piątek, 29 czerwca 2012

Czerwona Winnica Andrzej Jopowicz (baribal)




Andrzej Jopowicz urodził się 19 listopada 1974 r, w Skarżysku Kamiennej, Rok później rodzice przenieśli się do Buska Zdrój, tam ukończył szkołę podstawową Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki w 1994 r. Potem ukończył policealne studium rachunkowości w Chmielniku.  W wieku trzynastu lat stracił ojca, niewątpliwie fakt ten miał olbrzymi wpływ na jego osobowość, co uwidacznia się w wierszach. Poezją zainteresował się w 2004 roku, zainspirowany poezją francuską XIX wieku, Mallarme, Artur Rimbaud i inni. Pasjonowała go również muzyka klasyczna, Bach, Mozart Bethoven. Słuchał rocka klasycznego i jazzu. Zgromadził ponad pięćset płyt. Był bardzo wrażliwym człowiekiem, wszystko brał na serio, dlatego tak trudno było mu obcować z ludźmi. Trzech przyjaciół, jeszcze z liceum utrzymywało z nim kontakt aż do śmierci. Niewiele pozostawił po sobie dokumentów, około stu wierszy publikowanych na portalu internetowym Poezja-Polska, korespondencję z użytkownikami portalu i kilka zdjęć. Zmarł
na serce 6 sierpnia 2010 r. Tom Czerwona winnica jest jego pośmiertnym debiutem.

Niniejsze wiersze stanowią załącznik do poczty jaką otrzymałem 24 lipca 2010 roku. Pisał w liście że odchodzi z portalu, i nie będzie już nigdzie publikował. Nie wiem dlaczego zdecydował się przekazać mi poprawione, wyselekcjonowane przez siebie wiersze. Czyżby coś przeczuwał, a może to tylko zbieg okoliczności. Nie dociekałem przyczyn tej decyzji, chociaż powinno dziwić tak długie milczenie poety. Dopiero po roku dotarła do nas wiadomość o jego nagłej śmierci. Wiersze pomieściłem w tomie bez jakiejkolwiek ingerencji, nie dokonanałem żadnych poprawek a jedynie klasycznej korekty redakcyjnej. W ten sposób chciałem zachować cechy dokumentu kierując się zasadą autonomii autorskiej, która w tym przypadku jest niepodważalna.
Jerzy Beniamin Zimny


Karol Samsel

Dziwka pośród dam



I poszedłem do Anioła, mówiąc mu, aby dał mi książkę.
I rzekł mi: Weźmij książkę, a zjedz ją: i gorzkim uczyni
żołądek twój, ale w uściech twoich słodka będzie jak miód.
I wziąłem książkę z ręki Anioła i zjadłem ją: i była w uściech
moich słodka jak miód, a gdym ją zjadł, brzuch mój zgorzkniał.

(Ap, 10, 9-10)

„Krople krwi w kielichach” – tym obrazem rozpoczyna się tytułowy wiersz z tomu Andrzeja Jopowicza pt. Czerwona winnica. We mnie otwierają się jednocześnie dwie ikonosfery: pierwszą z nich określać mógłby rytuał otrząsania winogradu, ujęty w panoramie słynnego obrazu Vincenta van Gogha, drugą – wyznaczałaby ikona świętego naczynia, kielicha Graala. I trudno doprawdy uznać, czy Jopowicz chciałby w chłopkach van Gogha pracujących w winnicy widzieć męczenniczki, kapłanki czy „dziwki pośród dam”. Nie jest to istotne w chwili, gdy ziemia „pragnie oracza”. W porze żniw nie należy obawiać się tego, czyje ręce uniosą do ust „tłuste i ziemiste ciało”:

[…] błysk
w oku stwórcy – kruki nad pszenicznym łanem, unoszą do ust tłuste i ziemiste ciało, które
oddycha, pragnie oracza, siewcy. wyczekiwać żniwa

nad wioską, może innym miejscem.

(A. Jopowicz, Czerwona winnica)

Uniwersum czerwonej winnicy musi być przerażające, jeśli „błyskiem w oku stwórcy” są kruki nad łanami zbóż, ogrodnikiem oczyszczającym winorośl okazuje się zaś dziwka. Jopowicz nie waha się w obliczu bluźnierstwa. Świętokradztwo okazuje się bowiem jedyną możliwością przyjęcia daru eucharystycznego – „przyjdą do nas listy, rzucone na łaskę przypływu”, „szukamy gwiazdy, jak dziwki pośród dam”. Jeśli mamy być uświęceni – zdaje się uświadamiać Jopowicz – to tylko przez zburzenie Olimpu i rozbicie arki przymierza. Ampułki należy roztrzaskać, wyrzucić fistulę i puryfikaterz.
Tym, co należy pielęgnować i podtrzymywać przy życiu, jest wyłącznie Czerwona winnica, jedyny sprzedany przez van Gogha obraz – zakupiony w 1888 roku w Brukseli przez Annę Boch, założycielkę Les XX. Miesiąc wcześniej Vincent stworzył jego odmianę: spokojną, dyskretną i nasyconą Zieloną winnicę. W liście do Paula Gauguina mówił o nim dość przytomnie:

W tej chwili zmagam się z pejzażem z błękitnym niebem ponad ogromną zieloną, purpurową i żółtą winnicą z czarnymi i pomarańczowymi pędami. Małe figurki kobiet z czerwonymi parasolkami i drobne figurki zbieraczy winogron z małymi wózkami jeszcze bardziej ją ożywiają. Z przodu szary piasek. Jeszcze jedno płótno rozmiaru 30 dla dekoracji domu.

Po prostu, nic więcej – „płótno rozmiaru 30 dla dekoracji domu”. Obraz, który miał być krotochwilą codzienności, wprowadzaniem linii basso continuo, „dziwką pośród dam” wreszcie – rzekłby poeta. Żadnego wystrzału ani ogłuszającego krzyku, żadnej tyranii szoku. Wierzę, że gdyby Andrzej Jopowicz żył, byłby w stanie napisać Zieloną winnicę. Z nami pozostała jednak ta książka – rachująca się z utopią, mitologiami i religią. Sąd szaleństwa poetyckiego nad cywilizacją – jednostkowy i kosmiczny sąd Orfeusza w todze sprawiedliwości. Nie zdradzę, jaki wyrok wydał Apollo. Zbyt wiele dowiedziałem się o Czerwonej winnicy. Zjadłem ją.



Ostrołęka,
3 czerwca 2012 r




POSŁOWIE

Zadzwonił telefon –napisz posłowie do czerwonej winnicy– usłyszałam – są gotowe do wydania wiersze Andrzeja Jopowicza . To była dobra wiadomość, od dawna czekaliśmy na realizację tego zamierzenia i właśnie stało się ono realne. Przywołałam w pamięci sylwetkę Autora i wróciłam do lektury Jego tekstów w Internecie oraz tych, zebranych w książce. Biorąc pod uwagę myśl przewodnią, charakterystyczną dla większości wierszy Andrzeja, pomyślałam, by posłużyć się konkretnymi cytatami, które w sposób szczególny świadczą o wrażliwości poetyckiej Autora. Jednak ostatecznie uznałam, że nie należy pozbawiać czytelnika możliwości samodzielnego zgłębiania treści, często wieloznacznej, otwartej na indywidualną interpretację. Autora poznałam, jako „baribala”, na portalu internetowym Poezja Polska. Zwróciłam uwagę na Jego wiersze metaforyczne, wielowarstwowe, głęboko  osadzone w realiach, z formą przekazu dość skomplikowaną, trudną. Przeważnie są to utwory mocne i skłaniające do głębszej refleksji. Często w tle majaczy świat z pogranicza – oniryczne obrazy, mitologiczne i religijne odniesienia, świat, w którym dominują: cierpienie, smutek i samotność. To również utwory, w których nierzadko pojawia się gwałtowny protest, wobec bezsilności, wyrażany w mocnych słowach. Zależnie od nastroju lub samopoczucia Autora, powstawały teksty o różnym zabarwieniu oraz nasyceniu emocjonalnym. Baribal, nie tylko ciekawie pisał, ale również z wyczuciem, interesująco komentował wiersze innych autorów; był wnikliwym obserwatorem i czytelnikiem. To ogromna strata, że wszystkie Jego teksty zostały usunięte z portalu. Dopiero teraz, dla wielu z nas nabrałyby one nowego i głębszego znaczenia. Andrzeja zapamiętałam, jako otwartego na innych, komunikatywnego i niezwykle ciepłego człowieka.
Prowadziliśmy korespondencję pod wierszami i za pośrednictwem portalowej skrzynki, niestety, niewiele się zachowało, a teraz, jakże chętnie wróciłabym  do tych serdecznych, czasem żartobliwych rozmów, które sprawiały mi wielką przyjemność. Kiedy zamilkł, nie wiedziałam, dlaczego.
05 kwietnia 2010 roku zamieścił w Internecie , bardzo wymowny i przejmujący, ostatni  wiersz:
Kolejka”
w najbliższej perspektywie
spojrzenia ściekają po szybach
zabujane w obłokach
baranki bujają we wzroku
węża na szyi baranka.

nadchodzi widmo burzy.

po plecach mknie gradobicie
krew wolno spływa z krzyża
za zdrowie wychylić kieliszek.

umierać na widok człowieka.

Na portalu została odnotowana data ostatniej aktywności baribala - 29 lipca 2010 roku, a potem – cisza, długa, przeciągająca się. Ktoś twierdził, że Andrzej zamierzał odejść z portalu, mówiono również, że pisze gdzieś pod innym nickiem. Szukałam jego wierszy, próbowałam znaleźć kontakt, bez powodzenia. Zamilkł. Odsunął się od nas, od portalu – tak sądziliśmy.
Po roku, Wojtek Roszkowski zamieścił na portalu komunikat o Jego śmierci:

[ ze smutkiem chciałbym poinformować, że niedawno dowiedziałem się z listu mamy naszego portalowego kolegi Andrzeja ( baribala ), iż rok temu umarł na zawał serca. Miał 35 lat. Na pewno wciąż wiele osób pamięta jego wiersze, komentarze i rozmowy na portalu.]

Zmarł 06 sierpnia 2010 roku. Trudno było uwierzyć w tę wiadomość, która do  nikogo z nas wcześniej nie dotarła, więc jak było naprawdę? Mógł być aż tak samotny?
Przed śmiercią wysłał część swoich wierszy Wojtkowi Roszkowskiemu i Jerzemu Zimnemu / coś przeczuwał? Nigdy się nie dowiemy /. Wiersze wydano w takim stanie, jak zostały napisane, bez redagowania, bez korekty, po prostu – bez najdrobniejszego ingerowania w ich oryginalny zapis. Nawet, jeśli zostały wysłane właśnie w tym w celu – przejrzenia, dokonania ewentualnej warsztatowej obróbki ( może? ) - tego również się nie dowiemy. Może niektóre wymagają szlifu, pozostaną warsztatowym szkicem, pomysłem, jednak z całą pewnością zasługują na uwagę, bowiem każdy tekst baribala coś do nas mówi, sygnalizuje i jest wart pochylenia się nad nim, nad zawartą w nim myślą, przekazem. Jest wart refleksji i zastanowienia się nad komunikatem, jaki Autor pozostawił.

Myślę, że „Czerwona winnica” będzie cenną pamiątką, szczególnie dla mamy Andrzeja, a nam, czytelnikom Jego wierszy, pozostanie pamięć po młodym, wrażliwym poecie, koledze z portalu internetowego Poezja Polska.
Andrzeju (baribalu), tym gestem dziękujemy, że byłeś z nami.

Elżbieta Tylenda








Andrzeja poznałem na początku mojej obecności na portalu Poezja-Polska w dość przypadkowy sposób. Po wklejeniu jednego z pierwszych wierszy zauważyłem komentarz „baribala” wytykającego mi częstochowski rym. Czym prędzej wszedłem na stronę, gdzie był Jego ostatni wiersz i zarzuciłem Mu, trochę zaczepnie, to samo. Tak rozpoczęła się nasza, trwająca do końca, korespondencja. W pewnym momencie, komentując wiersz Jarka Trześniewskiego-Jotka, ujawniłem miejsce swojego zamieszkania, ponieważ okazało się, że korzenie Jarka sięgają w świętokrzyskie.W ten sposób było nas trzech górali świętokrzyskich, jak mawiał Jarek. Bardzo sobie ceniłem komentarze Andrzeja, zawsze wyważone, czasem krytyczne , ale życzliwie krytyczne, Andrzej nigdy nie „kadził”, pisał prawdę. Zaczynał, chyba jak wszyscy początkujący, trochę nieporadnie, ale z każdym wierszem Jego poezja stawała się dojrzalsza, choć wcale niełatwa. Kiedyś, chyba wiosną 2010 roku, Jarek zaproponował spotkanie trzech świętokrzyskich górali w Staszowie, połączone z grzybobraniem w lasach Pocieszki, gdzie Jego dziadek był kiedyś leśniczym. Niestety, do spotkanie nie doszło. kilka miesięcy później Andrzej zmarł. O czym dowiedziałem się po roku, jak inni użytkownicy portalu
ponieważ Andrzej w kwietniu 2010 roku oznajmił że zaprzestaje publikować w internecie.


Józef Obora







































.
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz