Komu mam dziękować za męczącą podróż z Poznania do Darłowa. Poezji? Ona podobno jest wszędzie, ale na dziurawej drodze, albo w wahadłowym ruchu co kilkanaście kilometrów, lub w paliwie za które trzeba płacić haracz, z pewnością nie jest. Bo jeśli by była, szlag by ją trafił prędzej aniżeli mnie. Tyle żartem, a serio; podróż była męcząca i gdyby nie tropy poetyckie Wyrwy- Krzyżańskiego, oraz Jerzego Utkina- poetów pilskich, a także pamięć o Tadeuszu Siejaku w okolicach Chodzieży- byłbym wysiadł w Ujściu i zajrzał do Katedry za namową ducha wojewody Opalińskiego oddać hołd Czarnieckiemu. Oddałem jednak hołd Tadeuszowi za bogatą twórczość znaczoną znakomitymi wierszami i grafiką, jako że jest również artystą grafikiem i to w największym tego słowa znaczeniu. Oddałem także hołd Tadeuszowi Siejakowi, za jego powieści. Zwłaszcza: Oficer, Próba, Pustynia, które polecam czytelnikom, ponieważ są tego warte, a przecież minęło już prawie osiemnaście lat od śmierci pisarza. Przedwczesnej zresztą, przeżył zaledwie czterdzieści pięć lat. Chodzież wiele zawdzięcza Siejakowi, był wielkim społecznikiem, sam posadził tysiąc pięćset drzew i zaprojektował oczyszczalnię ścieków, doprowadzając projekt do realizacji. Szczecinek słynie z malowania słowem, ale dopadła mnie drzemka i otworzyłem oczy dopiero w Bobolicach, zaraz przyszedł mi na myśl Grass: wspominał o tym mieście, gdzieś to czytałem ale nie pamiętam gdzie. Stąd można skręcić na Polanów, ale tym razem pognało nas na Koszalin, miasto Czesława Kuriaty, autora osiemnastu książek, znanych w całej Europie. Niewątpliwie, Kuriata zainspirował mnie przed występem w Darłowie swoim poematem wydanym w 1965 roku pt: Powrót księcia Eryka. Wtajemniczeni wiedzą, że książę Eryk ostatnie lata swojego życia spędził bezpiecznie na zamku w Darłowie. Dzisiaj Zamek Książąt Pomorskich, jedno z symboli tego pięknego miasta, gdzie można spotkać wiele miejsc, w których zatrzymał się wiek piętnasty. Ale o tym może jeszcze kiedyś napiszę.
Darłowo ma dwa klimaty, morski i poetycki. Ten drugi za sprawą Elżbiety Tylendy, która potrafiła zarazić nim miejscową ludność. Piszą tutaj ludzie niezależnie od wieku i profesji, jest liczne grono młodzieży, mają własny klub, prowadzą warsztaty, organizowane są turnieje, nic dziwnego. skoro patronką miejscowej biblioteki jest Agnieszka Osiecka. Tak było i na wieczorze Rubinosy, z pięknym podkładem piosenek Agnieszki w wykonaniu utalentowanej wokalistki z miejscowego liceum. Po raz pierwszy miałem okazję słuchać swoich wierszy w wykonaniu lektorów; Dagmary i Waldemara. Bardzo wnikliwe pytania zadawane przez Elżbietę tyczące okresu zamierzchłego mojego pisania. Moich kontaktów, genezy powstania kilku wierszy, które są jak gdyby sztandarowe w mojej twórczości. Nie podzielam tej opinii, ale z powagą przyjmuję, podobnie uwagi padające z sali, a także projekcję niektórych wierszy z Dystansu, zdaniem jednej z czytelniczek, tomu z którym powinienem się liczyć, a miałem dotąd zbyt duży do niego dystans.
Wieczór minął i zaczęły się nocne rozmowy poetów o poezji, przeplatane koniakiem i herbatą. Rankiem powitanie morza i spacer plażą. Waldemar wyłuskiwał bursztyny z porostów, my w tym czasie z Elżbietą kończyliśmy zaczęty, a nie skończony nocą dyskurs, Nikt nie przeciągnął liny na swoją stronę, przeciąganie kontynuowaliśmy po południu w Krągu, gdzie ostateczny remis, przypieczętowała nalewka z malin i wiśni, powtórzona nalewką z czarnego bzu, w posiadłości Joli i Jerzego- eremitów z wyboru, żyjących w Zielonej Dolinie otoczonej Borejowym Lasem, tak mocno zakorzenionym w Kolekcji Elżbiety.
gratuluję, nie tylko spotkania, ale także pięknych refleksji z podróży.
OdpowiedzUsuń