Piszę bo mam taką potrzebę- (najczęstszy argument grafomana). Do tego odwiedzam biblioteki różnego szczebla, ludzie są zachwyceni moją poezją, gazety gminne piszą, czasem dyrektor biblioteki wklei coś na mój blogg, zdarzają się panowie z tytułem doktora, polecający moją poezję. Ba, nawet wydają moje tomiki, z wstępem jak należy. W twardej okładce, grube jak biblia, kolorowe rysunki, a teksty- ile się da pomieścić, bo czas ucieka a przecież zacząłem pisać po pięćdziesiątce. To wszystko jednak mało, chcę załapać się na jakąś nagrodę, ale tutaj trudniej, bo anonimowo przebić się nie jest łatwo. Jurorzy oceniają przecież teksty, nie mogę pokręcić się koło nich. Wtedy trzeba zaprosić kogoś znanego, najlepiej ze związku, i czymś zanęcić, stół szwedzki kusi więc może się uda. To nie bajka, to degradacja poezji w Polsce. (Ktoś powie, że jest inaczej, że to marginalne zjawisko. Owszem może i marginalne, jeśli chodzi o samą poezję, ale co do bibliotek, niestety jest to nisza w którą grafomani wchodzą bez przeszkód).
Moja poezja jest potrzebna dla ludzi, piszę to co czuję, w przeciwieństwie do innych, współczesna poezja jest niezrozumiała, ja piszę czytelnie, chcę być kochany i kocham wszystkich. Raz musiałem krawat pociąć na kawałki, wielbiciele domagali się pamiątki po moim wieczorku. Koleżanka wyszła bez spódnicy, wielbiciele darli ją na kawałki. Co za życie. Albo wizyta w klubie emerytów, trwała do nocy, zabrakło kawy i ciastek, musiałem dzwonić do nocnego sklepu, przywieźli, a jakże. W ciągu pięciu lat napisałem ponad dwa tysiące wierszy. Wydałem pięć książek, nie tam jakieś tomiki, duże książki, każda ponad trzysta stron. I ilustracje zrobione przez artystę, teraz zacząłem pisać prozę, będzie to moja autobiografia, bo moje życie było dotąd ciekawe, dużo podróżowałem po świecie. Należę do kilku związków, kilku stowarzyszeń, mam swoje logo, chętnie publikuję w necie swoje wiersze. Na kilkunastu portalach, wklejam codziennie. Różnie bywa z ocenami, ale tak ogólnie, to ludzie komentujący nie znają się na prawdziwej poezji. lubią poezję nowoczesną, a ta poezja nowoczesna nie ma szans. Najczęściej jest to bełkot niezrozumiałych fraz. Trzeba pisać to co się czuje, od serca. Ja to robię i dlatego wydałem tyle książek. I wydam jeszcze więcej, ponieważ recenzje są pozytywne, i są chętni na pisanie słowa wstępnego, z tytułami, a jakże. Prawie każda gazeta lokalna coś o mnie pisała. A to się liczy. Piszę do pana, bo pan się zna na poezji, czytałem ostatnia pański artykuł w gazecie. Znam tez pana z netu. No i bloga pan prowadzi, można poczytać ciekawe rzeczy. Dlatego chętnie wejdę z panem we współpracę, mam zamiar otworzyć wydawnictwo, to nie jest problem, będę zlecał pisanie wstępów, takie różne wstawki, oczywiście za honorarium, przy okazji i moje książki pan obskoczy.
Wychodzę na spacer z psem, chłodno jak na kwiecień, i zimno jak na poezję, której nikt nie zaświeci w tunelu światełka, bo przyszły czasy przenośnych latarni, świeczników wieloramiennych. wielkiej kasy wyrzucanej w błoto dla pseudo-poezji. Nikt nie jest Bogiem. A jednak, co niektórzy zmierzają do własnej świętości. Po trupach etyki, wartości uniwersalnych. Głosząc przy tym idee; nieograniczonej miłości do bliźnich. Szafując sercem jak kawałkiem mięsa, zapraszając na królewską ucztę w oprawie niemalże modlitwy składanej na własnym ołtarzu. Pieniądz nie śmierdzi, więc poezja cuchnie, mimo że pełno w niej róż i szczęśliwych łez wylewanych przed czytelnikiem. Pies obwąchuje krawężnik, jakby było w nim życie, i dalej kępki traw rozgarnia nosem. Jeszcze wyschniętych, ale już przygotowanych na ekspansję zieleni. Może są i tacy wśród nas, którzy wiecznie potrzebują węszyć jak pies za dobrą poezją. Ale jak odsiewać ziarna od plew. I kto ma to robić? Czytelnik? Który nie ma wyboru. A jeszcze znajdują się tacy, którzy powinni dbać o kondycję poezji, a dbają jedynie o własną kieszeń. Pies właśnie zrobił kupę- jakby odgadł moją myśl.
Jerzy Beniamin Zimny
Moja poezja jest potrzebna dla ludzi, piszę to co czuję, w przeciwieństwie do innych, współczesna poezja jest niezrozumiała, ja piszę czytelnie, chcę być kochany i kocham wszystkich. Raz musiałem krawat pociąć na kawałki, wielbiciele domagali się pamiątki po moim wieczorku. Koleżanka wyszła bez spódnicy, wielbiciele darli ją na kawałki. Co za życie. Albo wizyta w klubie emerytów, trwała do nocy, zabrakło kawy i ciastek, musiałem dzwonić do nocnego sklepu, przywieźli, a jakże. W ciągu pięciu lat napisałem ponad dwa tysiące wierszy. Wydałem pięć książek, nie tam jakieś tomiki, duże książki, każda ponad trzysta stron. I ilustracje zrobione przez artystę, teraz zacząłem pisać prozę, będzie to moja autobiografia, bo moje życie było dotąd ciekawe, dużo podróżowałem po świecie. Należę do kilku związków, kilku stowarzyszeń, mam swoje logo, chętnie publikuję w necie swoje wiersze. Na kilkunastu portalach, wklejam codziennie. Różnie bywa z ocenami, ale tak ogólnie, to ludzie komentujący nie znają się na prawdziwej poezji. lubią poezję nowoczesną, a ta poezja nowoczesna nie ma szans. Najczęściej jest to bełkot niezrozumiałych fraz. Trzeba pisać to co się czuje, od serca. Ja to robię i dlatego wydałem tyle książek. I wydam jeszcze więcej, ponieważ recenzje są pozytywne, i są chętni na pisanie słowa wstępnego, z tytułami, a jakże. Prawie każda gazeta lokalna coś o mnie pisała. A to się liczy. Piszę do pana, bo pan się zna na poezji, czytałem ostatnia pański artykuł w gazecie. Znam tez pana z netu. No i bloga pan prowadzi, można poczytać ciekawe rzeczy. Dlatego chętnie wejdę z panem we współpracę, mam zamiar otworzyć wydawnictwo, to nie jest problem, będę zlecał pisanie wstępów, takie różne wstawki, oczywiście za honorarium, przy okazji i moje książki pan obskoczy.
Wychodzę na spacer z psem, chłodno jak na kwiecień, i zimno jak na poezję, której nikt nie zaświeci w tunelu światełka, bo przyszły czasy przenośnych latarni, świeczników wieloramiennych. wielkiej kasy wyrzucanej w błoto dla pseudo-poezji. Nikt nie jest Bogiem. A jednak, co niektórzy zmierzają do własnej świętości. Po trupach etyki, wartości uniwersalnych. Głosząc przy tym idee; nieograniczonej miłości do bliźnich. Szafując sercem jak kawałkiem mięsa, zapraszając na królewską ucztę w oprawie niemalże modlitwy składanej na własnym ołtarzu. Pieniądz nie śmierdzi, więc poezja cuchnie, mimo że pełno w niej róż i szczęśliwych łez wylewanych przed czytelnikiem. Pies obwąchuje krawężnik, jakby było w nim życie, i dalej kępki traw rozgarnia nosem. Jeszcze wyschniętych, ale już przygotowanych na ekspansję zieleni. Może są i tacy wśród nas, którzy wiecznie potrzebują węszyć jak pies za dobrą poezją. Ale jak odsiewać ziarna od plew. I kto ma to robić? Czytelnik? Który nie ma wyboru. A jeszcze znajdują się tacy, którzy powinni dbać o kondycję poezji, a dbają jedynie o własną kieszeń. Pies właśnie zrobił kupę- jakby odgadł moją myśl.
Jerzy Beniamin Zimny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz