sobota, 19 maja 2012

Z notatnika (5)

Gablota pamięta niejedne zwłoki,  jeszcze kula się po mieście ale niedługo trafi na złom. Taryfiarz ma dwa lata do emerytury. Już nie łamie licznika, od tego łamania ma reumatyzm w nadgarstku. Panie- jestem królem miejskich dziur, co ciekawe- dawniej dziury znikały nocami, dzisiaj muszą swoje odstać, chyba że ktoś wystąpi o odszkodowanie za resor. A kręgosłup, a jaja? Choroba uliczna nie figuruje w spisie chorób zawodowych. Taryfiarz  nadal jest prywaciarzem, nic się zmieniło w tym względzie. Płacę co trzeba i jazda do Parku Wilsona, niegdyś Marcina Kasprzaka. Tam czeka na mnie dziewczyna z poezji. Pisze od dwóch lat i chce porady garmażeryjnej. Znaczy- przy wiktuałach pogadamy o wersach, z widokiem na Palmiarnię. Czuję głód na samą myśl o sałatce szopskiej. Taryfiarz otworzył mi oczy na poezję, mimo że ani słowa o niej nie wyraził. Ale licznik jakby rekwizyt poetyckich doznań- jedziesz, płacisz. Zdrowiem a to też pieniądze. Wracam do alejki w parku. Idę, zbliżam się do parasoli, kilka osób przepieprza przedpołudnie, mają swoje w głowach, i nie mniej w kieszeni. W południe kobiety są młodsze, jeszcze kosmetyki trzymają i słońce dopiero bierze się za skórę. Moja rozmówczyni ukryła kilka lat, ale mnie to nie rusza, bo to nie moje lata i nie mój wydatek. Dzisiaj dam jej godzinę, niech się streszcza, chyba że dwie kawy obrócimy białe. W Parku Wilsona kiedyś wyciąłem na ławce serce. Dzisiaj nikt serc nie eksponuje, jak chce ciepłego, bierze. Nie musi wystawać pod oknem, towar sam się pcha bez reklamy. Dosyć, bo się narażę odmiennej płci. Kroim temat delikatnie, dziewczyna w kozim rogu próbuje wyjść z czymś oryginalnym. Ja to mam już za sobą więc drążę zwyczajne, pospolite. Rozumie co drugie słowo ale przytakuje jak przy konfesjonale. Poezja, czym jest, pytam. Cisza, po chwili wywody z podręczników wzięte, kręcę głową, ani jednego punktu zaczepienia, nic wspólnego, chyba że stolik i inne myśli przychodzące do głowy. Gdybym miał respektować rozkazy idące z mojej głowy, dotyczące pewnych, delikatnych tematów, to już bym był u Brata Alberta, albo pod namiotem z folii. W każdym razie, moje klocki hamulcowe nie są jeszcze starte. A stolik nie jest duży, poezję jednak pomieścił mimo, że dziewczyna przytachała ze sobą sporej wielkości torbę.  Sądziłem, że ma w niej ciuchy. Nic z tego, same papierzyska w ilości kilku ryz. Na Boga, paniusiu, to wszystko tutaj mam przejrzeć? Zatrzęsło mną solidnie, lecz dziewczyna oddzieliła sporej ilości stosik i podsunęła mi pod nos. Te są najlepsze, tak sądzę, proszę jeśli łaska, ja na moment zajmę się czymś innym. Po kilkunastu kartkach nie wytrzymałem, szkoda mojego czasu, tutaj przy kawie, zabiorę do domu,  pogadajmy lepiej o czymś ciekawszym aniżeli poezja. Co pani porabia kiedy nie pisze wierszy? I tak od słowa do słowa znaleźliśmy się na wsi. To mnie ożywiło, podniosło na duchu, jako że wieś jest ostatnio modna, bardzo modna, nie tylko w budowaniu siedlisk zamożnych rodaków. Poeci, zwłaszcza poetki ją sobie upodobały, chociaż większość z nich wyciera od urodzenia miejskie kąty.  Dziewczyna wyniosła się do miasta po ukończeniu liceum. Ukończyła studia  i teraz pracuje w poważnej firmie. Od czasu kiedy posiada internet zaczęła na boku pisać wiersze. Wszyscy moi znajomi piszą, więc i ja zafundowałam sobie skrzynkę. Najgorsze jest to, że w godzinach pracy zaglądam na portale, to już zaczyna być niebezpieczne. Zdarza się że mam tyły w robocie, nawet w podróży klikam. Co pan o tym sądzi. Choroba, gorzej- pandemia nie do wyleczenia, można rzucić palenie, przestać pić wódkę, ale pozbyć się komputera? To niemożliwe, ale znam przypadki odwyku: dwa lata facet się leczy, odzwyczaił się od komputera ale skrzywienie pozostało, nie ten człowiek i nie ta osobowość znana dotąd rodzinie. Zawsze jest tak, że jak się z jakiejś czynności, zainteresowania rezygnuje, to w to miejsce trzeba sobie znaleźć co innego. I ten facet znalazł, ale to nowe traktuje równie poważnie jak niegdyś internet. Nowy rodzaj rozdwojenia jaźni? Nic tylko takiego zamknąć w odosobnieniu na kilka lat. Jedyna możliwość powrotu do realnej społeczności.

Wypiliśmy po trzy kawy,  w tym czasie pęczniała (tak sądzę) mejlowa skrzynka dziewczyny, a znana mi grafomanka wkleiła na pewnym portalu dwa teksty, kolega wkleił na fejsbuku kilkanaście reklam, nawet nie dojadł obiadu który mu podano pod nos, a pewien znajomy przeleciał kilkanaście portali, wszędzie ma przyjaciół i każdemu mówi dzień dobry. Posiadł już taki dryl, że dziennie pisze ponad setkę postów. Mój przerywnik dzisiaj trwał ponad cztery godziny. Przerywnik od wirtualnej rzeczywistości. Jedno spotkanie z dziewczyną w jednej osobie, młodą i uroczą, to więcej aniżeli dziesiątki kontaktów po łączach. Dokąd ten cyrk zmierza? Czym się zakończy dla dla większości, tej przyspawanej do kompów. Z każdym dniem ubywa czasu na kontakt z bliskimi, na spacery, posiłki, i pracę przy domu. Świr krzemowy kręci komórkami mózgu, niedługo zajmie wszystkie sploty, kłębki i nieszczęśnik zacznie się zachowywać jak procesor. Na nic się zdają zloty miłośników tematu, po każdym powrocie z takiego zlotu rosną kontakty wirtualne.  A że cieknie kran, i odpada tynk, tego się nie widzi bo to nie jest wirtualne. Dziewczyna z torbą stała się dla mnie jakby zwrotnicą kolejową. Skierowała mnie nieświadomie na utarty latami szlak. Wiem, że przez kilka lat poruszałem się po ślepym torze, który jak każdy tor ma swoje zakończenia. Albo odbojnicą, albo skarpą wysoką. Dalej próżnia w której nie ma już zwojów mózgowych, ani krzemowych komórek. Taka czarna dziura miażdżąca siły poetyckiej grawitacji. Alert trwa.

Jerzy Beniamin Zimny  

1 komentarz:

  1. Coraz fajniej, taksiarz boski!
    Natomiast panienka z torbą wierszy, to już codzienność. W sumie, dobrze się czytało i zabawnie było, więc same plusy :)

    OdpowiedzUsuń