wtorek, 15 maja 2012

Z notatnika (4)

Dzisiaj zaczepił mnie facet o papierosa. Często to się zdarza więc zwyczajnie bez oporów poczęstowałem gościa.. W rewanżu podarował mi pudełko blaszane, po wazelinie- podkreślił- kiedy ostatni raz pan takie pudełko miał w ręku? Zaskoczony zupełnie zbaraniałem, w istocie pamiętam takie pudełka i wazelinę też pamiętam, ale kiedy ostatni raz jej używałem?   Lata siedemdziesiąte- facet podpowiada- a wie do czego służyła ta maź? Zapomniał? Do wszystkiego, czego skóra się domaga. A dzisiaj zwróć pan uwagę jak  ludzie dają robić się w trąbę. Producenci latami dokładają funkcje mazidłom. Już każda część ciała wymaga odrębnych pudełek, poszli dalej, noc, dzień, południe. Tylko patrzeć pór roku. Wyobraź sobie pan mazidło na Wielkanoc, albo puder na Wigilię? Swego czasu, kiedy jeszcze byłem kimś,  jeździłem po świecie. Paryż, Wenecja, Monte Carlo, jednak największe wrażenia zrobiła na mnie perfumeria   w San Remo, stara manufaktura, produkująca perfumy na bazie olejku różanego. Całe koszów płatków róż, importowanych z Bułgarii. Pod prasy średniowieczne, zapach kręcił nozdrza, a flakony kusiły mimo wysokich cen. Do dziś pamiętam nazwę tej firmy, Fragonardi, czy jakoś tak. Pamiętam też, że zapachy te są trwałe, nawet po tygodniu mankiety koszuli pachniały, a nawet dłużej.
    Facet dopalił peta i udał się do siebie. W stronę bliżej nieokreśloną, bo do siebie można iść także w przeciwną stronę, nawet po drodze zmieniać kierunek. albo chodzić w kółko.  Jak z wazeliną, chodzić i bez wazeliny wchodzić tu i tam. Różnie to zwą, nawet są próby odejścia od starej pisowni, ale jak zwał tak zwał, wazelina chociaż już nie do kupienia, króluje wszędzie. Co ciekawe, poezja nie wspomina o niej, a powinna. Dlaczego? Pozostawiam odpowiedź każdemu z osobna, ku użytkowi własnemu. Wiosna nadal marudzi, poezja ma się po zimowemu, czyli odmarza powoli, przybiera co rusz to nowe szyldy. Czytam ze zdziwieniem, że może mieć "inną twarz" ? Inne oblicze poezji. Skąd ja to znam? Zachodzę w głowę i znajduję adres, bardzo zakurzony adres, i nie do końca zrozumiały, nie potwierdzony. Chyba na poste restante trafiały pisma, poczty ruchome lub polowe. Tam gdzie dym, tam owa poezja z sufitu wzięta. Bo jak inaczej ją posadowić, przed progiem, ponoć jest zawieszona między pięknem a innym pięknem, inaczej pokazanym, bardziej lirycznie, z przytupem, może z chochelką i wałkiem do ciasta. Ruszam kopce mrówek, a powinny być pod ochroną, przynajmniej królowa matka, ponieważ ruszyła w kraj nowa odmiana. Bez ironii losu może okazać się stadem wiodącym, nie na manowce ale na świecznik. W płomieniach jak wiadomo giną jedynie ćmy, tak czułe na światło, że natura pozbawiła je wzroku?
    Facet od wazeliny krąży codziennie przed marketem, ciekawe ile jeszcze ma blaszanych pudełek, może buteleczki po brylantynie, przydałaby się co niektórym, bo to mazidło przecież świeci, i jeszcze układa urodę jak żaden inny kosmetyk. Czuwaj stary- mówi facet- nie zginiesz, a i pisać będziesz lepiej, nastały czasy marketingowe, nie ważne czyś dobry poeta, ważne że potrafisz wciskać kit i jeszcze dymić jak komin elektrociepłowni. Kiedyś ludzie kierowali się słuchem, dzisiaj trzeba im po oczach. A wazelina, zmieniła postać. Jak u owadów, najpierw imago potem barwny motyl. czyż nie?
    Perfumeria w San Marino, byłem i ja tam swego czasu, nawet odwiedziłem kasyno i grób księżnej Grace. Perfumy, potwierdzam, mocne jak spirytus, trzymają zapach prawie miesiąc, a to dłużej aniżeli poezja inaczej nazwana. Może tylko mówi o zapachach, ale zapachów w niej tyle co na jedno czytanie. A może to i tak, jest dużo. W natłoku, ba- zawale totalnym. Wracając z Darłowa, rozmyślałem przy kierownicy, starałem się zapomnieć o poezji, pola i lasy wtłaczać do głowy, ludzi siedzących przy szosie. I nic. Nawet bociany były prozaiczne w przebłyskach metafor zaklinowanych w pamięci. Jaki to czort człowiekiem rządzi, zniewala do swoich zachcianek. Jak już wsiądziesz do pociągu to jedziesz aż do końcowej stacji, do ubikacji wchodzą licealistki, a wychodzą panie w średnim wieku. Na każdej ze stacji  wysiadają staruszki. A poeta na ostatniej stacji wysiada sam. Nie ma komu ocenić czy starcem wysiada czy już trupem. Rozumiem zatem Czesia Markiewicza, że w jednym z wierszy w swoim najnowszym tomie oddał cześć polskim kolejom. Czytałem od dechy do dechy i pewnie jeszcze będę czytał kilka razy bo to świetna książka, podobnie jak Przecieki z góry, i jeszcze kilka tytułów mniej widocznych, ale z własnym obliczem.

Jerzy Beniamin Zimny

1 komentarz: