Drogi pisarzy prędzej czy później muszą stać się drogami labiryntowymi, albowiem najważniejsza, najistotniejsza jest wędrówka w ciemności, i jest to najsprawniejszy etap w twórczości. W gruncie rzeczy, tylko te kilka lat w życiu liczy się najbardziej, kiedy autor dotyka otchłani próbując utrzymać równowagę na kruchej granicy miedzy samotnością i nicością. W tym sensie poeta jest akrobatą, linoskoczkiem, nie zaś szamanem jak chcieliby organizatorzy konkursów, slamów, zdobywcy nagród literackich. Podstawą improwizacji i slamu jest szaleństwo, dobra rzecz jeśli chce się nim zaszokować czytelnika Fatalna kiedy w taki sposób buduje się dzieło życia (...)
Autorem powyższych wywodów mogłem być i ja, jakieś trzydzieści lat temu. Ale nie byłem, ponieważ nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jestem beneficjentem "korzystającym" z dobrodziejstw ciemności rozumianej jako labirynt z którego można wyjść z niczym, lub kluczyć świadomie wiedząc, że z tego labiryntu nie wolno poecie wyjść. Dla dobra poezji, dzieła życia. Karol Samsel, uświadomił mi coś czego dotąd nie rozważałem, a co stanowiło nieodłączną aurę wiszącą nade mną latami. Nie wiem w jakim stopniu zawiły był mój labirynt, nie mam pojęcia jak dalece tkwiłem w samotności, i w którym miejscu przebiegała i nadal przebiega granica za którą już tylko nicość. Nicość rozumiana jako wyjście z labiryntu, a więc koniec wędrówki w ciemności. Samsel za Brodskim i Brandstaetterem głosi teorię dzieła poetyckiego które niczym embrion kształtuje się w poecie, w procesie inkarnacji którym się poddaje. Są to wcielenia ciemne, wywodzące się z jądra ciemności, wnoszonego do siebie, po to aby miażdżyć, przelewać na papier. Miazga takiego jądra musi narodzić się w sercu poety, Inaczej utwór rozpłynie się w powietrzu? Samsel rozumie przesłanie Brodskiego ale przeraża go łatwość wyrażania takich poglądów. I ja tak sądzę, ale mimo upływu czasu, gruntownych przemian społecznych, poezja wielce zajmująca ma swoje jedyne źródło, tak trafnie zdefiniowane przez Brodskiego.
W wywiadzie udzielonym Beacie Patrycji Klary, Samsel deklaruje swój światopogląd oparty na gnozie. Nie uważa siebie za poetę katolickiego w rozumieniu katolicyzmu w pisarstwie jaki prezentował Jerzy Zawieyski i Roman Brandstaetter. Dlatego wolno mu spoglądać pękniętym okiem na Lourdes, Medjugorie, śmierć Marty Robin i Całun Turyński. Cóż, młodemu poecie, człowiekowi można ufać do momentu takich wyznań, albowiem proces dociekania prawdy w jego przypadku dopiero się zaczął. Empiryzm ma to do siebie, że jest jedynym wiarygodnym źródłem poznania. Samsel ma przed sobą całe życie, póki co, jeszcze spogląda pękniętym okiem ale przyjdzie taki moment kiedy to oko, scali się samo. Wiara czyni cuda, podobno. Ja odwrócę tą zależność: cuda tłumaczone przez wiarę, a więc zjawiska niewytłumaczalne przez naukę w wymiarze osobistych doświadczeń. Przytoczę kilka modeli, i to nie z obszarów zmysłowych, namacalne, materialne bo dotyczą przedmiotów będących w otoczeniu, w zasięgu ręki. Model dźwięku spadającego przedmiotu, model światła w okolicznościach śmierci klinicznej, fazy fizycznego zgonu. Model snu na jawie, w miejscu tragicznym. Zaznaczam, struktura każdego z wymienionych modeli jest materialna, nie ma mowy o przypadku, zaangażowanych ponad naturalnie zmysłach, czy urojeniach wynikających ze stanu psychiki. Co ważne, doświadczenia te mają swój początek we wczesnej mojej młodości. Z czasem coraz bardziej przybierały materialną postać. Nie będę szczegółowo opisywał każdego zdarzenia. Nie widzę takiej potrzeby tutaj, możliwe, że kiedyś wszystko dokładnie opiszę, co nie zmienia faktu, że każdy z myślących ma prawo do własnego zdania, i prawdą jest, że z upływem czasu świadomość podlega procesom weryfikacji, w miarę osobistych doświadczeń. Nie byłem w Lourdes, nie widziałem Całunu Turyńskiego, sanktuaria nie zrobiły na mnie większego wrażenia, nawet cudowne miejsca nie dały mi tyle doświadczeń ile zwykła codzienność. Jedynie w Medjugorie stos wahadełek i inne fetysze pochodzące z różnych kultur, utwierdziły mnie w przekonaniu o tym, że jedynym źródłem prawdy jest Demiurg. Oto szaman, cudotwórca, uzdrowiciel- składają na stosie przedmioty swojej magicznej energii, przed kim pytam. Przed bazyliką objawienia? Nie, to byłoby zbyt proste, wytłumaczalne, bo trzeba wiedzieć, że tego stosu nikt nie ruszy, nawet gdyby wahadełka były ze złota. Podobnie jak bomby Serbów, które zrównały z ziemią Mostar, a bazylika stoi nie tknięta, i nie ważne za sprawą czego i z czyjego rozkazu. Tu znajduję potwierdzenie odwiecznego dogmatu: ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało. I tu, w tym miejscu jest styczna wspomniana przez Samsela, po której przesuwa się koło życia świata. Nie sposób uciec od tej stycznej, żadna cięciwa nie wyprowadzi nas po za koło życia świata. Z tego powodu samo zetknięcie się z tą styczną musiało stać się punktem narodzin kultury, oraz literatury jako artefaktów i fetyszy życia nieśmiertelnego. Przywołuję tu wspomniane wahadełka na stosie w Medjugorie. Co więcej, jeśli koło życia świata zdołałoby oderwać się od stycznej, oznaczałoby to ostateczną śmierć umysłu. Teraz rozumiem dlaczego Samsel swego czasu napisał cykl wierszy, swoistych- szczególnych prób dialogu z nieznanymi mu osobami, których nazwiska znalazł na obeliskach cmentarnych. Samsel, młody człowiek, poeta - bliższy coraz dalej? I to jest ta magia, której poszukuje w osobowości poety. Jak długo, myślę że z tego labiryntu nie wyjdzie, bo nie ma takiego zamiaru, a Brandstaetter będzie mu coraz bliższy, oczywiście jako katolicki poeta.
Łazy 11-18 sierpnia 2012
Jerzy Beniamin Zimny
W wywiadzie udzielonym Beacie Patrycji Klary, Samsel deklaruje swój światopogląd oparty na gnozie. Nie uważa siebie za poetę katolickiego w rozumieniu katolicyzmu w pisarstwie jaki prezentował Jerzy Zawieyski i Roman Brandstaetter. Dlatego wolno mu spoglądać pękniętym okiem na Lourdes, Medjugorie, śmierć Marty Robin i Całun Turyński. Cóż, młodemu poecie, człowiekowi można ufać do momentu takich wyznań, albowiem proces dociekania prawdy w jego przypadku dopiero się zaczął. Empiryzm ma to do siebie, że jest jedynym wiarygodnym źródłem poznania. Samsel ma przed sobą całe życie, póki co, jeszcze spogląda pękniętym okiem ale przyjdzie taki moment kiedy to oko, scali się samo. Wiara czyni cuda, podobno. Ja odwrócę tą zależność: cuda tłumaczone przez wiarę, a więc zjawiska niewytłumaczalne przez naukę w wymiarze osobistych doświadczeń. Przytoczę kilka modeli, i to nie z obszarów zmysłowych, namacalne, materialne bo dotyczą przedmiotów będących w otoczeniu, w zasięgu ręki. Model dźwięku spadającego przedmiotu, model światła w okolicznościach śmierci klinicznej, fazy fizycznego zgonu. Model snu na jawie, w miejscu tragicznym. Zaznaczam, struktura każdego z wymienionych modeli jest materialna, nie ma mowy o przypadku, zaangażowanych ponad naturalnie zmysłach, czy urojeniach wynikających ze stanu psychiki. Co ważne, doświadczenia te mają swój początek we wczesnej mojej młodości. Z czasem coraz bardziej przybierały materialną postać. Nie będę szczegółowo opisywał każdego zdarzenia. Nie widzę takiej potrzeby tutaj, możliwe, że kiedyś wszystko dokładnie opiszę, co nie zmienia faktu, że każdy z myślących ma prawo do własnego zdania, i prawdą jest, że z upływem czasu świadomość podlega procesom weryfikacji, w miarę osobistych doświadczeń. Nie byłem w Lourdes, nie widziałem Całunu Turyńskiego, sanktuaria nie zrobiły na mnie większego wrażenia, nawet cudowne miejsca nie dały mi tyle doświadczeń ile zwykła codzienność. Jedynie w Medjugorie stos wahadełek i inne fetysze pochodzące z różnych kultur, utwierdziły mnie w przekonaniu o tym, że jedynym źródłem prawdy jest Demiurg. Oto szaman, cudotwórca, uzdrowiciel- składają na stosie przedmioty swojej magicznej energii, przed kim pytam. Przed bazyliką objawienia? Nie, to byłoby zbyt proste, wytłumaczalne, bo trzeba wiedzieć, że tego stosu nikt nie ruszy, nawet gdyby wahadełka były ze złota. Podobnie jak bomby Serbów, które zrównały z ziemią Mostar, a bazylika stoi nie tknięta, i nie ważne za sprawą czego i z czyjego rozkazu. Tu znajduję potwierdzenie odwiecznego dogmatu: ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało. I tu, w tym miejscu jest styczna wspomniana przez Samsela, po której przesuwa się koło życia świata. Nie sposób uciec od tej stycznej, żadna cięciwa nie wyprowadzi nas po za koło życia świata. Z tego powodu samo zetknięcie się z tą styczną musiało stać się punktem narodzin kultury, oraz literatury jako artefaktów i fetyszy życia nieśmiertelnego. Przywołuję tu wspomniane wahadełka na stosie w Medjugorie. Co więcej, jeśli koło życia świata zdołałoby oderwać się od stycznej, oznaczałoby to ostateczną śmierć umysłu. Teraz rozumiem dlaczego Samsel swego czasu napisał cykl wierszy, swoistych- szczególnych prób dialogu z nieznanymi mu osobami, których nazwiska znalazł na obeliskach cmentarnych. Samsel, młody człowiek, poeta - bliższy coraz dalej? I to jest ta magia, której poszukuje w osobowości poety. Jak długo, myślę że z tego labiryntu nie wyjdzie, bo nie ma takiego zamiaru, a Brandstaetter będzie mu coraz bliższy, oczywiście jako katolicki poeta.
Łazy 11-18 sierpnia 2012
Jerzy Beniamin Zimny
Jurku i nie tylko Brandstaetter,czytając twój metafizyczny esej(sic!) doszedłem do najważniejszego zdania :"Są to wcielenia ciemne, wywodzące się z jądra ciemności, wnoszonego do siebie, po to aby miażdżyć, przelewać na papier. Miazga takiego jądra musi narodzić się w sercu poety, Inaczej utwór rozpłynie się w powietrzu? "tu nieodparcie przypomina mi się Miłoszowskie "Idźcie w pokoju ludzie prości ,przed nami jest jądro ciemności". Gnoza czasami jest potrzebna ,żeby dojść.Wnioski nasuwają się same. Wielki ukłon dla Ciebie Jerzy.
OdpowiedzUsuńWszystko to bardzo ciekawe, jak zawsze. Uśmiechy irlandzkie posyłam.
OdpowiedzUsuńTak Jurku, Tak.
OdpowiedzUsuń