sensie ma rację, ale sądzę, że jest to testament tyczący "zdobyczy" minionego dwudziestolecia. Gorzkie słowa Maliszewskiego, rozrachunek jakby z samym sobą, szacunek do pewnych obszarów, pogarda do innych, a nawet drwina i sarkazm. Jednak bohater liryczny wychodzi z tej konfrontacji bez szwanku, skrywa nadzieję na przyszłość oddając się bez reszty siłom natury i resztkom tradycji, bo "zawsze był przemytnikiem prawdy". A więc prawdę trzeba przemycać jak używki, niezależnie od panującego systemu.Tak było w wierszach z lat dziewięćdziesiątych poety z Nowej Rudy , tak jest i teraz kiedy wygasły już hałdy kopalniane, jeszcze ktoś zjeżdża pod ziemię, a chłopcy kopią piłkę w pobliżu kopalń. W tym roku przyszło mi podróżować między Piątym królestwem a Odami odbitymi.  Dzięki temu udało mi się zachować równowagę w tym co robię. Miałem moment aby przerwać tą podróż, ale nie znalazłem innej linii poetyckiego porozumienia. W istocie, obie książki podziałały na mnie jak sterydy, więc będę wracał do lektury, ponieważ nie sądzę, aby coś nowego stanęło mi na drodze, zbyt dużo we mnie potrzeby na poezję najwyższych lotów.  Ostatnimi czasy.

Wracając do jubileuszy, odkryłem nową formę świętowania, bez kabli, impulsów i cieczy, w oddaleniu od hałasu, tub naśladowczych i blichtru. W lesie, tak, pośród drzew których jeszcze nie wycięli, nad wodą bez pomostów i altan, w szczerym polu odpoczywającym od kół traktorów. Nic że ugory, zielsko się pleni, i nie wiadomo co dalej, z pewnością wiją tutaj gniazda ptaki, można do woli wdychać powietrze, i jeszcze o tym pisać w domowym zaciszu. Wraz z upływem lat zmienia się otoczenie, przyroda walczy o przetrwanie, poeci walczą o najwyższą uwagę, jednakże niewidoczna gołym okiem, równowaga jest gwarancją bytu. Gdybym miał moc Herkulesa podniósłbym niejedną upadłość, ale nie mam, wiec mogę jedynie o tym pisać, bardziej lub mniej doskonale, momentami ułomnie. Ale szczerze i z oddaniem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz