środa, 7 marca 2012

Jak Palony kochał Czeszki

Na Nakladni spokój już, tylko Beda i Jan wypisują miejscówki, nie zasną bez miejsca przeznaczeń, alkohol spręża płetwy, płyną, a dzień tuż, tuż. Kroki staruszki na piętrze jakby wolniejsze- pewnie już weszła na Bożi Dar. Pisał Jan Palony w przeddzień powrotu do domu, z budowy, na której pozostawił odcisk swojej pięści przy wejściu głównym do stacji kolejki linowej na Imperial w Karlovyh Varach. Pozostawił też kilka wybitych szyb w Brixie, wyszynku podłej klasy z piwem i parkami libereckimi na zakąskę. Konec sveta mówiła Jarka, kelnerka z doświadczeniem dla takich jak Jan, stawiała kreski, i grube też stawiała za każdą wybitą szybę, za każde przekleństwo nie w obcym języku powiedziane, ale po czesku. Jan znał kilka języków, dał temu dowód w Olimpii podczas dancigu, kiedy uświadamiał Bułgarów kim jest Żiwkow, natomiast Ruskich spowiadał za grzechy popełnione nad Wisłą, spór doprowadził do kilku butelek wódki, na zmianę stawianych, aż w końcu jeden z Czechów w roli rozjemcy, narysował na kontuarze baru, grubą krechę. Palony powiedział po francusku- merde, co ja przetłumaczyłem na ruski- że wsio w pariadkie. I tak spór przerodził się w drużbę przedstawicieli kilku narodów, tu w Wodach przy znacznym udziale Becherovki, umocowaną jak podmurówka na Imperialu. To była drużba- beton z żelazem bez podsypki i bez pomocy rusztowań., albowiem Palonemu gdy ktoś chciał szepnąć do ucha słówko, brał krzesło. Nie mam sobie nic do zarzucenia, jedynie worek cementu wyniesiony z budowy, nie jeden z resztą i nie ostatni- Palony był grzeczny jak anioł, w stosunku do kobiet nawet szarmancki, niezależnie po ilu piwach całował rączki, Mój świat jest brzydki dlatego muszę być ładny, i pisać muszę o nim, bo ucieka jak ekspress, a ja co rusz to w innym miejscu. Piszę na serwetkach, raz nawet na mankiecie białej koszuli, wers napisałem wesoły, kiedy płakała kobieta po rozstaniu z chłopem. Później mankiet odciąłem nożyczkami w ubikacji i wręczyłem kobiecie aby przywrócić jej uśmiech:

nie płacz kochanie
świat jest piękny i dla wszystkich
zrozum swoje łzy 
i nie roń nadaremnie
pójdziesz ponad żalem
i zmieni się wszystko
twoje usta znajdą usta
rozgrzane, jeśli nie sercem
to różaną wódką.


Powrót Palonego do domu poruszył pasażerów pociągu relacji Praga- Wrocław..Wracali całą brygadą, Bigiel Kurtkowy, od płytek. Kurtkowy dlatego, bo sypiał w kurtce, ilekroć wracał nawalony z Brixa: rano trzeba wstawać do pracy, więc po co się rozbierać. Drugim w szeregu był Hujaga, operator betoniarki, w cywilu właściciel kiosku z kwiatami przy cmentarzu, i kilku Goliatów, tak nazywano murarzy z Konina. Nie do zdarcia, nie do rozerwania, nawet kiedy jeden z nich urodził kilka kamieni po kuracji wodnej ze źródła numer sześćdziesiąt sześć. Nie wył, nie płakał, tylko rozbił lustro w toalecie. Więc cała brygada najpierw pożegnała Holki z pobliskiej szwalni, Palony pożegnał trzy blondyki, jedna rodem z Podjebrad, druga krajanka Rumcajsa, trzecia z Pilzna, gdzie Palony tańczył z nią na lodzie, i skończyło się to naruszeniem kilku zębów. Dziewczyny płakały a najbardziej blondynka z Podjebrad, żywiła bowiem nadzieję, że będzie miała z Palonym niemałe stadko.. Z Pragi ruszyli obładowani piwskiem i wódą, do Poznania daleko, a po drodze trzeba będzie częstować co niektórego. I rzeczywiście, w Hradcu wsiadło kilku mundurowych, po służbie wracali do domu, jednego kielonka Polakom nie mogli odmówić. Od słowa do słowa, od piwka do piwka, od piwka do wódki i zrobiło się sennie, tak sennie, że aż mroczno, i mundurowi obudzili się we Wrocławiu, a mieli wysiąść w Nachodzie. Jeden nawet zostawił raportówkę w przedziale i Palony musiał wyrzucił ją przez okno. Opisał później ten fragment w taki oto sposób:

Z Hradec do Wrocławia
jest trzy butelki wódki
i skrzynka piwa. Przegryzane
smutkiem, że to koniec Polki
w Czechach.  
                   Nasze wątroby 
są już wolne, serca wrócą 
do żon, wiersze nie puszczą
pary z bebechów. Jest gorzko
a z gorzkiego cukier, prosty
jak żelazna kolej. 


Wiersze Palonego ujrzą kiedyś światło dzienne, jakimś cudem się uchowały, szukałem ich wszędzie, nie bardzo wiedząc że je mam, kilka przeprowadzek, pomieszane kartony, i pamięć z której znikły. Warto czasem dokonywać inwentury, człowiek nie ma pojęcia co posiada, a jak sięgnąć głębiej, znajdzie sie i to, czego nie było. A wierszy Palonego jak sądziłem, nie było. A są.

Jerzy Beniamin Zimny
   











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz