I
przyszedł listonosz i przyniósł ponaglenie.
I
przyszła sąsiadka z płaczem.
I
przyszedł inkasent przed wigilią,
Jak
się ubiorę, to wyjdę.
Na
miasto obwieszone żarówkami, do dzielnicy
najbardziej
rozkopanej, do knajpy obskurnej
i
usiądę na brudnym krześle przy stole
z
pełną popielniczką, zamówię to samo.
A
z bata leci równo pod trumnę.
To już szóste dachowanie
w przytułku.
I szósta dekada przesypywania
piachu przez klepsydrę.
Macie
spokój. Jak się ubiorę, to wyjdę.
A
wtedy pogasną żarówki, ucieszą się
wykopy,
odpocznie w knajpie krzesło.
Wszystko
odpocznie, ziemia? ziemia jest święta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz