poniedziałek, 13 lutego 2012

Gromnica (1)



(.....)

Zarobiliśmy wystarczająco dużo, aby zapomnieć o robocie, przynajmniej na jakiś czas. Lato było w pełni i nasze rodziny były nad morzem. Ja ze szwagrem jeszcze jesteśmy w domu, ale już myślami na piaszczystej plaży pod bezchmurnym niebem. Jeszcze tego dnia po nieprzespanej nocy spędzonej w podróży z Berlina, zapakowaliśmy, co niezbędne do samochodu i ruszyliśmy do Sarbinowa. Po drodze natknęliśmy się na burzę. Grzmiało okrutnie i błyskawice rozrywały się aż do nieboskłonu. To nad lasem to nad polami, do samych koron drzew, do samej ziemi. Miałem wrażenie końca świata, który za moment nastąpi, za tym wzniesieniem, pod które wspinamy się w podmuchach przeciwnego wiatru. Przerażający granat nieba przechodzący w czerń a z boku nieśmiałe ledwo widoczne sztyleciki promieni słonecznych wbijające się w ponurą masę nisko wiszących chmur, zwiastujące mimo moich podejrzeń, bliski koniec tej nawałnicy. Tuż przed Bobolicami zjechaliśmy w dół, pozostawiając za sobą prawdopodobną scenerię końca świata. Dzień powrócił tak nagle jak pojawiła się burza. Byliśmy już w Bobolicach, czyli w „Baezie” mówiąc językiem znanego skądinąd Grassa. Małe miasteczka mają bardzo często dużą historię, za sprawą wielkich nazwisk. Znam wiele takich miejsc i poznaję coraz to nowsze, i jeszcze poznam dużo więcej, z czasem, który okaże się łaskawszy dla takich jak ja.
Minęliśmy Bobolice i Daniel przerwał moje rozmyślanie nad historią małych miasteczek.
– Miałem wrażenie, że to koniec świata?
– Ty też? Zadziwiająca jednomyślność.
– Czy koniec świata może tak wyglądać?
– Niekoniecznie. Wizje końca są różne, może to być potop, trzęsienie ziemi albo wszechobecna pandemia. Zależy jak na to patrzeć.
– A ty, jaki koniec byś wolał?
– Widzę, że cię to męczy. Ale odpowiem. Chyba potop, bo ja lubię wodę.
– Pytam serio.
– Skoro tak, to powiem ci, że nie dla wszystkich ten koniec będzie jednaki. Czytałeś pismo święte?
– Kiedyś, dawno.
– Ten koniec zależy od naszej wiary. Kto wierzy, ten nie umrze nigdy?
– Tak się tylko mówi, ale prawdy nikt jak dotąd nie poznał.
– Wiara czyni cuda. Słyszałeś takie przysłowie?
– Wiara to pojęcie ogólne.
– Nie. To pojęcie uniwersalne. 

W Sarbinowie powitało nas zachodzące słońce. Mieszanina ozonu z jodem sprawiła, że obudziłem się dopiero przed południem następnego dnia.
Kto widział w sobotę dwóch barczystych siłaczy, osmalonych słońcem spacerujących po plaży, mógłby odnieść wrażenie, że znaleźli się tutaj przypadkiem. Tak to wyglądało. Tego dnia potrzebny nam był spokój. Jak nigdy dotąd. Morze dawało nam ten spokój mimo szumu fal i krzyku natrętnych mew. Szliśmy brzegiem w milczeniu tak daleko jak to było możliwe. Daniel co jakiś czas puszczał dziecięcym zwyczajem kaczki. Ja wypatrywałem bursztynu. I tak do samego obiadu przemierzyliśmy tyle piachu ile mieści się w naszej klepsydrze, wielkim naczyniu życia, które co jakiś czas odwraca niewidzialna ręka. 
Po kolacji poszliśmy na strzelnicę. Stała tu niedaleko taka buda objazdowa na kółkach. Właścicielka, pani w średnim wieku zachęcała nas do zabawy. Może panowie spróbują- skinęła na nas – może cos ustrzelicie?
– Ja to bym panią ustrzelił – odpowiedział jej Daniel.
– To, na co pan czeka?
– Pani da tę wiatrówkę – powiedziałem to, wyjmując z kieszeni pieniądze – na początek dwadzieścia strzałów.
Po paru strzałach zorientowałem się, że muszka jest nieco wykrzywiona w lewo. Brałem, więc poprawkę i bolce trafiały w sam środek tarczy. Zamówiłem jeszcze trzydzieści strzałów, ale ze śrutem i do ustawionych fantów.
Tak to już bywa, że jak coś się dzieje to zawsze zjawiają się ludzie. Jakby spod ziemi wyrastają i ciekawi wszystkiego, co może się jeszcze wydarzyć. Ustrzeliłem wszystko, co było do ustrzelenia. Zabawki i wiatraczki, czekoladki i cukierki a na koniec pięć butelek wina. Więcej wina nie było i więcej fantów też nie było. Właścicielka, dotąd wynudzona, wielce nagle się ożywiła i rzekła mi wprost do ucha:
- Zamykam interes. Dam panu jeszcze jedno wino i proszę, aby pan już u mnie nie strzelał, bo zbankrutuję przez pana. A swoją drogą, to z tej wiatrówki nikt jeszcze wina nie ustrzelił.
– Wiem, wiem, to specjalna wiatrówka. Ale dla mnie bez różnicy, w lewo czy w prawo, w górę czy w dół. Wystarczy mi parę strzałów i wiem, co jest grane. Powodzenia na resztę sezonu!
Co było robić z sześcioma butelkami wina? Poszliśmy na kwatery i trzeba było je opróżnić. Sami z Danielem, bo na sikaczy nikt za bardzo nie miał ochoty. Opróżniliśmy i potem do rana męczyła mnie siarka, i na drugi dzień też. I od tej siarki, co mi z ust parowała, zalatywała chyba cała okolica. Przynajmniej tam gdzie miałem czelność się pojawić. Daniel natomiast spał na dworze i siarka z niego ulotniła się jak poranna rosa na wydmach.

– Z tymi Seszelami to coś nie tak – Fredek drapie się po głowie i nie może zrozumieć, że inwestor wyrzucił stamtąd Amerykanów i zażyczył sobie Polaków. – Coś tu nie gra. My znaczy się lepsi od nich?
– To się często zdarza. Może tam więcej ręcznej roboty trzeba? – wyjaśniałem.
– A te Seszele to daleko? – zapytał Wiesiek.
– Poniżej równika na oceanie.
Propozycja była, jak to mówią, z górnej półki. Początkowo sądziłem, że to sen, ale z czasem, kiedy zacząłem studiować mapę i znalazłem w książkach co nieco o tym archipelagu, moje podniecenie spadało z każdym dniem. Im bliżej dnia wyjazdu, tym więcej miałem wątpliwości czy w ogóle tam lecieć. Lekarka z przychodni przemysłowej powiedziała krótko i przekonywująco:
– Pan tam jedzie do pracy a nie na wypoczynek. A to co innego. Tam klimat nie do pracy. Pieniądze pan zarobi, ale zdrowie straci. Wyjdzie na jedno?
Obiecano mi wylot z Londynu, co było jeszcze argumentem za, ale kiedy zmieniono na Moskwę, nie miałem wątpliwości. Wysłałem żonę do kombinatu, że ja zaniemogłem i nie ma mowy o wylocie, niech wyślą w moje miejsce kogo innego, i to wszystko, co żona miała im powiedzieć.
Wyszło na to, że Jarek poleciał sam i dopiero po miesiącu dolecieli inni, bo loty na Seszele, jak się okazało, są tylko dwa w miesiącu i do tego jest to jakaś republika te Seszele, i bez wizy do niej ani rusz.

(.......)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz