Piąta nad ranem nie śpię, sąsiad kończy
golenie, zaczyna się rozmyślanie
o miłości sprzed czterdziestu lat
na schodach. Muszę ją dokończyć pisaniem
tego wiersza. Najtrudniej wyrazić dotyk
dłonią chropawą, pocałunek ustami
papierowymi, ruch spowolniony
jest w genach, więc bez obawy
wsuwam język tam gdzie jest już tylko
ściana (dziewczyna w urnie) Ja na planie
w ostrzale promieni słonecznych,
spadnie deszcz pustynny, urodzi się późniak
ten wiersz. Ostatni strofa w rękach Pana.
25.06.2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz