Siedzę w chałupie bo zimno i zacina cherlawy deszcz, ale skutecznie. Moje gnaty ukształtowały się w ciepłych krajach. Tak sądzę i nijak nie mogę się otrząsnąć ze skamieniałości. Może to lata nieodwzajemnionej miłości do kamienia. Możliwe. Jak wszystko inne, co się wlecze za mną nie proszone. Wiosna struga wariata, choćby wczoraj na zapleczu restauracji Girasole, najpierw zachodzące słońce towarzyszyło artystom, później wiaterek, a na koniec zimno. Kwiecień jeszcze się nie opowiedział po czyjej jest stronie A powinien, bo drzewa dawno trzymają kwiecie w pąkach, ptaki coraz odważniej śpiewają. Najwyższy czas zdjąć kurtkę, i zacząć wreszcie podziwiać zieleń. W Girasole była gorąca atmosfera, zjechali artyści na ucztę obrazu i słowa. Wszelki komentarz zbyteczny, podobnie refleksje,które mnie nachodzą, zbliżone do retrospekcji przywołanej z poznańskiej BWA, w latach tłustych jeśli chodzi o tego typu wernisaże, i imprezy z udziałem ludzi sztuki. Pamiętam Galerię Mariusza Rosiaka z końca lat dziewięćdziesiątych. Nie kto inny, jak on, tak skutecznie propagował polskich abstrakcjonistów. Moje z nim kontakty w tej materii, były ograniczone, ale wiele się nauczyłem od Mariusza i nigdy go nie zapomnę, chociaż lata uciekają w tempie astronomicznym, i mnie niedługo przyjdzie udać się tam gdzie on, już.
Poezja w scenerii sztuki obrazu. To musi prowokować obie strony, obraz i słowo, w parze, a także osobno w pozycji do zderzenia w czasie, o którym kiedyś powiedzą- zamierzchły. Ocena trudna do uchwycenia, wyważenia w taki sposób aby dzieła w koegzystencji miały punkt zahaczenia, nie mówiąc o zbieżnym. Tutaj przywołuję twórczość Karola Samsela i Krzysztofa Schodowskiego. Jak daleko zajdą w przenikaniu, jest zagadką, tak samo jak zagadkowa jest poezja Karola, i trudne dla mnie rysunki Krzysztofa. Nie mnie jednak stanowić o ich wartości. Przynajmniej teraz, kiedy jestem zupełnie w innym miejscu, obszarze zainteresowań. Poezja jest labiryntem, z którego nie wolno znaleźć wyjścia. Pisał Roman Brandstaetter, piszemy tylko dla siebie i może dla dwóch przyjaciół, z których jednego na pewno nie poznamy, piszemy może jeszcze dla trytonów parskających na Piazza della Signoria i może dla wieczoru pachnącego skórą zmęczonych mułów, i może dla archanioła z fajką, który łowi ptaki i nakłada na ich nóżki ślubne obrączki. Cóż to za akwarela słowem malowana, jeśli miałbym znaleźć motto do sobotniego wieczoru, to lepszego nie znajdę.
Ars longa vita brevis.
Poezja w scenerii sztuki obrazu. To musi prowokować obie strony, obraz i słowo, w parze, a także osobno w pozycji do zderzenia w czasie, o którym kiedyś powiedzą- zamierzchły. Ocena trudna do uchwycenia, wyważenia w taki sposób aby dzieła w koegzystencji miały punkt zahaczenia, nie mówiąc o zbieżnym. Tutaj przywołuję twórczość Karola Samsela i Krzysztofa Schodowskiego. Jak daleko zajdą w przenikaniu, jest zagadką, tak samo jak zagadkowa jest poezja Karola, i trudne dla mnie rysunki Krzysztofa. Nie mnie jednak stanowić o ich wartości. Przynajmniej teraz, kiedy jestem zupełnie w innym miejscu, obszarze zainteresowań. Poezja jest labiryntem, z którego nie wolno znaleźć wyjścia. Pisał Roman Brandstaetter, piszemy tylko dla siebie i może dla dwóch przyjaciół, z których jednego na pewno nie poznamy, piszemy może jeszcze dla trytonów parskających na Piazza della Signoria i może dla wieczoru pachnącego skórą zmęczonych mułów, i może dla archanioła z fajką, który łowi ptaki i nakłada na ich nóżki ślubne obrączki. Cóż to za akwarela słowem malowana, jeśli miałbym znaleźć motto do sobotniego wieczoru, to lepszego nie znajdę.
Ars longa vita brevis.
Interesujące motto! Dziękuję!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńKrzysztofie dziękuję, nie wiem czemu pojawił się wpis o usunięciu?
Usuńwygląda na to, że przez przypadek usunął Pan mój wpis :-)
UsuńMałgorzata, dziękuję za obecność
OdpowiedzUsuń