Andrzej
Jopowicz urodził się 19 listopada 1974 r, w Skarżysku Kamiennej,
Rok później rodzice przenieśli się do Buska Zdrój, tam ukończył
szkołę podstawową Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza
Kościuszki w 1994 r. Potem ukończył policealne studium
rachunkowości w Chmielniku. W wieku trzynastu
lat stracił ojca, niewątpliwie fakt ten miał olbrzymi wpływ na
jego osobowość, co uwidacznia się w wierszach. Poezją
zainteresował się w 2004 roku, zainspirowany poezją francuską XIX
wieku, Mallarme, Artur Rimbaud i inni. Pasjonowała go również
muzyka klasyczna, Bach, Mozart Bethoven. Słuchał rocka klasycznego
i jazzu. Zgromadził ponad pięćset płyt. Był bardzo wrażliwym
człowiekiem, wszystko brał na serio, dlatego tak trudno było mu
obcować z ludźmi. Trzech przyjaciół, jeszcze z liceum utrzymywało
z nim kontakt aż do śmierci. Niewiele pozostawił po sobie
dokumentów, około stu wierszy publikowanych na portalu internetowym
Poezja-Polska, korespondencję z użytkownikami portalu i kilka
zdjęć. Zmarł
na serce 6 sierpnia 2010 r. Tom Czerwona winnica jest
jego pośmiertnym debiutem.
Niniejsze
wiersze stanowią załącznik do poczty jaką otrzymałem 24 lipca
2010 roku. Pisał w liście że odchodzi z portalu, i nie będzie już
nigdzie publikował. Nie wiem dlaczego zdecydował się przekazać mi
poprawione, wyselekcjonowane przez siebie wiersze. Czyżby coś
przeczuwał, a może to tylko zbieg okoliczności. Nie dociekałem
przyczyn tej decyzji, chociaż powinno dziwić tak długie milczenie
poety. Dopiero po roku dotarła do nas wiadomość o jego nagłej
śmierci. Wiersze pomieściłem w tomie bez jakiejkolwiek ingerencji,
nie dokonanałem żadnych poprawek a jedynie klasycznej korekty
redakcyjnej. W ten sposób chciałem zachować cechy dokumentu
kierując się zasadą autonomii autorskiej, która w tym przypadku
jest niepodważalna.
Jerzy
Beniamin Zimny
Karol
Samsel
na serce 6 sierpnia 2010 r. Tom Czerwona winnica jest jego pośmiertnym debiutem.
Jerzy
Beniamin Zimny
Dziwka pośród dam
I
poszedłem do Anioła, mówiąc mu, aby dał mi książkę.
I rzekł mi: Weźmij książkę, a zjedz ją: i gorzkim uczyni
żołądek twój, ale w uściech twoich słodka będzie jak miód.
I wziąłem książkę z ręki Anioła i zjadłem ją: i była w uściech
moich słodka jak miód, a gdym ją zjadł, brzuch mój zgorzkniał.
(Ap, 10, 9-10)
I rzekł mi: Weźmij książkę, a zjedz ją: i gorzkim uczyni
żołądek twój, ale w uściech twoich słodka będzie jak miód.
I wziąłem książkę z ręki Anioła i zjadłem ją: i była w uściech
moich słodka jak miód, a gdym ją zjadł, brzuch mój zgorzkniał.
(Ap, 10, 9-10)
„Krople
krwi w kielichach” – tym obrazem rozpoczyna się tytułowy wiersz
z tomu Andrzeja Jopowicza pt. Czerwona
winnica. We mnie otwierają się jednocześnie
dwie ikonosfery: pierwszą z nich określać mógłby rytuał
otrząsania winogradu, ujęty w panoramie słynnego obrazu Vincenta
van Gogha, drugą – wyznaczałaby ikona świętego naczynia,
kielicha Graala. I trudno doprawdy uznać, czy Jopowicz chciałby w
chłopkach van Gogha pracujących w winnicy widzieć męczenniczki,
kapłanki czy „dziwki pośród dam”. Nie jest to istotne w
chwili, gdy ziemia „pragnie oracza”. W porze żniw nie należy
obawiać się tego, czyje ręce uniosą do ust „tłuste i ziemiste
ciało”:
[…]
błysk
w
oku stwórcy – kruki
nad pszenicznym łanem,
unoszą do ust tłuste i ziemiste ciało, które
oddycha,
pragnie oracza, siewcy. wyczekiwać żniwa
nad
wioską, może innym miejscem.
(A. Jopowicz, Czerwona
winnica)
Uniwersum
czerwonej winnicy musi być przerażające, jeśli „błyskiem w oku
stwórcy” są kruki nad łanami zbóż, ogrodnikiem oczyszczającym
winorośl okazuje się zaś dziwka. Jopowicz nie waha się w obliczu
bluźnierstwa. Świętokradztwo okazuje się bowiem jedyną
możliwością przyjęcia daru eucharystycznego – „przyjdą do
nas listy, rzucone na łaskę przypływu”, „szukamy gwiazdy, jak
dziwki pośród dam”. Jeśli mamy być uświęceni – zdaje się
uświadamiać Jopowicz – to tylko przez zburzenie Olimpu i rozbicie
arki przymierza. Ampułki należy roztrzaskać, wyrzucić fistulę i
puryfikaterz.
Tym,
co należy pielęgnować i podtrzymywać przy życiu, jest wyłącznie
Czerwona winnica,
jedyny sprzedany przez van Gogha obraz – zakupiony w 1888 roku w
Brukseli przez Annę Boch, założycielkę Les XX. Miesiąc wcześniej
Vincent stworzył jego odmianę: spokojną, dyskretną i nasyconą
Zieloną winnicę. W
liście do Paula Gauguina mówił o nim dość przytomnie:
W
tej chwili zmagam się z pejzażem z błękitnym niebem ponad ogromną
zieloną, purpurową i żółtą winnicą z czarnymi i pomarańczowymi
pędami. Małe figurki kobiet z czerwonymi parasolkami i drobne
figurki zbieraczy winogron z małymi wózkami jeszcze bardziej ją
ożywiają. Z przodu szary piasek. Jeszcze jedno płótno rozmiaru 30
dla dekoracji domu.
Po
prostu, nic więcej – „płótno rozmiaru 30 dla dekoracji domu”.
Obraz, który miał być krotochwilą codzienności, wprowadzaniem
linii basso continuo,
„dziwką pośród dam” wreszcie – rzekłby poeta. Żadnego
wystrzału ani ogłuszającego krzyku, żadnej tyranii szoku. Wierzę,
że gdyby Andrzej Jopowicz żył, byłby w stanie napisać Zieloną
winnicę. Z nami pozostała jednak ta książka
– rachująca się z utopią, mitologiami i religią. Sąd
szaleństwa poetyckiego nad cywilizacją – jednostkowy i kosmiczny
sąd Orfeusza w todze sprawiedliwości. Nie zdradzę, jaki wyrok
wydał Apollo. Zbyt wiele dowiedziałem się o Czerwonej
winnicy. Zjadłem ją.
Ostrołęka,
3
czerwca 2012 r
POSŁOWIE
Zadzwonił
telefon –napisz
posłowie do czerwonej winnicy–
usłyszałam – są gotowe do wydania wiersze Andrzeja Jopowicza .
To była dobra wiadomość, od dawna czekaliśmy na realizację tego
zamierzenia i właśnie stało się ono realne. Przywołałam w
pamięci sylwetkę Autora i wróciłam do lektury Jego tekstów w
Internecie oraz tych, zebranych w książce. Biorąc pod uwagę myśl
przewodnią, charakterystyczną dla większości wierszy Andrzeja,
pomyślałam, by posłużyć się konkretnymi cytatami, które w
sposób szczególny świadczą o wrażliwości poetyckiej Autora.
Jednak ostatecznie uznałam, że nie należy pozbawiać czytelnika
możliwości samodzielnego zgłębiania treści, często
wieloznacznej, otwartej na indywidualną interpretację. Autora
poznałam, jako „baribala”, na portalu internetowym Poezja
Polska. Zwróciłam uwagę na Jego wiersze metaforyczne,
wielowarstwowe, głęboko osadzone w realiach, z formą
przekazu dość skomplikowaną, trudną. Przeważnie są to utwory
mocne i skłaniające do głębszej refleksji. Często w tle majaczy
świat z pogranicza – oniryczne obrazy, mitologiczne i religijne
odniesienia, świat, w którym dominują: cierpienie, smutek i
samotność. To również utwory, w których nierzadko pojawia się
gwałtowny protest, wobec bezsilności, wyrażany w mocnych słowach.
Zależnie od nastroju lub samopoczucia Autora, powstawały teksty o
różnym zabarwieniu oraz nasyceniu emocjonalnym. Baribal, nie tylko
ciekawie pisał, ale również z wyczuciem, interesująco komentował
wiersze innych autorów; był wnikliwym obserwatorem i czytelnikiem.
To ogromna strata, że wszystkie Jego teksty zostały usunięte z
portalu. Dopiero teraz, dla wielu z nas nabrałyby one nowego i
głębszego znaczenia. Andrzeja zapamiętałam, jako otwartego na
innych, komunikatywnego i niezwykle ciepłego człowieka.
Prowadziliśmy
korespondencję pod wierszami i za pośrednictwem portalowej
skrzynki, niestety, niewiele się zachowało, a teraz, jakże chętnie
wróciłabym do tych serdecznych, czasem żartobliwych rozmów,
które sprawiały mi wielką przyjemność. Kiedy zamilkł, nie
wiedziałam, dlaczego.
05
kwietnia 2010 roku zamieścił w Internecie , bardzo wymowny i
przejmujący, ostatni wiersz:
„Kolejka”
w
najbliższej perspektywie
spojrzenia
ściekają po szybach
zabujane
w obłokach
baranki
bujają we wzroku
węża
na szyi baranka.
nadchodzi
widmo burzy.
po
plecach mknie gradobicie
krew
wolno spływa z krzyża
za
zdrowie wychylić kieliszek.
umierać
na widok człowieka.
Na
portalu została odnotowana data ostatniej aktywności baribala - 29
lipca 2010 roku, a potem – cisza, długa, przeciągająca się.
Ktoś twierdził, że Andrzej zamierzał odejść z portalu, mówiono
również, że pisze gdzieś pod innym nickiem. Szukałam jego
wierszy, próbowałam znaleźć kontakt, bez powodzenia. Zamilkł.
Odsunął się od nas, od portalu – tak sądziliśmy.
Po
roku, Wojtek Roszkowski zamieścił na portalu komunikat o Jego
śmierci:
[
ze smutkiem chciałbym poinformować, że niedawno dowiedziałem się
z listu mamy naszego portalowego kolegi Andrzeja ( baribala ), iż
rok temu umarł na zawał serca. Miał 35 lat. Na pewno wciąż wiele
osób pamięta jego wiersze, komentarze i rozmowy na portalu.]
Zmarł
06 sierpnia 2010 roku. Trudno było uwierzyć w tę wiadomość,
która do nikogo z nas wcześniej nie dotarła, więc jak było
naprawdę? Mógł być aż tak samotny?
Przed
śmiercią wysłał część swoich wierszy Wojtkowi Roszkowskiemu i
Jerzemu Zimnemu / coś przeczuwał? Nigdy się nie dowiemy /. Wiersze
wydano w takim stanie, jak zostały napisane, bez redagowania, bez
korekty, po prostu – bez najdrobniejszego ingerowania w ich
oryginalny zapis. Nawet, jeśli zostały wysłane właśnie w tym w
celu – przejrzenia, dokonania ewentualnej warsztatowej obróbki (
może? ) - tego również się nie dowiemy. Może niektóre wymagają
szlifu, pozostaną warsztatowym szkicem, pomysłem, jednak z całą
pewnością zasługują na uwagę, bowiem każdy tekst baribala coś
do nas mówi, sygnalizuje i jest wart pochylenia się nad nim, nad
zawartą w nim myślą, przekazem. Jest wart refleksji i
zastanowienia się nad komunikatem, jaki Autor pozostawił.
Myślę,
że „Czerwona winnica” będzie cenną pamiątką, szczególnie
dla mamy Andrzeja, a nam, czytelnikom Jego wierszy, pozostanie pamięć
po młodym, wrażliwym poecie, koledze z portalu internetowego Poezja
Polska.
Andrzeju
(baribalu), tym gestem dziękujemy, że byłeś z nami.
Elżbieta
Tylenda
Andrzeja poznałem na początku mojej obecności na portalu Poezja-Polska w dość przypadkowy sposób. Po wklejeniu jednego z pierwszych wierszy zauważyłem komentarz „baribala” wytykającego mi częstochowski rym. Czym prędzej wszedłem na stronę, gdzie był Jego ostatni wiersz i zarzuciłem Mu, trochę zaczepnie, to samo. Tak rozpoczęła się nasza, trwająca do końca, korespondencja. W pewnym momencie, komentując wiersz Jarka Trześniewskiego-Jotka, ujawniłem miejsce swojego zamieszkania, ponieważ okazało się, że korzenie Jarka sięgają w świętokrzyskie.W ten sposób było nas trzech górali świętokrzyskich, jak mawiał Jarek. Bardzo sobie ceniłem komentarze Andrzeja, zawsze wyważone, czasem krytyczne , ale życzliwie krytyczne, Andrzej nigdy nie „kadził”, pisał prawdę. Zaczynał, chyba jak wszyscy początkujący, trochę nieporadnie, ale z każdym wierszem Jego poezja stawała się dojrzalsza, choć wcale niełatwa. Kiedyś, chyba wiosną 2010 roku, Jarek zaproponował spotkanie trzech świętokrzyskich górali w Staszowie, połączone z grzybobraniem w lasach Pocieszki, gdzie Jego dziadek był kiedyś leśniczym. Niestety, do spotkanie nie doszło. kilka miesięcy później Andrzej zmarł. O czym dowiedziałem się po roku, jak inni użytkownicy portalu
Andrzeja poznałem na początku mojej obecności na portalu Poezja-Polska w dość przypadkowy sposób. Po wklejeniu jednego z pierwszych wierszy zauważyłem komentarz „baribala” wytykającego mi częstochowski rym. Czym prędzej wszedłem na stronę, gdzie był Jego ostatni wiersz i zarzuciłem Mu, trochę zaczepnie, to samo. Tak rozpoczęła się nasza, trwająca do końca, korespondencja. W pewnym momencie, komentując wiersz Jarka Trześniewskiego-Jotka, ujawniłem miejsce swojego zamieszkania, ponieważ okazało się, że korzenie Jarka sięgają w świętokrzyskie.W ten sposób było nas trzech górali świętokrzyskich, jak mawiał Jarek. Bardzo sobie ceniłem komentarze Andrzeja, zawsze wyważone, czasem krytyczne , ale życzliwie krytyczne, Andrzej nigdy nie „kadził”, pisał prawdę. Zaczynał, chyba jak wszyscy początkujący, trochę nieporadnie, ale z każdym wierszem Jego poezja stawała się dojrzalsza, choć wcale niełatwa. Kiedyś, chyba wiosną 2010 roku, Jarek zaproponował spotkanie trzech świętokrzyskich górali w Staszowie, połączone z grzybobraniem w lasach Pocieszki, gdzie Jego dziadek był kiedyś leśniczym. Niestety, do spotkanie nie doszło. kilka miesięcy później Andrzej zmarł. O czym dowiedziałem się po roku, jak inni użytkownicy portalu
ponieważ
Andrzej w kwietniu 2010 roku oznajmił że zaprzestaje publikować w
internecie.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz