Insulina
(....) Macie radochę, a mnie nie do śmiechu.
W telewizji jakiś facet powiedział, że ma wszystko gdzieś, nie określił tego gdzieś, a ja widzę to miejsce wszędzie. Nawet nocą. Poetom chce się pić, widuję ich z piwem, pozują komuś dla czegoś, pewna dziewucha ululała się miksturą z jabcoka i piwa, chłopak odwiózł ja do domu i dostał po pysku. Nawet nie wiedział od kogo. Wiosna zapieprza i nie nadążą, wkradają się mrówki, łazi robactwo po klatce schodowej, dzisiaj nie wyjdę z domu. Dużo powiedziane- dom. Raczej pokój z kiblem na korytarzu. Łazienka pod dziurawą rynną, ale latem. Zimą szukam dziupli, jest ich dużo na mieście, ale trzeba trochę pomieszkać i skrobać po plecach dzierlatki po pięćdziesiątce. Chorał aniołów. Zapach kotletów. Syrena za oknem. Ptaki wiszą na topoli, z dołu szczekanie psa. Ojczyzna odgłosów. Klamki miejskie. Drzwi. Tysiące drzwi zamykanych i otwieranych w tej chwili. Czwartek popierdolony, od środy nie może zdzierżyć czasu w zegarach na popych, po sprężynach lecą minuty, wahadło tam i z powrotem, w sklepach promocje, i te na krechę dawanie, najczęściej piwo w puszkach, za folię trzeba płacić, a papier do kibla po rozmoczeniu nadaje się do zupy. Kto na schodach przeklina. Kogo wzywa nadaremno. Bóg tutaj nie zagląda, jest abstynentem, a jak już to, nos zatyka. Aniołowie notują spadek odwiedzin, za to szczury są już nie czułe na zapach alkoholu. Ale co tam. o kant stołu Kanta, moje niebo żółte od dymu, słońce się kołysze przysłonięte gazetą, a we mnie? Kant się pomylił. We mnie lewe papiery, pan nie jest człowiekiem, słyszę zamykane drzwi i za nimi cholerę. W parze z kurwą.
Język poetycki. wszędzie. Napisy na murze, cierpliwe, po wyborach- a Facet wisi i nadal obiecuję zwrot. Jaki zwrot? Na pięcie? Ala już nie ma kota, i przewodniej siły narodu już nie ma. Są przypiski do zdarzeń na osiedlu. Dzisiaj wieczorem zaczęło padać, nareszcie woda niebieska zmyje wszystkie gówna, głowy namoczy aż do łupieżu, i myśli pod czachą odciąży, skoro mokro to nie sucho, a na sucho można szlifować dechy, tylko nie diamenty. Jeden znalazłem na strychu, sprawdzając wytrzymałość sznura, a tu spod krokwi wypadło zawiniątko. Tak mi się zdawało po ostatniej wizycie krasnoludków. Zgubili królewnę i teraz chodzą i nagabują takich jak ja. Nie łasych na gazety, płyty kontaktowe, i gazetki w których można zobaczyć amatorów cudzego pierza. Na mnie pierza tyle, co z rozdartej poduszki, kiedy próbuję udusić różowego królika. Tak się na mnie uwziął, że do snu nakładam kask- pamiątkę z budowy oczyszczalni ścieków. Płyty kontaktowe na chodniku. Na takiej płycie można spotkać miłość, odlać się o zmroku, postać z syfem albo inną zarazą, nabytkami ostatnich lat lukrowanych postępem. Aż do utraty ostatnich zębów. I co wtedy? Różnie może być, jak mawia pewien aptekarz, który zatrudnił trzy baby do sprzedawania prochów. Którą brać tak, aby tego nie czuła? Też po prochach? Ja mam swoją teorię dziobania, a nie jestem pelikanem, bo ryb nie ubywa, przeciwnie- zarybiają, ale raków darmo szukać nawet po pijaku. Czemu zatem nie zarakowiają akwenów? Głupi zadaje najmądrzejsze pytania, mądry zawsze odpowiada głupio na proste pytanie (......)
Jerzy Beniamin Zimny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz