Pada i pada, deszczowy lipiec powtarza się co jakiś czas. Tego roku, zda się, płacze dzień i noc. Jakby aniołowie mieli w nadmiarze łez, jakby niebo przepełnione było smutkiem. Radość- towar reglamentowany, nie dla wszystkich wystarczy uśmiechu na co dzień, za to rośliny mają w sobie najintensywniejszą zieleń. Gleba jędrna sposobi się aby rodzić, drzewa wymarzły wiosną, bezlistne stoją w ogrodzie jak szubienice, bez ptaków i owadów. Tylko iglaki ratują atmosferę i nastrój. I po trosze oleandry, kwitną lecz deszcz kwiecie niweczy, jedynie palma puszcza i puszcza młode odnogi. Niedziela, kierunek Zielona Góra, po drodze Stęszew, miasto dwóch browarów i teatru ale przed wojną. Największa rogatka Poznania po drodze na zachód. Tutaj krzyżowały się drogi, konne transporty z piwem, żwirem i węglem. Z Grodziska w beczkowozach wożono słynne piwo. Legenda mówi, że była to zasługa pewnego wozaka, który podbierał z beczkowozu piwo i dolewał wodę z przydrożnego źródła o wysokim stopniu nasycenia Co2. Odbiorca zauważył zmiany w piwie, udał się do warzelni aby pogratulować nowego gatunku. Odtąd Piwo Grodziskie zasłynęło w całej ówczesnej Europie. Tyle legenda. Warto zaznaczyć, że piwo to warzono od średniowiecza (wiek szesnasty) do 1993 roku, kiedy to podjęto decyzję o likwidacji produkcji ze względu na wysoki koszt wytworzenia? Nie wzięto pod uwagę tego, że wszystko co dobre i niepowtarzalne musi kosztować. Takie przykłady można mnożyć, dlatego jak na ironię losu tak dużo się mówi i pisze o tradycjach regionów, produkty są przedmiotem zainteresowania biznesu, a wielki biznes powinien się od nich trzymać z daleka. Mijam Grodzisk i na chwilę zatrzymuję się w Ruchocicach. Wieś zadbana pracowita, większość mieszkańców pracuje przy pieczarkach. Od lat jest to grzybne zagłębie. We wsi drewniany kościółek, pamiętne miejsce dla mojego ojca, tutaj stał pod lufami najeźdźców w 1939 roku. Cudem ocalał. Przed Rakoniewicami, po prawej znajduje się centrum logistyczne, dawniej była tu łąka z oczkiem wodnym, a przy oczku rosła typowa polska wierzba. Napis na kamieniu głosił, że w tym miejscu Michał Drzymała postawił swój wóz mieszkalny, po tym jak władze pruskie odmówiły mu zezwolenia na budowę domu. Miejsce to było dobrze oznakowane, często odwiedzane przez przejezdnych. Dzisiaj nie wiem czy ktokolwiek tutaj zagląda, Drzymała bohater bardzo odległy, starzy pomarli, młodzi mają swoich nowych idoli. Smutne. Wolsztyn jest miastem rubieżnym, ma się dobrze, przechodził z rąk do rąk administracyjnych, mimo to, nic nie stracił z uroku, pozycję gospodarczą miasto zachowało i rozwija się nadal. Położone między dwoma jeziorami , posiada wiele atrakcji o znaczeniu historycznym. W skansen parowozów, każdego roku odbywa się festyn kolejowy, z całej Europy przybywają sympatycy parowozów, miasto zyskuje na popularności. W Wolsztynie znajduje się Muzeum Regionalne, posiada trzy placówki: Muzeum Marcina Rożka, wybitnego malarza i rzeźbiarza, który za odmowę namalowania portretu Hitlera dla Gestapo w Poznaniu, został osadzony w Auschwitz i tam pozbawiony życia. Wiele rzeźb Marcina Rożka stoi do dziś, choćby słynny Siewca i popiersie Chopina, w Luboniu i Poznaniu. Druga placówka, to Muzeum Roberta Kocha, odkrywcy prątków gruźlicy, tu w Wolsztynie Koch ujarzmił bakterie wąglika. W Wolsztynie urodził się znany polski aktor Cezary Julski. Zapędziłem się w tej wyliczance, a jeszcze przede mną kilka miejscowości wymagających paru zdań, uchwycenia tego czego nie widać gołym okiem. Kopanica, ostatnia miejscowość w granicach II Rzeczpospolitej, za kanałem Obry była już Rzesza. Dwa kilometry dalej na zachód, leży Kargowa, słodkie miasto jak mawiał mój ojciec, w dosłowności, bo była tutaj fabryka cukierków Dąbrówka, obecnie Nestle produkuje tutaj słodkości. Dla mnie najważniejsza jest ulica Dworcowa. W parterowym budynku nieopodal stacji kolejowej przyszedłem na świat. Może stąd mój sentyment do dróg żelaznych? Łza się w oku kręci jak widzę porośnięte brzozami tory prowadzące do Okunina i dalej do Sulechowa. Bilbordy i tablice przy drodze, barwne przystanki autobusowe z podobizną Macieja Kozłowskiego, nie żyjącego już aktora, kargowianina z urodzenia. No i logo święta czekolady, które od niedawna odbywa się w Kargowej. Podobnie w pobliskim Siedlcu, od wielu lat organizowane jest święto świni, ten pożyteczny zwierzak ma w Siedlcu swój pomnik. W towarzystwie znanej w kraju wódki dębowej, też rodem z Siedlca. Gastronomiczne kółko zamyka miejscowość Trzebiechów, teren znany z drobiarstwa.
W Okuninie zawsze dłuższy postój, budki dróżnika już nie ma, dla mnie jest, stoi w tym samym miejscu porośniętym trawą i chwastami. Obok drogi kilka mórg, jeszcze widzę kołyszący się len, zamkniętą rogatkę przed przejazdem eszelonu. Czerwona czapka ojca majaczy wśród zardzewiałego toru, na rampie sterta żerdzi, a pod magazynem rupiecie, też symbol czasu w którym żyjemy obecnie. Nie wybrzydzam widząc rosnący skrzyp, i kolorowe zioła przy drodze do lasu, nostalgia przechodzi pod wpływem łez, jakże innych od tych wylanych w zaciszu domowym. Poecie trudniej opanować wzruszenie, obrazy nakładają się bardzo brutalnie, na coś co kwitło i służyło ludziom, nakłada się bezczynność, marazm, porażająca cisza, której nie zmącą przejeżdżające samochody nawet klasowych marek. Do Sulechowa rzut kamieniem, nie korzystam z obwodnicy, miasta nie da się wyjąć z mojego życiorysu, chociaż szkoły już nie ma, jest inna, a internat rozebrano, chociaż to był zabytek wysokiej klasy. Tutaj Chopin mazurki swe grał, stąd wiele pokoleń pedagogów wyszło. Dzisiaj Sulechów jest inny, nie wiem jak to określić porównując to miasto do Wolsztyna, czyżby uwarunkowania historyczne miały aż tak duże znaczenie? Mimo wszystko Sulechów da się lubić, a rynek należy do najpiękniejszych w regionie.
Moja droga na zachód nie jest drogą przypadkową. Jedna z tych, które człowiek nosi w sobie, piasek i asfalt, przydrożne trawy, uliczki w miasteczkach, ludzie? Za kółkiem człowiek płynie, słońce ma w lusterku przed południem, i po południu w drodze powrotnej. Wyjazdy i powroty, nie liczę już ile ich było, mam jednak świadomość, że kiedyś będzie wyjazd ostatni, z powrotem lub bez. Ale to nie ma znaczenia póki człowiek wierzy w to, co robi.
Jerzy Beniamin Zimny
W Okuninie zawsze dłuższy postój, budki dróżnika już nie ma, dla mnie jest, stoi w tym samym miejscu porośniętym trawą i chwastami. Obok drogi kilka mórg, jeszcze widzę kołyszący się len, zamkniętą rogatkę przed przejazdem eszelonu. Czerwona czapka ojca majaczy wśród zardzewiałego toru, na rampie sterta żerdzi, a pod magazynem rupiecie, też symbol czasu w którym żyjemy obecnie. Nie wybrzydzam widząc rosnący skrzyp, i kolorowe zioła przy drodze do lasu, nostalgia przechodzi pod wpływem łez, jakże innych od tych wylanych w zaciszu domowym. Poecie trudniej opanować wzruszenie, obrazy nakładają się bardzo brutalnie, na coś co kwitło i służyło ludziom, nakłada się bezczynność, marazm, porażająca cisza, której nie zmącą przejeżdżające samochody nawet klasowych marek. Do Sulechowa rzut kamieniem, nie korzystam z obwodnicy, miasta nie da się wyjąć z mojego życiorysu, chociaż szkoły już nie ma, jest inna, a internat rozebrano, chociaż to był zabytek wysokiej klasy. Tutaj Chopin mazurki swe grał, stąd wiele pokoleń pedagogów wyszło. Dzisiaj Sulechów jest inny, nie wiem jak to określić porównując to miasto do Wolsztyna, czyżby uwarunkowania historyczne miały aż tak duże znaczenie? Mimo wszystko Sulechów da się lubić, a rynek należy do najpiękniejszych w regionie.
Moja droga na zachód nie jest drogą przypadkową. Jedna z tych, które człowiek nosi w sobie, piasek i asfalt, przydrożne trawy, uliczki w miasteczkach, ludzie? Za kółkiem człowiek płynie, słońce ma w lusterku przed południem, i po południu w drodze powrotnej. Wyjazdy i powroty, nie liczę już ile ich było, mam jednak świadomość, że kiedyś będzie wyjazd ostatni, z powrotem lub bez. Ale to nie ma znaczenia póki człowiek wierzy w to, co robi.
Jerzy Beniamin Zimny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz