Do wsi Zagubin, na Kujawy białe gdzie ziemia licha piachy niebywałe i Potęgowa- samotna jak palec. Cała Jaskrawość mi przyświeca, i ta wisienka- Ziemia co się kręci w kosmosie, przystępuję do ciebie, gałązko jabłoni, a ty ciągle krwawisz.
Właśnie ukazał się najnowszy tom poezji Jerzego Szatkowskiego pt. Tryptyk, poświęcony w części Edwardowi Stachurze, z którym Szatkowski przemierzył kraj wzdłuż i wszerz, ku cudownym manowcom. Książka składa się z trzech rozdziałów: Motyle, Jaskółki, Tren dla Steda. Całość stanowi jakby pieśń pochwalną dedykowaną przyrodzie, miejscom wędrówek, i Stedowi. Jerzy Szatkowski, autor słynnej Triady, poematu poświęconego żonie Iwonie, jest poetą szczególnym, pisze poezję nasyconą neologizmami, językiem tak czystym, że można się w nim przejrzeć jak w źródlanej wodzie. W Tryptyku przekroczył magiczną granicę absolutnego piękna, chociaż nie tylko o pięknie pisze. Są tu teksty pisane prozą, wyjęte momenty pracy poety w ośrodku wychowawczym dla trudnej młodzieży, jest rozmowa ze Stedem- przywołane jej fragmenty z pamięci i pamiętników: Choćby:
Urocza Książniczka (bibliotekarka) zauważyła, że: Tak dużo przybywa wierszy (pospolite ruszenie słów) ale poezji, niestety coraz mniej, coraz mniej... Bo też jest wielu fałszywych poetów- powiedział Sted, a jakże przejść nieczule, obojętnie czy bezmyślnie, obok jakiegoś na pozór tylko przypadkowego, potocznego powiedzenia, zawołania, albo - zda się - ot, tak sobie, od niechcenia "rzuconych na wiatr słów" ( słynna Brunowa : :Biała lokomotywa" A, nie dalej jak wczoraj, Jurek, nasz przyjaciel Darek, który nie pisze wierszy i ja - siedzieliśmy w lesie nad piękną rzeczką Wirynką i, właśnie Darek pozdrowił przelatującego nie opodal motylka słowami, które (ośmielam się to powiedzieć) same w sobie są poezją czystej krwi. Proszę posłuchać: Kimkolwiek jesteś: brudnicą mniszką, kapturnicą dzwonkową, niedźwiedziówką nożówką, narożnicą zbrojówką- niech ci się darzy, motylku, wszystkim dziennym i nocnym braciom i siostrom twoim- jak chwila ulotnym. Wystarczy?
Pospolite ruszenie słów, a co można powiedzieć dzisiaj. Ruszenie? Nie. Nawałnica, w której dostrzec poezję jest nie lada sztuką. Jeśli co dobre trzeba je tropić a jeszcze po drodze napotkać wiele kiepskich wizerunków, wystawionych przed szereg. Próbują błyszczeć przed oczami czytelnika, a rynek zalewają tomikami, tak obszernymi jak połacie piachów na Kujawach. Takich poetów jak Szatkowski już nie ma, a jeśli są, to podobnie jak on, oddają poezji wszystko co mają, i nie szukają rozgłosu. Jest to ich życie, a życia nie da się sprzedawać tylko dlatego, że trzeba zaistnieć w świadomości innych. Poezja toczy swój żywot niezależny. Stachura o tym wiedział i Szatkowski wie. Ilekroć jestem u Jerzego czuję się poetą, zauważyłem jednak przepaść, jaka nas dzieli w życiu codziennym, nie zmienił się ani na jotę, nadal nie szuka poklasku i kontaktów ze światem wartościującym twórczość jakąkolwiek. Nie obawia się śmierci, tylko ludzi których zawiść nie ma granic, najdrobniejszy nawet szczegół jest przedmiotem zazdrości. Ale doświadczenia, czas miniony wypełniony przyjaźnią z wielkimi poezji i sztuki, są niezniszczalne. Dlatego i ja zazdroszczę Jurkowi, że nie ugiął przed dobrami wszelkimi i nadal jest tym kim był, jak mówi o sobie: tym co jeszcze powietrze gryzie:.
o, ziemio! - matko bywszych ludzi-
nigdy ich więcej do życia nie budź)
mnie się nie marzą już żadne cuda
coraz to bliżej "niebieska tancbuda"
W Tryptyku, Szatkowski pomieścił także swoją prozę, krótkie formy ale bogate obrazowo. Zwróciłem uwagę na język, w Tryptyku jakby dał mu trochę swobody, nie zmusza czytelnika do wnikliwego myślenia, wyłuskiwania elementów neologicznych, chociaż daje się zauważyć to wszystko, co wcześniej jest zakodowane w jego twórczości, a teraz też widoczne, mimo swobody narracji, i nadużywania interpunkcji, którą Szatkowski operuje z premedytacją. I nie jest to interpunkcja spełniająca funkcje gramatyczne; słynne już u niego nawiasy zamknięte bez otwarcia, znaczą bezwzględny koniec tego co wynika z treści, A wynika coraz więcej, ponieważ poeta zaczął już okres podsumowań, o czym świadczy wydany wcześniej tom prozy pt. Tak nieprawdopodobne, że aż prawdziwe. Warto tu wspomnieć o pewnej antologii: Nobliści bez Nobla, przymiarka do niej Szatkowskiego, nie byłaby na wyrost. Sama tylko Triada jest arcydziełem na miarę minionego stulecia, a jego twórczość przysporzy językoznawcom, wiele zajęcia na długie lata.
Jeszcze nie wszystko ujrzało świat, jeszcze do powiedzenia wiele potoków, rzek, jezior okazałych. i mórz głębokich. Nad wodami owady i ptaki jeszcze nie nazwane. odmiany uczuć i stanów, wszystko w barwach zmieniających się w widzeniu poety. Coraz trudniej o czyste słowo, jeszcze trudniej dogodzić samemu sobie, czytając to co wyszło spod pióra. To są słowa Jerzego, a ja je w pełni podzielam.
Jerzy Szatkowski, Tryptyk, Biblioteka "Tematu" nr 47, Bydgoszcz 2011
Jerzy Beniamin Zimny
Właśnie ukazał się najnowszy tom poezji Jerzego Szatkowskiego pt. Tryptyk, poświęcony w części Edwardowi Stachurze, z którym Szatkowski przemierzył kraj wzdłuż i wszerz, ku cudownym manowcom. Książka składa się z trzech rozdziałów: Motyle, Jaskółki, Tren dla Steda. Całość stanowi jakby pieśń pochwalną dedykowaną przyrodzie, miejscom wędrówek, i Stedowi. Jerzy Szatkowski, autor słynnej Triady, poematu poświęconego żonie Iwonie, jest poetą szczególnym, pisze poezję nasyconą neologizmami, językiem tak czystym, że można się w nim przejrzeć jak w źródlanej wodzie. W Tryptyku przekroczył magiczną granicę absolutnego piękna, chociaż nie tylko o pięknie pisze. Są tu teksty pisane prozą, wyjęte momenty pracy poety w ośrodku wychowawczym dla trudnej młodzieży, jest rozmowa ze Stedem- przywołane jej fragmenty z pamięci i pamiętników: Choćby:
Urocza Książniczka (bibliotekarka) zauważyła, że: Tak dużo przybywa wierszy (pospolite ruszenie słów) ale poezji, niestety coraz mniej, coraz mniej... Bo też jest wielu fałszywych poetów- powiedział Sted, a jakże przejść nieczule, obojętnie czy bezmyślnie, obok jakiegoś na pozór tylko przypadkowego, potocznego powiedzenia, zawołania, albo - zda się - ot, tak sobie, od niechcenia "rzuconych na wiatr słów" ( słynna Brunowa : :Biała lokomotywa" A, nie dalej jak wczoraj, Jurek, nasz przyjaciel Darek, który nie pisze wierszy i ja - siedzieliśmy w lesie nad piękną rzeczką Wirynką i, właśnie Darek pozdrowił przelatującego nie opodal motylka słowami, które (ośmielam się to powiedzieć) same w sobie są poezją czystej krwi. Proszę posłuchać: Kimkolwiek jesteś: brudnicą mniszką, kapturnicą dzwonkową, niedźwiedziówką nożówką, narożnicą zbrojówką- niech ci się darzy, motylku, wszystkim dziennym i nocnym braciom i siostrom twoim- jak chwila ulotnym. Wystarczy?
Pospolite ruszenie słów, a co można powiedzieć dzisiaj. Ruszenie? Nie. Nawałnica, w której dostrzec poezję jest nie lada sztuką. Jeśli co dobre trzeba je tropić a jeszcze po drodze napotkać wiele kiepskich wizerunków, wystawionych przed szereg. Próbują błyszczeć przed oczami czytelnika, a rynek zalewają tomikami, tak obszernymi jak połacie piachów na Kujawach. Takich poetów jak Szatkowski już nie ma, a jeśli są, to podobnie jak on, oddają poezji wszystko co mają, i nie szukają rozgłosu. Jest to ich życie, a życia nie da się sprzedawać tylko dlatego, że trzeba zaistnieć w świadomości innych. Poezja toczy swój żywot niezależny. Stachura o tym wiedział i Szatkowski wie. Ilekroć jestem u Jerzego czuję się poetą, zauważyłem jednak przepaść, jaka nas dzieli w życiu codziennym, nie zmienił się ani na jotę, nadal nie szuka poklasku i kontaktów ze światem wartościującym twórczość jakąkolwiek. Nie obawia się śmierci, tylko ludzi których zawiść nie ma granic, najdrobniejszy nawet szczegół jest przedmiotem zazdrości. Ale doświadczenia, czas miniony wypełniony przyjaźnią z wielkimi poezji i sztuki, są niezniszczalne. Dlatego i ja zazdroszczę Jurkowi, że nie ugiął przed dobrami wszelkimi i nadal jest tym kim był, jak mówi o sobie: tym co jeszcze powietrze gryzie:.
o, ziemio! - matko bywszych ludzi-
nigdy ich więcej do życia nie budź)
mnie się nie marzą już żadne cuda
coraz to bliżej "niebieska tancbuda"
W Tryptyku, Szatkowski pomieścił także swoją prozę, krótkie formy ale bogate obrazowo. Zwróciłem uwagę na język, w Tryptyku jakby dał mu trochę swobody, nie zmusza czytelnika do wnikliwego myślenia, wyłuskiwania elementów neologicznych, chociaż daje się zauważyć to wszystko, co wcześniej jest zakodowane w jego twórczości, a teraz też widoczne, mimo swobody narracji, i nadużywania interpunkcji, którą Szatkowski operuje z premedytacją. I nie jest to interpunkcja spełniająca funkcje gramatyczne; słynne już u niego nawiasy zamknięte bez otwarcia, znaczą bezwzględny koniec tego co wynika z treści, A wynika coraz więcej, ponieważ poeta zaczął już okres podsumowań, o czym świadczy wydany wcześniej tom prozy pt. Tak nieprawdopodobne, że aż prawdziwe. Warto tu wspomnieć o pewnej antologii: Nobliści bez Nobla, przymiarka do niej Szatkowskiego, nie byłaby na wyrost. Sama tylko Triada jest arcydziełem na miarę minionego stulecia, a jego twórczość przysporzy językoznawcom, wiele zajęcia na długie lata.
Jeszcze nie wszystko ujrzało świat, jeszcze do powiedzenia wiele potoków, rzek, jezior okazałych. i mórz głębokich. Nad wodami owady i ptaki jeszcze nie nazwane. odmiany uczuć i stanów, wszystko w barwach zmieniających się w widzeniu poety. Coraz trudniej o czyste słowo, jeszcze trudniej dogodzić samemu sobie, czytając to co wyszło spod pióra. To są słowa Jerzego, a ja je w pełni podzielam.
Jerzy Szatkowski, Tryptyk, Biblioteka "Tematu" nr 47, Bydgoszcz 2011
Jerzy Beniamin Zimny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz